Długo
zbierałam się do napisania tego tekstu. Zastanawiałam się jakich
użyć słów, bo nie chodziło o to, żeby był patetyczny. Chciałam
powiedzieć coś innego, a to stanowiło kłopot, zwłaszcza, że
kolejne dni dawały ku temu następne powody.
Jak
się okazało w sobotę w ciągu niespełna tygodnia pożegnaliśmy
trzy osoby z naszej – mówię o moim i niewiele starszym -
pokoleniu. Dziś to już czwarta. Dla sporej rzeszy chyba
najsmutniejszą, najbardziej zaskakującą
i niewiarygodną informacją była ta z wieczora 4 marca, że
wiecznym sanem zasnął niezapomniany Dylan McKay
z „Beverly Hills 90210” - Luke Perry. Kilka godzin wcześniej
samobójstwo popełnił Keith
Flint z brytyjskiego zespołu The Prodigy,
w sobotę śmierć przyszła po Jana-Michaela
Vincenta
z serialu „Airwolf”, a kilka godzin temu przeczytałam, że
upomniała się o kolejną osobę z obsady „Beverly...” - Jeda
Allana,
grającego ojca jednego z głównych młodych bohaterów – Steva
Sandersa.
Jak
bardzo to smutne, że często dopiero chwile takie, jak ta – jakże
przedwczesna śmierć idola lub niespodziewane tragedie narodowe
uświadamiają nam, jak życie jest krótkie i ulotne... Wszystko tak
naprawdę jest kruche, a los lub, jak kto woli Bóg okrutny i
przewrotny...
O
tym, że odszedł od nas Luke Perry dowiedziałam się wieczorem
wspomnianego 4 marca. Gdy zobaczyłam w internecie jego czarno-białe
zdjęcie z odpowiednim podpisem nie mogłam uwierzyć i pierwszą
moją myślą były słowa „Nie, nie on!”. Podejrzewam, że
zareagowało tak wielu. Przez myśl mi nie przeszło, że aktor
pożegna się z nami w ten sposób. Wiedziałam, że miał udar,
jednak byłam przekonana, że
z chorobą sobie poradzi tak, jak sporo innych nią dotkniętych i
zobaczymy go w kontynuacji „Beverly Hills”. Tego wieczora
spędziłam sporo czasu przeglądając i czytając komentarze. Duża
ich liczba to słowa o końcu pewnej epoki... Czy rzeczywiście? Nie
wiem, nie umiem odpowiedzieć na to pytanie, ale na pewno wiele z nas
zatrzymało się na chwilę.
„Beverly
Hills” był tak naprawdę pierwszym prawdziwym serialem dla
młodzieży – nas wtedy nastolatków. Jasne, że były inne np.
„Podróż za jeden uśmiech”, „Chłopak i dziewczyna”, czy
„Janka” - zresztą też jeden z moich ulubionych, ale, jak
powiedziałam kiedyś o „Młodych wilkach”, że stanowi pierwszy
prawdziwy rodzimy film dla dorastającego mojego pokolenia, tak było również
w przypadku "Beverly..."! Pamiętam, gdy obejrzałam pierwszy odcinek. To
była któraś niedziela. Leżałam w łóżku po tabletce, bo bolała
mnie głowa i nudziłam się. Chcąc umilić sobie czas włączyłam
telewizor. Jako, że w programach był niewielki wybór dałam na 1
TVP, bo w tym dniu wczesnym popołudniem zawsze nadawano jakiś film.
Poszłam też sprawdzić w gazecie - z tych telewizyjnych kupowałam
„Super TV” - co będzie.
Co
zobaczyłam?
Właśnie
„Beverly Hills 90210”, że za kilka minut rozpocznie się tzw.
pilotowy odcinek. Powiem szczerze o serialu nic wcześniej poza
tytułem nie wiedziałam, ale pomyślałam: co mi tam, może akurat
będzie fajny.
Już
po kilku minutach okazało się, że nie nie był dobrym, tylko super
dobrym!!! Od razu wiedziałam, że będę go oglądać, bo jest
stworzony dla mnie, dla mojego pokolenia. Pokochałam go! Ktoś może
zapytać za co? Za całokształt! Młodzi fajni aktorzy, opowieść o
mnie – moich rówieśnikach no może troszkę starszych..., naszych
wspólnych problemach. O tych ostatnich mówił otwarcie pokazując
je, nazywając po imieniu, nie zamiatając pod przysłowiowy dywan.
