Tak,
jak planowałam – tak wykonałam. W dniu wczorajszym miała miejsce
kolejna odsłona moich tegorocznych wakacji. Okazało się, że
główny kierunek wypadu stał się tym docelowym – ponownie
Kraków.
Po
przyjeździe na dworzec pomyślałam sobie, że pozostanę w mieście
i postawię na dalsze zwiedzanie właśnie tutaj.
Najpierw
udałam się do Ogrodu Zoologicznego, gdyż ostatni raz byłam w nim
dawno temu.
Spędziłam
tam około 3 godzin czasu. Chodząc alejkami i przyglądając się
mieszkańcom ZOO po głowie chodziło mi pytanie: czy my – ludzie
mamy prawo tworzyć miejsca takie, jak to? Czy powinniśmy i czy w
ogóle możemy❓
Rozumiem,
że ogrody zoologiczne przede wszystkim dają możliwość tysiącom
ludzi zobaczyć różne zwierzęta, w tym takie, których nigdy w
życiu nie mieliby szansy zaobserwować na własne oczy, tylko w
telewizji czy w publikacjach. Wiem, że stanowią – zwłaszcza dla
dzieci – niesamowitą atrakcję. W końcu zdaję sobie, także
sprawę, iż pozwalają, pomagają przeżyć wielu zagrożonym
gatunkom, których najgorszym wrogiem jest właśnie człowiek. To my
ludzie – podobno istoty myślące, obdarzone inteligencją –
stanowimy dla nich główne zagrożenie. Nasza niepohamowana niczym
chciwość, aby za wszelką cenę zdobyć ich skóry, kości, kły i
futra. Do tego wycinanie lasów w imię wielkich biznesów – w tym
płuc naszej Błękitnej Planety Amazonii, eksploatacja złóż
mineralnych, zatruwanie środowiska naturalnego, czy ze zwykłej
głupoty wypalanie pól i podpalanie lasów podczas suszy.
Powtórzę
jednak pytanie: czy mamy prawo w ten sposób postępować, zamykać
je, co by nie mówić, jak w więzieniach❓
Dlaczego
tak piszę❓
Ponieważ
widząc w ZOO te klatki, gdzie mieszkają zwierzęta serce się, aż
kroi. Kilkanaście metrów kwadratowych dla istot, które będąc na
wolności żyją na wielkich połaciach ziemi, sawann, stepów czy
lasów. To tam swobodnie, niczym nie skrępowane chodzą swoimi
wytyczonymi szlakami, szukają pożywienia, rozmnażają się. W
większości z całym stadem, nieraz liczącym dziesiątki sztuk, nie
jak najczęściej widzimy w ogrodach zoologicznych pary: samca i
samicy. Owszem można powiedzieć, że te z tych szczególnych miejsc
są przyzwyczajone do takiej właśnie egzystencji, gdyż są tam od
małości, chwili narodzin – pamiętajmy, jednak, że jest coś
takiego, jak instynkt samozachowawczy. Czy my, gdyby kogoś z nas od
urodzenia przebywał w klatce to czułby się komfortowo❓ Szczerze w
to wątpię.
To
samo dotyczy ptaków. W naturalnych warunkach latają tyle, ile i jak
dusza zapragnie, a w ZOO wszystko ogranicza klatka z siatki. Ryby lub
węże w akwariach – to jest identyczna sytuacja. Pomimo szczerych
chęci nigdy nie są to ich naturalne środowiska i tym zwierzętom
należy szczerze współczuć. Nie wierzę, że słodko wyglądające
pingwinki, panda mała, małpki, dostojna żyrafa są szczęśliwsze,
niż gdyby były na wolności. Miniaturowy hipopotam na pewno nie
tryska radością mając wraz z drugim kompanem kawałek ziemi i
niewielki zbiorniczek z wodą albo pingwiny czy renifery w takie
upalne dni. Aha i jeszcze jedno: tyle w mediach upomina się ludzi,
pisze na plakatach prosząc, żeby nie dokarmiać samemu zwierząt.
Wczoraj byłam świadkiem, że część dzieci dawało zwierzakom
„małe co nie co”, na co pozwalali im roześmiani ich rodzice
robiący im w tym czasie słodkie fotki.
Na
tym temat ogrodów zoologicznych zakończę pozostawiając otwarte do
przemyślenia odpowiedzi na zadane przeze mnie pytania.
Kolejny
punkt wycieczki do Krakowa stanowił jeden z pięciu krakowskich
kopców - Kopiec Kościuszki. Wszystkim odwiedzającym stolicę
Małopolski polecam, żeby się tam udali.
Ze zbudowanego
w 1820–1823 liczącego 34 m. wysokości widzimy
wspaniałą panoramę na miasto i rozległą okolicę. Ale nie tylko
to. Będąc na kopcu można
zobaczyć również muzeum i drugie z woskowymi figurami
przedstawiającymi – a przynajmniej oficjalnie, bo w mojej opinii
podobieństw jest niewiele – ważne dla Polski postaci – w tym
m.in. Józefa Piłsudskiego, Jana Matejko, Henryka Sienkiewicza,
Adama Mickiewicza, Fryderyka Chopina, Ignacego Paderewskiego oraz
papieża Jana Pawła II.
Po
zwiedzeniu tego miejsce i zejściu z kopca wróciłam do centrum
Krakowa. Czas był, żeby udać się na jakiś obiad, więc i tym
razem „postawiłam” na restaurację „Balaton”, o której
zresztą kiedyś pisałam, a później spędziłam jeszcze bardzo
miłe chwile na Rynku.
zdj. Anna Hudyka
Komentarze
Prześlij komentarz