Jako,
że jutro przypada 75. rocznica Powstania warszawskiego, jednej z
najtragiczniejszych dat w historii naszego kraju, moje słowa nie
mogą być inne i będę je powtarzać rok rocznie❗❗❗ Na draństwo,
parszywe draństwo, nie ma innych❗
Do jasnej cholery właśnie, dlatego bo jestem człowiekiem!!!
Nie rozliczona
zbrodnia!
Wiem, że zaraz zostanę odsączona
od polskości, a zdarzy się, że i nawet od człowieczeństwa, ale
właśnie, dlatego, że jestem istotą ludzką, a o człowieczeństwie
nie świadczy tylko wygląd i fakt posiadania 23 par chromosomów,
nie mogę mieć innego zdania!
Dziś temat Powstania Warszawskiego
jest kontrowersyjnym. Kwestie sporne dotyczą: znaczenia, przebiegu i
trafności decyzji dowództwa o rozpoczęciu akcji zbrojnej.
Przywykło się, że nie jest taktownym, aby zwłaszcza na forum
publicznym poddawać go krytyce, bowiem według obowiązujących
opinii było wielkim zwycięstwem, a nie żadną tragedią narodową.
Stało się niemal świętością, a jego legenda pokonała historię.
Nie ulegają jednak wątpliwości następujące fakty o trwającym
ponad 60 dni Powstaniu:
- 31
lipca 1944 r. przeprowadzono głosowanie w sprawie wybuchu Powstania.
Zwolennicy ruszenia do boju przegrali stosunkiem głosów 3 do 4. Nie
wszyscy chcieli jednak głosować, a gen. Tadeusz Bór-Komorowski i
tak podjął inne postanowienie.
- Śmierć
poniosło ponad 200 tys. osób, w tym 150 tys. cywili, zwłaszcza
młodzieży.
Liczba zabitych przewyższyła tą z
Hiroszimy po zrzuceniu bomby atomowej.
Już
w pierwszym tygodniu Powstania zginęło ponad 40 tys. cywilów!
Ponadto nie żadni
naziści ani hitlerowcy, bo to byli Niemcy ze
zniszczonej Warszawy wypędzili ok. 550 tys. ludzi, z czego 165 tys.
wywieziono na przymusowe roboty do Niemiec, a 50 tys. wysłano do
obozów koncentracyjnych. Skończmy
raz na zawsze z tą tzw. „poprawnością polityczną” mającą na
celu zakłamywanie rzeczywistości i historii, jej wybielanie oraz na
wszelkie sposoby usprawiedliwianie, aby nie drażnić, a nie daj Boże
jeszcze kogoś obrazić.
Nie pozwólmy też na to innym, bo o
tym, w jak perfidnej rzeczywistości przyszło nam żyć niech
świadczy fakt z zeszłorocznych wydarzeń.
Mówię o wizycie Papieża Franciszka
w niemieckim obozie koncentracyjnym Auschwitz,
który odwiedził 29 lipca 2016 r. podczas odbywających się w
Krakowie Światowych Dni Młodzieży. Na mapce przygotowanej przez
niemiecką agencję prasową DPA przedstawiającej trasę pielgrzymki
Ojca Świętego do Polski zaznaczono trzy miejscowości: Krakau,
Tsenschtochau oraz Oświęcim, którego nazwy nie przetłumaczono na
ojczysty język. Niewygodne dla siebie „Auschwitz” jednoznacznie
kojarzące się wszystkim z niemieckim obozem koncentracyjnym się
nie znalazło. Błąd poprawiono dzięki aktywności
internautów, ale dopiero po dwóch dniach. Stało się to, kiedy
sprawę poruszył portal edukacyjny IPN na Facebooku. Odpowiedzią
niemieckiego DPA były słowa: „Z
tym miastem zawsze mamy problem, bo jeśli przetłumaczymy jego
nazwę, Polacy się oburzają, a jeśli napiszemy „Oświęcim”,
Niemcy nie wiedzą, o czym mowa”
oraz: „W DPA przyjęliśmy
zasadę, że kiedy chodzi o miasto Oświęcim, zostawiamy polską
nazwę, a kiedy mamy na myśli obóz, piszemy „Auschwitz”. Zwykle
niemieckich określeń używamy w ogóle tylko w odniesieniu do
największych polskich ośrodków, takich jak Warszawa, Kraków czy
Gdańsk. W tym przypadku zaszła pomyłka. Najpierw myśleliśmy,
że papież odwiedza miasto Oświęcim, dopiero potem dostaliśmy
informację, że chodzi o obóz koncentracyjny”.
