Nieznane dzieje Ziemi wg polskich polityków, a "JW: Upadłe królestwo" upadkiem spilberowskiego JP.


Dzisiaj, wbrew pozorom, tematami wzbudzającymi emocje były nie tylko te dotyczące J. Kaczyńskiego oraz postawienie zarzutów korupcji europarlamentarzyście związanemu wcześniej z PO, (z wykształcenia etnomolog), ale także... dinozaury. Tak, dokładnie te wymarłe dziesiątki milionów lat temu gady. Ich sprawa stała się głośna przez wzgląd na wypowiedź byłej premier, obecnej Posłanki na Sejm RP Ewy Kopacz.

W skrócie: p. E. Kopacz w studio telewizyjnym Fakt24.pl komentowała ostatnie wydarzenia. W pewnym momencie powiedziała:

Przypomnę trochę strasznie dawne czasy. Wtedy, kiedy dinozaury jeszcze były, a ludzie nie mieli strzelb i nowoczesnej broni, która pozwoliłaby ich zabić. Wie pani co robili? Rzucali kamieniami w tego dinozaura. Wiadomo, że od jednego rzucenia na pewno nie padł. Ale jeśli przez miesiąc, dwa rzucali tymi kamieniami, to go na tyle osłabili, że mogli go pokonać”, gdy dziennikarka zwróciła jej uwagę, że mówi o mutantach była premier nie poprawiła się.

Nie chcąc się pastwić nad ww. panią (zresztą w kwestii owych gadów mogłaby wymienić uwagi z byłym rodzimym europarlamentarzystą p. Maciejem Giertychem, odsyłam do posurfowania w Internecie albo dla ułatwienia podaję jeden z linków Smok Wawelski dowodem na dinozaury wśród ludzi, a Ziemia ma 6000 lat ) poruszę temat prehistorycznych zwierząt z innej strony – mianowicie filmowej. Poddam ocenie „Jurassic World: Upadłe królestwo”, drugi film z nowej trylogii „Jurassic Park”. Zacznę od tego, że kilka miesięcy temu z niecierpliwością oczekiwałam na ten hit. Wątek dinozaurów jest mi bliski, bowiem interesuję się nimi od dziecka. Zresztą pierwsze dwie początkowe części projekcji z lat 1990 i 1992 są tymi, które mogę oglądać bądź ile razy, nigdy mi się nie znudzą, gdybym też dostała możliwość zagrania w jakimś filmie to właśnie one byłby na szczycie listy. Dlatego właśnie na wspomniany „JW” czekałam, jak to się mówi „z wypiekami na twarzy”.

Niestety już w trakcie projekcji stwierdziłam, że film jest …delikatnie mówiąc dla bardzo mało wymagającego widza. Ja osobiście poszłam do kina nie tylko po to, żeby zobaczyć (i usłyszeć) dinozaury w akcji, ale obejrzeć fajnie, z głową na podstawie dobrego scenariusza stworzoną historię.
Co natomiast zobaczyłam?
Głównie opowieść z udziałem wskrzeszonych do życia gadów opartą na kompletnie - nie boję użyć się tego słowa - bezmyślnym scenariuszu. Jedyne, za co mogę postawić plus to efekty specjalne, jednak, jak dla mnie to za mało, o wiele za mało. Pomijam fakt, że sama fabuła jest dziurawa, a relacja pomiędzy głównymi bohaterami – oczywiście love story, bo jak inaczej – niespecjalna. Podsumowując: cała historia jest słaba, sztuczna i kompletnie odrealniona. Owszem można zrobić film s-f, tylko musi być on stworzony z sensem. Mówię nie o klonowania wymarłych dawno temu zwierzętach, ale o całej reszcie. Pierwszy zarzut: mała dziewczynka (okazuje się, że jest ona klonem swojej zmarłej mamy), która w zasadzie wszystko ratuje - pomysł wprost kuriozalny. Kolejny: bohaterowie zamknięci w pomieszczeniu zablokowanym automatycznymi drzwiami tracą czas na szukanie wyjścia, a gdy im się w końcu udaje otworzyć te jedyne mówią sobie „dzień dobry” z krwiożerczym dinozaurem. Właśnie wtedy szok! Odnajdują niczym nie zasłoniętą drabinę w samym środku pokoju, gdzie cały czas przebywali. Jakby tego było mało to bogacz (dziadek/stwórca małej) nieorientujący się, że jego pełnomocnik buduje w tajemnicy przed nim (i za jego pieniądze w piwnicy jego domu, który jest przez niego cały czas zamieszkiwany) wielki kompleks naukowy hodując w nim na handel dinozaury. To nie jest Jurassic World jakiego się spodziewałam.

Nowa seria o prehistorycznych gadach niestety nic się nie umywa do tej stworzonej przez S. Spilberga. Miało być „coś”, a wyszło... „takie sobie cosik”. Gdy Ś.P. Sir Richard Attenborough obserwował to z góry to przestałby po kilku pierwszych minutach. Nowi twórcy skorzystali z najmniejszej linii oporu: więcej efektów i dinozaurów - czyniąc nazwę to powiedzmy... „Jurassic Transformers”. Wielka szkoda, że zapomniano, iż siła spielbergowskiego "JP" polegała właśnie na stopniowaniu napięcia, scen z dinozaurami nie było tak, jak tutaj, aż do zniechęcenia widza, jednak były idealne i wyjątkowe, momentami naprawdę można było poczuć ciarki. Powtórzę: pamiętajmy, że więcej nie zawsze znaczy lepiej. Ogólnie nonsensów w filmie było o wiele więcej. Zachowanie postaci wobec siebie, zwierząt i wszystkiego, co się wokół dzieje, to skandaliczna, krytyczna porażka. Twórcy nie zachowali nawet podstawowego realizmu. Głupota w pewnych sytuacjach wręcz razi i na pewno nie polecę tego filmu wymagającemu widzowi.

Komentarze

Skontaktuj się ze mną!

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *

Archiwizuj

Pokaż więcej

Słowa klucze

Pokaż więcej
Blogi