Kolejny raz postanowiłam odnieść się do wyborów prezydenckich w USA. Robię to, ponieważ zauważyłam, że sporo osób nie rozumie tego wszystkiego, co ma miejsce od ich zakończenia.
Wielu wśród tych, z którymi rozmawiam (jak również autorów internetowych komentarzy) „nie ogarnia”, po kiego licha upór Trumpa, by liczyć od nowa głosy, skoro za cholerę z matematycznego punktu widzenia nie ma najmniejszej szansy na te 270 głosów elektorskich❗❓❗❓❗❓
By rozjaśnić sytuację, dla tych, którzy nie wiedzą, co dzieje się w USA przedstawiam wszystko poniżej. W prosty i przystępny sposób wyjaśnia wszystko artykuł, którego tekst wraz z linkiem zamieszczam poniżej:
Dershowitz: To jedyna droga do zwycięstwa Trumpa
18 Listopada 2020
Biden
jest oczekiwanym prezydentem elektem, ewentualnym prezydentem, nawet
prawdopodobnym prezydentem, ale ze względów prawnych i
konstytucyjnych nie jest oficjalnie prezydentem elektem.
Alan M.
Dershowitz, Gatestone Instytut
Prezydent Trump ma tylko jedną drogę do wygrania i wymagałoby to idealnego sztormu, który w tej chwili wydaje się mało prawdopodobny. Celem zespołu prawników Trumpa nie jest uzyskanie 270 głosów wyborczych dla swojego klienta. To nie wydaje się realnie możliwe. Celem jest zakwestionowanie tych 270 elektorskich głosów, które wiceprezydent Biden potrzebuje, aby Kolegium Elektorów wybrało go na prezydenta. Skoro jest to gra o głosy, jak to możliwe, że Bidenowi nie zaliczy się 270 głosów bez osiągnięcia tej liczby przez Trumpa?
Odpowiedź na to pytanie jest kluczem do tego, co próbuje
zrobić zespół prawników Trumpa. Jeżeli wystarczająca liczba
głosów wyborczych będzie nadal kwestionowana do połowy grudnia i
jeśli mniej niż 270 elektorów zostanie zatwierdzonych przez
poszczególne stany do tego dnia, wówczas Biden mógłby -
teoretycznie - nie otrzymać niezbędnych 270 głosów. Gdyby tak się
stało, wówczas wybór prezydenta zostałby przeniesiony do Izby
Reprezentantów, jak to miało miejsce kilkukrotnie w XIX
wieku.
Zgodnie z konstytucją Izba głosuje na prezydenta nie
przez poszczególnych członków, ale przez delegacje stanowe. Każdy
stan otrzymuje jeden głos, więc 26 stanów jest niezbędnych do
wyboru prezydenta. Chociaż w Izbie Reprezentantów jest więcej
Demokratów niż Republikanów, więcej stanów jest z przewagą
republikańskich reprezentantów. W związku z tym, gdyby wybory
miały się odbyć w Izbie Reprezentantów, Republikanie
zdecydowaliby, kto będzie następnym prezydentem.
Nie jestem
zwolennikiem tej strategii ani jej nie popieram. Jako analityk
konstytucyjny po prostu przedstawiam możliwość, jaką daje nasza
Konstytucja. Ta możliwość dyktuje strategię zespołu prawnego
Trumpa.
Nie potępiam też prawników Trumpa, którzy starają się
użyć tej strategii. Właśnie otrzymałem e-mail z zaproszeniem do
podpisania petycji z żądaniem zdyskwalifikowania prawników
prezydenta Trumpa za ich działania. To jest po prostu czysty
MacCartyzm. Prawnicy mają prawo używać wszelkich rozsądnych i
etycznie dopuszczalnych strategii, które służą interesom ich
klientów. To właśnie robią prawnicy prezydenta Trumpa. Oni są
oczywiście zobowiązani do działania zgodnie z zasadami prawa i
etyki, ale nie widzę dowodów na to, że tego nie robią.
By
odnieść sukces, ta długofalowa strategia wymaga fantastycznej
nawały korzystnych orzeczeń sądowych, korzystnych decyzji wielu
sekretarzy stanu oraz korzystnych wyników z ponownej kontroli głosów
i innych apelacji. Nie wystarczyłoby wygranie któregokolwiek stanu,
nawet Pensylwanii. Musiałoby się znaleźć więcej niż 35 głosów
elektorskich, niezatwierdzonych do ostatniego terminu, które nie
uzyskałyby odpowiednich uprawnień do głosowania. Jest to bardzo
mało prawdopodobne, ale teoretycznie jest to możliwe.
Ten
scenariusz doskonałej nawałnicy może wyjaśnić, dlaczego
prezydent Trump nie odstąpił ani nie odwołał swoich prawnych
apelacji. Ale nie wyjaśnia, dlaczego administracja Trumpa do tej
pory nie współpracuje z zespołem transformacyjnym Bidena. Nie ma
prawdziwego powodu, dla którego taka współpraca nie miałaby się
odbywać, zwłaszcza ze względu na Covid-19 i kwestię
bezpieczeństwa narodowego. Administracja Trumpa mogłaby rozpocząć
współpracę z zespołem przejściowym Bidena bez rezygnacji z
apelacji prezydenta Trumpa.
Pamiętajmy, że z punktu widzenia prawa i konstytucji Joe Biden nie jest jeszcze prezydentem elektem. Był koronowany przez media, polityków i większość Amerykanów. Jednak aby oficjalnie zostać prezydentem elektem, wymagane jest przynajmniej poświadczenie wystarczającej liczby stanów, które zapewnią mu 270 wymaganych elektorów. To się jeszcze nie wydarzyło. Jego przeciwnik też nie przyznał się do porażki. Biden jest przypuszczalnym prezydentem elektem, ewentualnym prezydentem, nawet prawdopodobnym prezydentem, ale ze względów prawnych i konstytucyjnych nie jest oficjalnie prezydentem elektem.
Więc niech kontrola głosów będzie kontynuowana. Niech
pozwy sądowe postępują. Niech prezydent mówi o wyborach,
cokolwiek zechce. To wszystko jest częścią naszego demokratycznego
systemu wyborów.
Ale idźmy naprzód z transformacją, gdzie
administracja Trumpa współpracuje z zespołem Bidena. To też jest
amerykańskie.
Alan M. Dershowitz to emerytowany profesor prawa Felix Frankfurter, z Harvard Law School i autor książki „Winny z powodu oskarżenia: Problem z udowodnieniem niewinności w czasach #MeToo”, Skyhorse Publishing, 2019.
Polskie tłumaczenie:
zdj. https://www.dw.com/pl/siwiute%C5%84ki-donald-trump-internauci-martwi%C4%85-si%C4%99-o-niego/a-55600769
Komentarze
Prześlij komentarz