20 listopada jeszcze tego (2020) roku zamieściłam wypowiedź unijnego komisarza ds. budżetu i zasobów ludzkich pana Günthera Oettingera, który na temat zysku Polski z funduszy unijnych powiedział następujące słowa: z każdego przekazywanego Polsce unijnego euro, do Niemiec wraca aż 86 centów.
„…znaczna część każdego euro, które trafia z UE do Polski… wraca do Niemiec. Polacy wykorzystują pieniądze do składania zamówień w niemieckim przemyśle budowlanym, na zakup niemieckich maszyn i ciężarówek. Tacy płatnicy netto jak Niemcy powinni być zainteresowani istnieniem funduszy strukturalnych. Płatnikami netto, tak jak Niemcy powinni być zainteresowani w funduszach strukturalnych. Z ekonomicznego punktu widzenia, Niemcy nie są bowiem płatnikiem netto, ale odbiorcą”.
Swego czasu Johannes Hahn, unijny komisarz d/s polityki regionalnej, oświadczył, że ta wielkość wynosiła aż 89 centów❗
(Więcej na ten temat odsyłam do postu z 20 listopada)
A oto, co dzisiaj myślą i mówią o Polsce oraz Polakach Niemcy:
Niemiecki ekspert: Zbudowaliśmy Polskę jako kraj taniej siły roboczej
30.12.2020
Reinhard Petzold, który od 30 lat zajmuje się wprowadzaniem firm niemieckich na polski rynek, w jednej ze swoich wypowiedzi dla portalu kurt.digital powiedział, że "Niemcy zbudowały Polskę jako kraj taniej siły roboczej". W rozmowie z PAP mówił też, że niemieccy dystrybutorzy wykorzystują popyt Polaków na niemieckie towary i podnoszą ich ceny.
Petzold, który jest szefem Niemiecko-Polskiego Towarzystwa na Rzecz Współpracy Gospodarczej (DePoWi) powiedział dla niemieckiego portalu kurt.digital, że "Polacy zostali rozjechani przez kapitalizm. Również przez nas. Niemcy bardzo mocno przyczynili się do zmian w Polsce, tak by były one dla nas korzystne"
"Zbudowaliśmy Polskę jako kraj taniej siły roboczej. Polsce było bardzo trudno pozbyć się tego wizerunku" - kontynuował Petzold.
Niemiecki ekspert w rozmowie z PAP zwrócił uwagę na problem wyższych cen tych samych produktów w Polsce w porównaniu z Niemcami. Jak czytamy w raporcie Brandenburskiej Centrali Konsumenckiej (Verbraucherzentrale Brandenburg) chemia gospodarcza, słodycze i kosmetyki są o ponad 20 proc. tańsze u naszych sąsiadów zza Odry. VZB zajmuje się głównie doradztwem transgranicznym w zakresie praw konsumentów.
Dlaczego tak się dzieje? Zdaniem Petzolda, niemieccy dystrybutorzy zorientowali się, że po stronie polskiej istnieje duży popyt na niemieckie towary. "Postanowili to dodatkowo wykorzystać podnosząc ceny. Nie każdy Polak może sobie pozwolić na podróż do Niemiec. Z naszych badań wynika, że niemieckie sieci handlowe sprzedają w Polsce te produkty, które Polacy chętnie kupują w Niemczech" - tłumaczył Petzold.
"Nie ma żadnego ekonomicznego powodu, żeby taka sama czekolada - o tym samym składzie, masie i tego samego producenta - była w polskim Lidlu droższa, niż w Niemczech. To samo dotyczy środków do prania. Najczęstszy argument przedstawicieli niemieckich sieci handlowych, że ceny w Polsce muszą być wyższe, bo zawierają koszty transportu jest niedorzeczny. Odległość między Frankfurtem nad Odrą a Słubicami jest żadna, a mimo to ceny niektórych artykułów w drogerii pewnej sieci po stronie niemieckiej są wyraźnie niższe" - mówił Petzold.
Pytany, dlaczego Polacy są gotowi płacić wyższą cenę za niemieckie artykuły szef DePoWi odpowiedział krótko: wpływ reklamy.
"Państwa dawnego bloku socjalistycznego po przełomie demokratycznym zostały zalane towarami z Zachodu. Wraz z tym pojawiły się reklamy, które obiecywały niestworzone rzeczy. Ludzie byli olśnieni i zaczęli kojarzyć m.in. niemieckie rzeczy z lepszą jakością" - wyjaśnia.
Wspomina, że analogiczny proces miał miejsce w landach dawnej NRD. "konsekwencją było to, że zainteresowanie produktami z np. Brandenburgii całkowicie się załamało. Były sprzedawane za bezcen, mimo że były lepsze: miały lepszy skład i smak, niż te zachodnie. Trwało to 8-9 lat, aż ludzie zaczęli dopuszczać do świadmości myśl, że nie da się zjeść atrakcyjnego opakowania i że ich lokalne rzeczy smakują lepiej. Myślę, że część ludzi w Polsce wciąż jeszcze musi dojść do tej konstatacji" - mówił Petzold.
Artur Ciechanowicz (PAP)
I wspomniany artykuł z wypowiedzią pana Günthera Oettingera:
1 marca 2017 r.
Günther Oettinger, unijny komisarz ds. budżetu i zasobów ludzkich powiedział, że z każdego przekazywanego Polsce unijnego euro, do Niemiec wraca aż 86 centów.
Niemiecki komisarz powiedział:
„…znaczna część każdego euro, które trafia z UE do Polski… wraca do Niemiec. Polacy wykorzystują pieniądze do składania zamówień w niemieckim przemyśle budowlanym, na zakup niemieckich maszyn i ciężarówek. Tacy płatnicy netto jak Niemcy powinni być zainteresowani istnieniem funduszy strukturalnych. Płatnikami netto, tak jak Niemcy powinni być zainteresowani w funduszach strukturalnych. Z ekonomicznego punktu widzenia, Niemcy nie są bowiem płatnikiem netto, ale odbiorcą”.
Swego czasu Johannes Hahn, unijny komisarz d/s polityki regionalnej, oświadczył, że ta wielkość wynosiła aż 89 centów!
Proces powrotu tych pieniędzy następuje w wyniku zamówień na towary, usługi lub know-how, które do Polski mogą dostarczyć jedynie niemieckie firmy.
Jeszcze lepsze wyniki osiągają Niemcy, jeśli weźmie się pod uwagę całą Grupę Wyszehradzką (Polska, Czechy, Słowacja i Węgry). Podobno za każdego 1 euro wydanego w tych krajach przez Niemcy w ramach unijnej polityki strukturalne, mają zwrot z całej Grupy na poziomie 1,25 euro!
Oznacza to, że Niemcy więcej otrzymują z kontraktów, niż wpłacają.
Niemcy, którzy narzekają, że są płatnikiem netto do unijnego budżetu, tak naprawdę odzyskują większość wpłacanych pieniędzy, dzięki swojej neokolonialnej polityce gospodarczej. To być może oznacza, że Niemcy, tak naprawdę, w ogóle nie są płatnikami netto.
Elżbieta Bieńkowska, kiedy była ministrem rozwoju regionalnego, niemal dokładnie jak Oettinger oceniała korzyści Niemiec. Bieńkowska oceniła ten poziom na 85 eurocentów.
Nie tylko Niemcy korzystają na zwrocie z dotacji. Drudzy są Austriacy – 68 eurocentów, a potem Finowie – 55 i Szwedzi – 54.
zdj. www.wykop.pl |
Komentarze
Prześlij komentarz