Wczorajszą
wizytę w Krakowie rozpoczęłam od Muzeum Archeologicznego. Założone
w 1850 roku jest najstarszą placówką tego typu w Polsce, a
wielkość zbiorów szacuje się na ponad pół miliona egzemplarzy.
Ja postanowiłam zobaczyć wszystkie wystawy stałe.
Pierwsza
ekspozycja, do której się udałam prezentowała pradzieje i wczesne
średniowiecze Małopolski. Ukazano na niej życie
tutejszych mieszkańców począwszy od człowieka neandertalskiego
(70 tys. lat temu) po krakowskich mieszczan (700 lat temu).
Następnie zobaczyłam eksponaty związane z historią samego
miejsca, gdzie znajduje się muzeum. Mówię o systemie zabudowań
datowanych od okresu wczesnego średniowiecza (IX-XIII w.) do połowy
minionego wieku. Kolejną wystawą były tzw. „Kamienie
mikorzyńskie”.
Cóż
to takiego❓
Spróbuję
wyjaśnić:
w
połowie XIX w. we wsi Mikorzyn, położonej w Wielkopolsce, podobno
odkryto dwa kamienie. Jeden z nich nad napisem ma wyżłobiony
runicznym zarys (alfabet
używany do zapisu przez ludy germańskie)
ludzkiej postaci z trójkątem w uniesionej ręce. Drugi natomiast
charakteryzuje się tym, że na płaskiej powierzchni posiada zarys
konia otoczonego runami. Oba znajdują się w muzeum prawie od samego
początku jego istnienia.
Jeśli
chodzi o mnie myślę, że akurat z tej historii inspirację do
którejś z kolejnych książek mógłby znaleźć jeden z moich
ulubionych pisarzy James Rollins 😊
Następną
wystawę stanowiły posągi z okresu od neolitu (7 tys. l.p.e.) po
średniowiecze wznoszone na stepach Europy i Azji. Ten tutaj to tzw.
baba połowiecka pochodząca ze Stadnicy (obecnego obwodu kijowskiego
na Ukrainie) z ok. XII/XIII w.
W
muzeum jet również Światowid ze Zbrucza. Jak można się
dowiedzieć czworoboczny wapienny, rzeźbiony posąg przedstawiający
najważniejszego boga Słowian odkryto w 1848 r. w rzece Zburcz na
ukraińskim Podolu. Datowany jest najczęściej na X w. lub przełom
IX/X w.
Dla
mnie, jednak najciekawszymi ekspozycjami były te, o których napiszę
teraz. Jako wielka miłośniczka poznawania obcych kultur i
cywilizacji marząca o podróżach do odległych krajów nie mogę
twierdzić inaczej 😊 . Pierwsza to peruwiańskie zbiory p.
Władysława Klugera (1849-1884). Niestety stanowią one tylko część
stworzonej przez polskiego inżyniera kolekcji. Zobaczymy: naczynia,
tkaniny, mumie i rzemieślnicze wyroby ludów z wybrzeża Pacyfiku.
Po niej właśnie nastał czas na starożytny Egipt! Sarkofagi,
eksponaty związane z codziennym życiem i sztuką Egipcjan.
Zaprezentowano, także wyniki badań mumii pewnej kobiety pozwalające
m.in. stwierdzić przyczyny jej śmierci i porę roku, kiedy nastąpił
zgon, określono kod genetyczny i grupę krwi. Jest również jej
portret przyżyciowy i film z rozwijania mumii. Ale to nie wszystko.
Na wystawie zobaczymy też mumie zwierząt.
Cóż...
Jeden
z moich ulubionych filmów to wszystkie części „Mumii”, a sama
pod względem charakteru mogę w sporej części uchodzić za wierną
kopię upartej pani archeolog Evelyn „Evy” Carnahan 😊
Kończąc
temat muzeum dodam, że są w nim, też inne ludzkie kości –
szkielety liczące ponad 5 tys. lat, ułożone pod posadzką,
zamknięte szklanym wiekiem i podświetlone. Powiem, że oglądając
„takie” widoki ugruntowuje się w przekonaniu, że robię
słusznie popierając kremację.
Następnym
punktem na mapie zwiedzania był krakowski Kazimierz, miejsce
szczególnie związane z narodem żydowskim. Tutaj udałam się na
ulicę Szeroką do tzw. Starej Synagogi. To jeden
z najstarszych obiektów tego typu zachowany w Polsce,
zarazem należący do najcenniejszych
europejskich zabytków żydowskiej
architektury
sakralnej.
Synagogę
zbudowali
czescy Żydzi szukający schronienia w Polsce po pogromie w Pradze w
1389 roku. Obecnie
to muzeum.
Prezentowana jest stała wystawa dotycząca rytuału modlitewnego i
żydowskich świąt dorocznych. Obok obrazów i dzieł sztuki
znajdują się przedmioty związane z obrzędowością żydowską. W
pochodzącej z XVII w. sali kobiet odbywają się ekspozycje czasowe.
Należy zaznaczyć, że do zobaczenia jest również osobne miejsce
poświęcone pamięci Żydów podczas drugiej wojny światowej.
Powiem
tak: ważne, szczególne miejsce, które uważam warto zobaczyć.
Wyjątkowa lekcja historii i tolerancji.
Po
Kazimierzu udałam się na Wawel m.in. na grób Ś.P. Lecha i Marii
Kaczyńskich, i wejść na Basztę Senatorską, gdzie podziwiałam
robiąc zdjęcia (a jakże❗) panoramę Krakowa. Później przeszłam
się nadwiślanym bulwarem, a idąc nad Wisłę przemierzyłam Aleję
Gwiazd z odciśniętymi dłońmi artystów. Swoje porównałam z tymi
wielkiej gwiazdy włoskiego kina p. Claudi Cardinale (przypadek❓) i
rozpoczęłam powrotną drogę na Rynek. Będąc na nim
udałam się do restauracji „La Grande Mamma” na bardzo
smaczne tiramisu i białe włoskie (jedno i wg prawdziwego włoskiego
przepisu, a drugie z tegoż kraju) wino będące deserem po obiedzie,
którym była prawdziwa italiańska (a jakże❗) pizza.
Komentarze
Prześlij komentarz