Tak, jakby Papież Franciszek miał
odwiedzić Oświęcim po to, żeby pospacerować się jego uliczkami
albo w kawiarni wypić kawę.
Wracając do tematu PW prawda jest
niestety brutalna: straty
niemieckie poniesione podczas jego trwania to: 10 tys. zabitych, 7
tys. zaginionych i 9 tys. rannych.
- Na
jednego zabitego żołnierza niemieckiego przypadało, co najmniej 10
poległych powstańców. Jeśli uwzględnić ofiary wśród ludności
cywilnej to okaże się, że śmierć jednego Niemca kosztowała
życie 100 Polaków. Dla porównania: w krwawych i zażartych walkach
o Berlin na jednego zabitego Niemca przypadało 4 żołnierzy Armii
Czerwonej.
-
Warszawa została zrównana z
ziemią (85 % miasta) nie licząc dóbr: kultury, nauki i innych.
Powstanie zakończyło się klęską, katastrofą i ruiną, która
nie dotknęła żadnej innej europejskiej stolicy od czasu najazdu
Hunów na Rzym, tylko, że było to ponad 1500 lat temu, w V wieku
n.e.
- Należy
wiedzieć, że na przełomie czerwca i lipca 1944 r. polski
emigracyjny rząd w Londynie wraz z jego delegatem na kraj Janem
Stanisławem Jankowskim rozważali koncepcję nakłonienia Niemiec,
przy pomocy Watykanu i Szwajcarii, do uznania Warszawy za miasto
otwarte, wyłączone z działań wojennych poprzez wzgląd na
znajdujące się w nim dobra: kultury, nauki oraz fakt, że polska
stolica należała do jednych najpiękniejszych miast Europy.
I jeszcze jedne dane:
Szacuje
się, że w wyniku wojennych zniszczeń 84 % lewobrzeżnej Warszawy
zostało obrócone w gruzy. Po upadku powstania miasto było
sukcesywnie, planowo równane z ziemią przez specjalne oddziały
saperskie. Ustny rozkaz Hitlera dotyczący polskiej stolicy po 1
sierpnia był następujący: „Każdego
mieszkańca należy zabić, nie wolno brać żadnych jeńców Miasto
ma być zrównane z ziemią, by dać zastraszający przykład całej
Europie”. Tak, więc czego nie osiągnięto w trakcie walk,
dokonały w kolejnych miesiącach saperzy.
Wojenne
zniszczenia Warszawy:
75
% budynków przemysłowych
72
% izb mieszkalnych
60
% drzewostanu w parkach
75
% szkół wyższych i instytutów naukowych
100
% mostów
90
% budynków zabytkowych
90
% szpitali i klinik
95
% obiektów kultury
W
2004 roku specjalna komisja oszacowała całość strat materialnych
poniesionych przez Warszawę i jej mieszkańców podczas II wojny
światowej według obecnej wartości na kwotę 240 miliardów
złotych.
Wszystkie
powyższe informacje opublikował „Świat Wiedzy Historia”
(3/2016) – jeden ze specjalnych numerów miesięcznika „Świat
wiedzy”.
Należy wiedzieć, że kwestie te
były szeroko dyskutowane po wojnie na Zachodzie.
Pozwolę sobie przytoczyć jeszcze
jeden fragment. Tym razem pochodzi z książki Jacka Pałkiewicza pt.
„Dubaj”. Nie to nie pomyłka wspomniany przeze mnie tytuł, bo w
publikacji pojawia się też temat zniszczeń jakie dokonano w
Warszawie podczas powstania. Mówiąc o naszej stolicy autor pisze,
że swego czasu była „jednym z największych projektów
architektonicznych na świecie”.
Na kolejnych stronach porównuje
również Warszawę do Dubaju:
„Gdy tak przemierzamy metropolię,
nie sposób nie unosić głowy, by sprawdzić z niedowierzaniem, jak
wysoko w niebo strzelają wieżowce. Oddanie do użytku każdego z
nich rozgłaszane było na cały świat. Bo Dubajczycy nie tylko
budują, ale potrafią to doskonale rozpropagować.
Nie
wszyscy umieją się tak dobrze sprzedać.
My, Polacy, nigdy nie potrafiliśmy
tego robić. Nie potrafiliśmy nawet dobrze opowiadać o naszych
„cudach”. Na przykład o odbudowie powojennej Warszawy,
określanej swego czasu jako jeden z największych projektów
architektonicznych na świecie. Pewien architekt, stojąc w 1945 roku
na jej zgliszczach, powiedział podobno, że trzeba stu lat, żeby
się podniosła z ruin. Warszawiacy i przyjezdni dokonali cudu w
ciągu lat kilkunastu – siłami społecznymi i politycznymi
dźwignęli miasto zbombardowane bardziej niż Drezno, Londyn czy
nawet Hiroszima, która stała się symbolem niewyobrażalnej
tragedii wojennej.”
