Pisałam wielokrotnie, że na blogu będę poruszać różne ważne tematy. Nie ukrywałam, iż sporo miejsca poświęcę polityce oraz wydarzeniom krajowym i ze świata, jednak dzisiaj całkiem inna sprawa.
A może nawet nie tak odmienna, gdyż w zasadzie dotycząca jednego z aspektów naszego życia (i raczej w sumie ważnego) – zakupów❗
Przedstawiając swoją historię chcę pokazać (i jednocześnie uczulić❗❗❗) postępowanie niektórych sklepów.
W miniony piątek (18 września) udałam się do jednego ze sklepów sieci Sinsay (galeria Gemini Park, Tarnów) z zamiarem zakupienia dżinsów.
W sieciówce tej zakupy robię dosyć często, jest moją wypróbowaną i zawsze miałam o niej zdanie na „+”. W domu tak z ciekawości weszłam na stronę internetową Sinsay zobaczyć jeszcze inne dżinsy z tego modelu. Jakież było moje zdziwienie, gdy owe spodnie były, ale o 10 zł tańsze, niż za nie zapłaciłam (29,99 zł)❗❗❗
Sprawdziłam na metce ponownie, czy rzeczywiście patrzę na ten sam model❓
Okazało się, iż tak, jednak to nie wszystko. Ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu dostrzegłam, że na niższej cenie (tej, jaka w internecie) przyklejony była metka z wyższą - 39,99 zł.
Zamieszczam zdjęcia potwierdzające moje słowa:
Chcąc wyjaśnić rozbieżność cen napisałam w tej sprawie do Sinsay przedstawiając swój przypadek – poniżej zamieszczam oryginalny tekst odpowiedzi, którą udzieliła mi jakaś pani:
„Pani Anno ceny online i w salonach mogą się różnić bo to dwa różne kanały sprzedaży. Metki są drukowane długo przed wprowadzeniem produktu do sklepu. Powodem dwóch różnych cen na metce jest ponowna wycena modelu przed wprowadzeniem do sprzedaży. Ceny są zmieniane zarówno na wyższe, jak i na niższe. Przyczyny zmiany ceny mogą być różne, od czynników ekonomicznych np. zmiana kursu walut, czy kosztu transportu po typowe błędy ludzkie. W takiej sytuacji błędna cena jest zamazywana i na nią naklejana jest nowa cena.”
Historią
zakupów podzieliłam się również ze znajomymi, oto ich opinie:
„...Gdyby jakikolwiek szanujacy się sklep na Zachodzie czy w USA przykrywał tańsze ceny wyższymi to byłaby to wizerunkowa klapa. U nas można, a Wy jeszcze Annie od Januszy (zacne imię moim zdaniem) wymyślacie...”
„Aniu to jest oszustwo! Jak jest cena na metce to albo się kupuje za tą cenę albo producent obniża i nakleja niższa cenę! Nigdy tak nie jest ze naklejka jest wyższa od oryginalnej. U nas tak nigdy nie ma. Ludzie tylko sprzedają tak by zarobić ale czegoś takiego jeszcze nie widziałam.”
Niestety opinia była jeszcze jedna – mianowicie:
„Ty tak na serio? No to faktycznie miałem rację, że Polacy to Janusze, szkoda Ci 10 zł, masakra, napisz by Ci oddali pieniądze i produkt dali są za darmo lol, żałosne. to normalne, niestety Polacy to Janusze i ciągle też narzekają, szkodują 10 czy 15 zł, najlepiej jak byś dostała produkt za darmo”.
Opisując historię swoich ostatnich zakupów w Sinsay chciałabym, żeby było wszystko jasne – nie chodzi o 10 zł (w moim przypadku więcej, gdyż kupiłam jednej pary spodni, lecz więcej), spodnie kupiłam w sklepie po 39,99 zł i nie żałuję - ja mówię o praktykach sieci❗❗❗
W naszym kraju spotkałam się niejednokrotnie, że sklepy robią „obniżkę”/„promocję” w następujący sposób: pozostawiają cenę, a powyżej dopisują wyższą przekreśloną. Dotyczy to nie tylko ciuchów czy butów, ale sprzętu RTV, AGD i wielu innych. Ewentualnie np. przed Black Friday podwyższają ceny kilka dni wcześniej, by na „Czarny Piątek” skreślić i „przejść na te” wcześniejsze ogłaszając jednocześnie „wielkie promocje/obniżki”❗❗❗
Jednak sposób w jaki postąpiła sieć Sinsay jest dla mnie po prostu najzwyklejszym przegięciem❗
Tak się zwyczajnie nie postępuje❗❗❗
Na Zachodzie, czy np. w USA szanująca się i dbająca o swój wizerunek firma lub sklep nigdy w ten sposób by nie postąpiły❗ Decydując się na coś takiego wiedzieliby, że są zwyczajnie skończeni, gdy to się „wyda"❗❗❗❗
A wyda się zawsze❗❗❗
Powtarzam: w moim przypadku nie chodzi o te 10 zł, są jednak osoby, dla których nawet ta kwota stanowi sporą różnicę w domowym budżecie (a naprawdę sporo jest takich osób w naszym kraju). Ludzie ci wiedząc, że firma postępuje w taki właśnie sposób dając wyższe ceny w sklepach stacjonarnych, a niższe w internetowym zamówiliby towar on line. I nie mówimy, iż cena by się zrównała, gdyż musieliby opłacić przesyłkę, ponieważ zamówiliby również inne rzeczy mając dostawę darmową.
Tak na marginesie większość sieciówek w PL (nawet te zagraniczne) ;) stosują taką zasadę. Ludziom dalej ciężko ogarnąć, że garment produkuje się często nawet pół roku przed wprowadzeniem na rynek i ceny różnią się nawet właśnie chociażby w kosztach transportu. No ale cóż... Ludziom ciężko to ogarnąć i zrozumieć, pojęcie wiedzy ekonomicznej to podstawa :)
OdpowiedzUsuń