Uzupełnieniem były piękne zdjęcia, plenery, ciekawi ludzie,
akcja, wszystko. Niestety, ale prawda jest taka, że nasze polskie
produkcje przy nim bladły całkowicie. No i oczywiście jakby mogło
być inaczej – on Dylan.
Należałam
zresztą do tej grupy dziewcząt, które pomimo wielu zalet Brandona
wybrałyby właśnie Dylana. Kibicowałam też jego związkowi z
Brendą.
Muszę
zaznaczyć, że ten amerykański serial Aarona Spelilng'a był
absolutnym hitem niemal we wszystkich telewizjach świata, obojętnie,
na który kontynent spojrzymy.
„Beverly
Hills” stanowi opowieść o młodych ludziach, nastolatkach,
pochodzących z bogatych rodzin, których problemy i rozterki w
większym lub mniejszym stopniu są udziałem ich rówieśników na
całym świecie. Obojętnie, który kraj weźmiemy „pod lupę”.
Dwójka
pierwszoplanowych bohaterów to Brenda i starszy od niej o pół
minuty brat – bliźniak, Brandon. Serial rozpoczyna się w chwili,
gdy rodzeństwo przeżywa ciężki okres – po przeprowadzce do Los
Angeles, gdy ich ojciec zmienia pracę. Do Kalifornii przyjeżdżają
z Minnesoty. Usiłują się zaadoptować w nowych, nieznanych sobie
wcześniej warunkach. W tutejszym środowisku nie jest to takie
proste. Ekskluzywny college dla dzieciaków z rodzin o wysokim
statusie materialnym, zbiorowisko bardzo różnych osób różnie
funkcjonujących w szkolnym i pozaszkolnym światku, których życie
wbrew pozorom nie jest usłane różami. O tym wszystkim przekonujemy
się w kolejnych odcinkach.
Dla
Brendy i jej brata wszystko jest nowe i zagmatwane. Dzięki Kelly,
szkolnej koleżance, parze bliźniaków udaje się szybko zaistnieć
w miejscowym high-lifie. Wkrótce poznajemy nowych bohaterów serialu
Stevena - byłego chłopaka Kelly, Donnę, a do grupy po pewnym
dołącza Dylan stając się jedną z wiodących postaci. Wkrótce
Brenda zostaje jego dziewczyną.
Wśród
głównych bohaterów zobaczymy, także m.in. redaktorkę gazetki
szkolnej - Andreę, niezwykle zrównoważoną i rozumną dziewczynę
cierpiącą z powodu niespełnionej miłości do Brandona, Davida z
rozgłośni radiowej i innych.
Tak,
jak napisałam kilka zdań wcześniej „Beverly Hills” to nie
tylko zapis wzajemnych sympatii, antypatii i pierwszych miłosnych
uniesień. Bohaterów dotyka, bowiem wiele problemów współczesnego
świata – alkoholizm, narkomania, zagrożenie AIDS, problemy
rodzinne i trochę jeszcze innych. Identyfikowały się z nimi
miliony nastolatków na całym naszym ziemskim globie, a sporo z nich
zazdrościło bliźniakom ich rodziców – państwa Cindy i Jima
Walshów. Być może właśnie w tym należy szukać źródła
ogromnej popularności serialu. Młodzi aktorzy już po emisji kilku
odcinków stali się ulubieńcami telewidzów w Stanach
Zjednoczonych. Wystarczy wspomnieć, że otrzymywali kilka tysięcy
listów dziennie, a każdy ich krok śledzili fotoreporterzy z
kolorowej prasy. Możemy sobie tylko wyobrażać, co by się działo,
gdyby przenieść tamte czasy do współczesnych, gdzie króluje
Internet, a w nim media społecznościowe. „Beverly...” tworzono
na bieżąco, z tygodnia na tydzień, poruszając aktualne akurat
tematy. Tak było od 1990 roku do 2000.
Po
„wkroczeniu” serialu do Polski w 1994 roku, także i ja stałam
się jego zagorzałą fanką. Cały mój pokój – z wyjątkiem
sufitu - „zdobiły” plakaty. Ponad połowa z nich przedstawiała
kogoś z ekipy kalifornijskiej paczki. Tak, jak inni kupowałam
kolorowe gazety, jak np. „Bravo”, „Popcorn”, „Naszą miss”,
czy wspomniany wcześniej „Super TV”, żeby znaleźć koleje
informacje o „Beverly...”. Do specjalnej teczki, a później
teczek, składałam każdy, nawet najmniejszy wycinek. Mam je po dziś
dzień. Tak, jak i plakaty.