Mówi się, że Powstanie Warszawskie
było zwycięstwem moralnym i symbolem:
bohaterstwa, ofiarności i zaciętości powstańców w walce o
wolność narodu. Tylko, czy zwycięstwem można nazywać wysłanie,
powiedzmy prawdę, że na niemal pewną śmierć tyle młodych osób,
200 tys.? Przecież decydenci Powstania nie byli podobno głupimi
ludźmi, nie byli też niepoczytalnymi osobami tylko zdrowymi na
umyśle, więc musieli zdawać sobie sprawę z tego, że możliwy
jest scenariusz klęski, nawet całkowitej. Chyba wojskowi podejmując
pewne kroki muszą być przewidywalni, przygotowani na wszystko.
Obwiniano o zaniechanie pomocy, a wręcz specjalne zachowanie
żołnierzy Armii Czerwonej, ale bądźmy szczerzy: Powstanie
Warszawskie było skierowane częściowo, także przeciwko ZSRR.
Owszem militarnie walczono z Niemcami, jednak politycznie przeciwko
Sowietom i oni o tym doskonale wiedzieli. Wystąpienie w Warszawie
miało zanegować ustalony przez aliantów już na konferencji
teherańskiej (28 listopada - 1 grudnia, 1943 r.) nowy porządek
polityczny Europy Środkowo-Wschodniej zgodnie, z którym Stany
Zjednoczone i Wielka Brytania zgadzały się na prowadzoną przez
Józefa Stalina politykę faktów dokonanych na ziemiach polskich. W
świetle tych ustaleń Powstanie Warszawskie miało skomplikować
podział w myśl, którego nasz kraj znajdował się w strefie
operacyjnej ZSRR. Ponadto
Komenda
Główna AK w Warszawie nie miała żadnego kontaktu z wojskami
radzieckimi ani wiedzy o ich dokładnych planach.
Nie
uważano za stosowne informowanie Stalina o powstańczych zamiarach.
Tak, więc, jak można było
oczekiwać pomocy od kogoś przeciwko komuś występujemy? Jak w tej
sytuacji możliwe było spodziewać się od Związku Radzieckiego,
choćby lojalnego współdziałania? Ponadto znając ich wrogi
stosunek do Armii Krajowej oraz obozu londyńskiego należało
przyjąć, jako wysoce prawdopodobne, że ze względów politycznych
wstrzymają ofensywę. Była to dla Stalina wyjątkowa okazja, aby
niemieckimi rękoma pozbyć się w Polsce opozycji antykomunistycznej
i kwiatu inteligencji. Byłoby naprawdę mało powiedziane, że
zdumiewające, bo wręcz kuriozalne, gdyby z takiej okazji nie
skorzystano! Nie możemy mieć do Sowietów pretensji, że nie
pomogli w Powstaniu. Równie dobrze można mieć żal do Niemców, że
w ogóle walczyli! Na brak pomocy za strony aliantów wpłynął
natomiast fakt, iż wielu brytyjskich komentatorów zdecydowanie
potępiło wystąpienie w Warszawie, wysuwając m.in. zarzuty o jego
inspirację przez polskie władze emigracyjne w Londynie oraz brak
uzgodnienia momentu wybuchu z rządami: brytyjskim i radzieckim.
Stalin
o rozpoczęciu się PW dowiedział się 2 sierpnia o godz. 1.10 po
północy w depeszy od angielskiego Sztabu Generalnego.
