Piątkowy
dzień stanowił kolejny etap moich tegorocznych wakacji - jego
głównym punktem była wycieczka do kopalni soli w Wieliczce.
Jakie
są moje wrażenia po zwiedzaniu tego miejsca?
Cóż...
Pomimo
liczb robiących niewątpliwie wielkie wrażenie: kopalnię w
ubiegłym roku odwiedziło 1 mln.700 tys. turystów, a obecnie
magiczna cyfra „milion” jest już przekroczona, miejsce od 1978
roku widnieje na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO - powiem
szczerze: nie, żeby zabytkowa kopalnia mi się nie spodobała, ale
czuję pewnego rodzaju niedosyt...
Trasa
turystyczna wiodąca ok. 3 km i 800 schodów w dół na głębokość
135 metrów pod opieką przewodnika. Moją grupę prowadziła pani
starająca się przekazać nam, jak najwięcej informacji o kopalni,
jej historii, pracy górników, ciekawostek oraz z dzieciny geologii.
Idąc widzieliśmy komnaty z trzeba przyznać imponującymi rzeźbami
– wykonanymi z soli, makiety i maszyny górnicze. Odwiedziliśmy
położoną na głębokości 101 m niewątpliwie piękną, jak też
uważaną za najładniejszą w całej kopalni - kaplicę św. Kingi.
Jej wymiary: ok. 54
m długości, ok. 18 m szerokości i ok. 12 m wysokości. Posadzka
wyrzeźbiona została w jednolitej bryle solnej, ściany zdobią
płaskorzeźby nawiązujące do Nowego Testamentu, wiszą wspaniałe
żyrandole wykonane z solnych kryształków. W
tym miejscu odbywają się msze św. z okazji imienin św. Kingi i
Barbary, pasterki, ze względu na idealną akustykę koncerty, a
zdarza się, że i śluby. Zwiedzając kopalnię ujrzymy,
również na ścianach najprawdziwszą sól oraz dwa jeziorka
solankowe, zrobione specjalnie dla turystów, żeby uatrakcyjnić
miejsce.
Porównując
kopalnię soli Bochni i w Wieliczce powiem: pierwszą zwiedzałam
podczas zorganizowanej wycieczki. Trasa była krótsza niż
wczorajsza, ale to łatwiejsza opcja, trudniejszą na pewno przejdę
w niedalekiej przyszłości. Jednak i ona oferowała dodatkowe
atrakcje np. przejazd wagonikiem oraz w fajny sposób wykorzystanie
nowoczesnej techniki: postaci historyczne z obrazów na specjalnych
ekranach przybliżały dzieje miejsca.
Tego
właśnie zabrakło mi w Wieliczce, gdzie po siedmiu wiekach 30
czerwca 1996 r. zaprzestano wydobywania soli. Jadąc tam myślałam,
że będzie bardziej: interaktywnie z wykorzystaniem efektów
świetlnych, dźwiękowych i po prostu dużo ciekawsze zwiedzanie niż
samo przejście trasą. Wyjątkiem było zaprezentowanie trwającego
ułamek sekundy wybuchu metanu. Przecież tyle rozwiązań daje nam
dziś technika!
Wprawdzie
mogłam zobaczyć jeszcze Muzeum Żup Krakowskich i spędzić tam
mniej więcej od 40 min do godziny przyglądając się zbiorom
przedstawiającym historię kopalni, miasta narzędzia i urządzenia
służące do wydobycia i transportu soli itp. Było to w bilecie,
czując, jednak niedosyt po
pierwszej części zwiedzania nie skorzystałam. Wolałam wyjechać
już na powierzchnię i wrócić Krakowa.
Analizując
wszystko cena biletów wstępu – ja kupiłam normalny – 64
zł + 10 zł za pozwolenie robienia zdjęć – uważam za zbyt
wysoką. Żeby nie skłamać dodam, że każdy chcący coś zamówić
w podziemnej restauracji dostanie od przewodnika kupon dzięki,
któremu zapłaci 10 % mniej. Jednak mimo wszystko uważam wejściówki
– przynajmniej normalne – za zbyt drogie do oferty atrakcji
skierowanej dla turystów.
Po
za tym dodatkowy minus miejsca stanowią zbyt długie kolejki do kas
biletowych (jak mi powiedziano trwają czasem do 2 godzin), jeśli
wcześniej nie zamówi się biletu przez Internet.
Będąc
w samej stolicy Małopolski udałam się tradycyjnie do Pijalni
czekolady E. Wedla na Rynku. Nie chcę się powtarzać, ale muszę
napisać to samo: tak jak zawsze, gdy w niej jestem zostałam
obsłużona, w jak najlepszy sposób :) Tym razem pokusiłam się o
ciepłą mleczną czekoladą z marakują (mmm... ten kwaskowy smak
podczas gorącego i parnego dnia...). Ponowię też pytanie: dlaczego
bliźniaczki Pijalni nie ma w mojej Dąbrowie Tarnowskiej?!?!?! Po uroczym chwilowym odpoczynku w tym wyjątkowym lokalu postanowiłam pochodzić
zabytkowymi uliczkami, a pobyt w ukochanym Krakowie oczywiście
zakończyłam w Galerii Krakowskiej :)
Komentarze
Prześlij komentarz