Z
tego okresu pamiętam też, że były specjalne serie szkolnych
zeszytów, konkurs, gdzie w gumach do żucia znajdowały się
naklejki, które należało wklejać do specjalnego albumu, koszulki,
a nawet lalki Barbie przedstawiające głównych bohaterów. No i
oczywiście książki na podstawie serialu. Miałam to wszystko, bo a
jakże mogło być inaczej?!
Luka
Perry'ego widziałam jeszcze w kilku innych filmach. Powtórzę: nie
wiem, czy wraz z jego śmiercią tak, jak napisali inni odeszła
jakaś epoka, ale na pewno wielu z nas uświadomiło sobie, że na
zawsze minęły tamte lata. Najbardziej beztroski czas naszego życia,
bo takim właśnie on był! Choć narzekaliśmy na różne rzeczy, to
czy tamto się nie podobało, nie mieliśmy czegoś otrzymywaliśmy
znacznie więcej niż nastolatkowie dziś, i nie mówię tylko o
rzeczach materialnych. Po za tym w zasadzie żadnych obowiązków -
jedynymi to nauczyć się do szkoły i posprzątać swój pokój.
Ewentualnie pomóc coś rodzicom! Nasze najszczęśliwsze chwile.
„Beverly
Hills” na zawsze pozostanie w mojej pamięci jako – nie boję się
użyć tego słowa - kultowy serial dla i o moim pokoleniu.
Obejrzałam wszystkie odcinki, a później starałam się również
powtórki. 4 marca odszedł jeden z naszych największych idoli. Nic
tego nigdy niestety nie zmieni.
Na
koniec jeszcze refleksja, gdzie częściowo nawiążę do tego, co
powiedziałam wcześniej. Można mówić, że to nie prawda, że
„Beverly Hills 90210” stanowił pierwszy prawdziwy serial dla
nastolatków tamtego, mojego pokolenia. Rodzimymi były przecież
m.in. te przeze mnie wymienione oraz inne zagraniczne. Produkcje USA
np. „Dzień za dniem”, „Dotyk anioła”, „Pełna chata”,
„SeaQuest”, „Cudowne lata” czy australijskie - nadawane przez
Polsat - „Rajska plaża”, „TV 101”, czy „Szkoła złamanych
serc”. Na przestrzeni tamtych lat były, także i „Roswell: W
kręgu tajemnic”, „Jezioro marzeń”, „Buffy: postrach
wampirów” czy w sumie nie tak dawno „Pamiętniki wampirów”.
One też są na zawsze w moim sercu, ale tym najważniejszym,
najbardziej do mnie trafiającym pozostanie „Beverly...”. Jego
twórcy strzelili w dziesiątkę. Zresztą kilka lat temu ponownie
nakręcono dalsze odcinki serialu, jednak z innymi aktorami, ci ze
„starej ekipy” grali w zasadzie role drugoplanowe. Serial nie
odniósł sukcesu. Dziś też uważam, że jedynymi produkcjami
mogącymi nosić „zaszczytne” miano następców „Beverly Hills
90210” to dwie meksykańskie telenowele: „Przyjaciółki i
Rywalki” i „Zbuntowani”, których nazwałam właśnie
„meksykańskim Beverly Hills 90210 XXI wieku”. Dodam, że w
pierwszym z nich w głównej roli występuje nasza rodaczka - pochodząca z Krakowa pani
Ludwika Paleta.
Jednym
z odcinków, który najbardziej utkwił mi w pamięci był
opowiadający o znalezieniu przez Brendę pewnego pamiętnika.
Nastolatka będąc sama w domu nudząc się zagląda w różne
zakamarki. W swoim pokoju odnajduje skrytkę, a w niej zapiski innej
młodej dziewczyny z lat 60-tych. Pisze ona o nieporozumieniach z
rodzicami, którzy zabraniają jej wyjazdu na Woodstock. Chyba
wszyscy wiemy, o którym mówię. Brenda zaczyna śnić na jawie.
Wyobraża siebie na miejscu wspomnianej nastolatki, a wokół siebie
kalifornijską paczkę przyjaciół jako te słynne dzieci-kwiaty
pokojowo protestujące przeciw wojnie w Wietnamie.
Więcej o samym serialu można przeczytać TUTAJ
Więcej o samym serialu można przeczytać TUTAJ
Komentarze
Prześlij komentarz