Zapytam raz jeszcze: czy patrząc na
straty poniesione w Powstaniu Warszawskim, zwłaszcza wśród
ludności, całego pokolenia młodzieży, można w ogóle mówić o
jakimkolwiek zwycięstwie w jakimkolwiek wymiarze Czy jest nawet
samym człowieczeństwem gloryfikacja zdarzenia, które pomijając
fakt całkowitego zrujnowania stolicy kosztowało życie ponad 200
tys. osób, w tym 150 tys. cywilów? Czy moralne są próby
usprawiedliwiania decydentów Powstania❓
Sam
Władysław Anders, dowódca
II Korpusu, zdobywca Monte Cassino, a po wojnie przywódca polskiej
emigracji politycznej uważał
Powstanie za kardynalny błąd z politycznego i wojskowego punktu
widzenia, a z moralnego za zbrodnię, za którą odpowiedzialność
ponosili: dowódca Armii Krajowej gen. Tadeusz Bór-Komorowski i jego
sztab. W sierpniu 1944 r. w
depeszy z Włoch do Londynu raportował, że jego żołnierze nie
rozumieją celowości Powstania, a on sam uważa, że stolica pomimo
bezprzykładnego bohaterstwa walczących, z góry skazana jest na
zagładę. Jak oświadczył w swoim meldunku: „wywołanie powstania
uważamy za ciężką zbrodnię i pytamy się, kto ponosi za to
odpowiedzialność”. Anders doświadczony żołnierz i dowódca
osądzał, że Powstanie nie było należycie przygotowane i nie
miało najmniejszych szans powodzenia. Uważał, że odpowiedzialnych
za jego wybuch należy postawić przed sądem.
Pamiętajmy również o
czerwonoarmistach poległych w walce z hitlerowskimi Niemcami. Czy to
komuś się podoba, czy też nie prawdą jest, że to właśnie oni
wyswobodzili nasz kraj z rąk Hitlera. Wbrew temu, co chciałoby
usłyszeć, również i dziś część Polaków i z czym nie chcą
się zgodzić, to żołnierze ze Wschodu byli zwykłymi ludźmi,
czyimiś: dziećmi, mężami, ojcami i synami, których: matki, żony
i dzieci też straciły. To nie oni zadecydowali, że historia ma się
potoczyć właśnie w ten sposób. Ci ludzie też tylko wykonywali
rozkazy swoich dowódców. Na zarzut, który na pewno zaraz się
pojawi za powyższe słowa odpowiem pytając: czy zwykły szeregowy
czerwonoarmista tak naprawdę zdawał sobie sprawę z tego, co się
dzieje i gdzie jest? Wiedział tylko tyle, że dostał rozkaz, który
musi wykonać. Po za tym- i będę to powtarzała, jak mantrę do
upadłego: powojenną przyszłość Europy ustalono już w Teheranie
na przełomie listopada i grudnia 1943 roku. Karty zostały rozdane
właśnie wtedy wspólnie przez trzech panów: przywódcę ZSRR
Józefa Stalina, premiera Wielkiej Brytanii Winstona Churchilla i
prezydenta USA Franklina Delano Roosvelta. Dlaczego pamiętamy tylko
o jednym, a zapominamy o pozostałych dżentelmenach? Wszystko, co
nastąpiło było za ich przyzwoleniem, cichym lub głośnym.
Ponadto, czy naprawdę myśleliśmy, że Rosjanie, którzy w walce z
Niemcami stracili swoich obywateli nie będą chcieli za to jakiejś
rekompensaty? Moim
zdaniem Powstanie Warszawskie było wysłaniem na rzeź dziesiątek
tysięcy ludzi w tym dzieciaków, które uwierzyły tzw. "przywódcom
Powstania", że
ma ono sens i wygrają, a pomoc przyjdzie z Wielkiej Brytanii i ZSRR.
Nie
wiem, czy było to marzeniem, nadzieją, że tak właśnie będzie,
megalomanią pewnych osób, ich dziecięcą naiwnością, czy też
zwykłą głupotą i nie zdawaniem sobie sprawy z realiów❓ PW jest
jedną z największych polskich klęsk! Tym bardziej bolesną, że
zbrodnię, bo inaczej nazwać tego nie mogę, wykonali sami Polacy na
własnym narodzie, na swoich dzieciach. Jest nierozliczoną zbrodnią
wojenną, a jego decydenci powinni byli stanąć przed sądem i
ponieść konsekwencje podjętych przez siebie decyzji.
Nie
oszukujmy się. PW nie było dobrym pomysłem i mówiąc obiektywnie
z perspektywy czasu nie powinniśmy gloryfikować go, jako tzw.
„zwycięstwa moralnego”, bo czymże nawet ono jest❓ Co oznaczają
te słowa❓ Nikt i ja, także nie krytykuję ludzi biorących udział
w Powstaniu, bo ich heroizm, bohaterstwo i patriotyzm nie podlegają
dyskusji, ale tych, którzy podejmowali decyzję o rozpoczęciu
walki. Powstanie było niepotrzebne, zwłaszcza, że rok później
zakończyła się wojna. Możliwe nawet, że, gdyby do niego nie
doszło to alianci jako pierwsi dotarliby do Berlina, a może i
dalej. Dowódcy PW odpowiedzialni są za śmierć dziesiątek tysięcy
cywilów. Ten kwiat polskiej młodzieży mógł po wojnie przysłużyć
się swojemu krajowi, w jego odbudowie w inny sposób. W lepszy jako
na przykład: nauczyciele, lekarze, naukowcy, inżynierowie i inni.
Czasem
trzeba pomyśleć i przewidywać, co będzie lepszym rozwiązaniem.
Tego między innymi oczekuje się od przywódców i podejmujących
decyzję. Należy też umieć odróżnić patriotyzm od powiem to,
choć wiem, że wielu zaboli, głupoty i realnie ocenić
rzeczywistość. Również w pewnych okolicznościach nie ma miejsca
na marzenia, które chowa się głęboko do kieszeni razem być może
z przekonaniem o własnej nieomylności. Tak naprawdę 1 sierpnia to
nie dzień polskiej chwały tylko żałoby narodowej. Dla mnie
osobiście też pomnik Małego Powstańca jest również hańbą, bo,
jak można wysyłać dzieci na pewną śmierć❓❗ Czy tak właśnie
robi prawdziwa Ojczyzna❓
I
na „deser” dla głupio i bezmyślnie idealizujących powstanie
jeszcze jeden fragment tekstu:
„Teoretycznie,
by wziąć udział w powstaniu, trzeba było mieć ukończonych 16
lat. W praktyce na barykadach można było spotkać nawet 9- i
10-latków. Mali powstańcy wprawdzie rzadko walczyli z bronią w
ręku, ale i tak każdego dnia narażali życie jako sanitariusze,
łącznicy oraz… strażacy. Ich nie porywał ani nie kupował. Do
boju zgłaszali się na ochotnika. – Chciałem
pójść do oddziału szturmowego
– wspomina pan Jerzy „Karwowski” Turzewski, który w momencie
wybuchu powstania miał 13 lat. – Powiedziałem
więc dowódcy, że spełniam warunki. Zapytał: jakie warunki?
Jestem kawalerem. Nie mam żony i dzieci. Jeśli będę ranny czy
zginę, to straty będą mniejsze."
Dowódcy
to nie przekonało. Dziecko Jerzy Turzewski dostał funkcję łącznika i
noszowego. To, iż dzieci zwykle nie brały bezpośredniego udziału
w potyczkach z Niemcami, nie oznaczało, że ich zadania były łatwe.
Z uwagi na to, iż były małe, zwinne i świetnie orientowały się
w mieście, często wysyłano je z lekami, amunicją czy pocztą w
ogarnięte walkami obszary.
Harcerska
Poczta Polowa, do której werbowano najmłodszych harcerzy Szarych
Szeregów, odegrała niebagatelną rolę w przepływie informacji
podczas powstania. Listy (chłopcy przenosili ich nawet kilkanaście
tysięcy dziennie!) były często jedynym sposobem, by dowiedzieć
się czegoś o rodzinie i znajomych odciętych w innych dzielnicach
Warszawy. Najbliżej frontu znajdowali się tzw. butelkarze –
uzbrojeni w butelki z benzyną nastolatkowie, którzy za cel obrali
sobie pojazdy wroga.
Najmłodsi
z małych bohaterów powstania mieli po osiem lat: Zbigniew
„Kędziorek” Ślęzakowski był łącznikiem w Śródmieściu, a
Róża Goździewska – sanitariuszką w szpitalu przy ul. Moniuszki.
Łącznie do walki o naszą stolicę stanęło ponad tysiąc dzieci”.
To,
co zamieściłam powyżej, czego nawet nie da się czytać spokojnie,
bo pewne tzw. nieparlamentarne słowa same cisną się na usta
pochodzi o obecnego numeru magazynu „Świat Wiedzy Historia”
(4/2018) z materiału zatytułowanego „Dzieci wojny”.
Nie
zawsze zgadzałam się i zgadzam z byłym Marszałkiem Sejmu RP i
ministrem spraw zagranicznych panem R. Sikorskim, ale mówiąc o tym,
co kilka lat temu napisał na Twitterze przyznaję mu rację. Dodam
też na sam koniec słowa byłego premiera Wielkiej Brytanii Winstona
Churchill’a właśnie o PW: „Nie ma takiego błędu, którego
Polacy by nie popełnili”.
Boże, jak łatwo jest szafować ludzkim życiem❗...
Boże, jak łatwo jest szafować ludzkim życiem❗...
Nie
mi ferować wyroki i chwała dla Powstańców i cywili, którzy
polegli, ale dla tych, których wolą była rzeź i apokalipsa
potępienie.
Wieczne❗
Komentarze
Prześlij komentarz