Dzień Ziemi


„Sztuka, chwała, wolność - przemijają, a przyroda zawsze jest piękna” powiedział George Gordon Byron. Pamiętajmy o tym i nie niszczmy tego.


Czemu taki dzień?


Dzień Ziemi jest odbywającą się, co roku na całym świecie 22 kwietnia akcją, mającą na celu promowanie postaw ekologicznych i uwrażliwianie ludzi na sprawy związane z naturalnym środowiskiem. Jego organizatorzy chcą uświadomić politykom i wszystkim mieszkańcom naszej planety, jak kruchy jest jej ekosystem.
Idea utworzenia tego wyjątkowego dnia ma kilkadziesiąt lat. Tym, który jako pierwszy zwrócił uwagę na sprawy związane z ochroną przyrody był Amerykanin John McConnell. Człowiek ten w 1969 roku wystąpił na konferencji UNESCO dotyczącej środowiska naturalnego z propozycją ustanowienia Dnia Ziemi. Pomysł zyskał aprobatę ONZ i jej ówczesnego Sekretarza Generalnego U Thanta. 26 lutego 1971 roku podpisano oświadczenie wskazujące równonoc wiosenną na porę, kiedy Narody Zjednoczone będę obchodzić ten dzień. W momencie, gdy Słońce przechodzi w Gwiazdozbiór Barana, w głównej siedzibie organizacji w Nowym Jorku rozbrzmiewa tzw. „Peace Bell”- „Dzwon Pokoju”.
Datę wybrano nie przypadkowo. Już starożytni Chińczycy, Persowie i Majowie obchodzili zrównanie się dnia z nocą. Wiązało się to ze świętem rodzącego się życia, celebrowania Ziemi i jej witalności.


„Milcząca wiosna”


W nowożytności dopiero pod koniec lat 60-tych uświadomiono sobie, jak ważną rzeczą jest naturalne środowisko i troska o nie. Stało się to w USA przy dużym udziale tamtejszej biolog Rachel Garson. Jej książka pt. „Milcząca wiosna” wzbudziła zainteresowanie sprawami środowiska. Opisała w niej szkodliwy wpływ pestycydu DDT na rośliny, zwierzęta, a w konsekwencji na człowieka. Przedstawiona wizja świata bez śpiewu ptaków i odgłosów zwierząt na skutek używania wspomnianego środka wywołała szok.
Rzeczywiście po publikacji książki ludzie zaczęli zauważać, że stan wody i gleby uległ znacznemu pogorszeniu, a w powietrzu można wyczuć zanieczyszczenie spowodowane rozwojem techniki i przemysłu. Był to ostateczny sygnał, że dłużej nie można czekać z ochroną naszej planety, a zadania tego nie wykona nikt prócz zamieszkujących ją ludzi- nas wszystkich. Na zainteresowanie się sprawami związanymi ze środowiskiem miał, także wpływ pożar na rzece Cyahoga w Cleveland jaki wybuchł w 1969 roku. Na powierzchni wody powstała płynąca warstwa oleju, a śmieci i odpady blokowały miejscami jej przepływ. Pożar ugaszono, ale zdarzenie to wywołało u Amerykanów niepokój o środowisko. W styczniu następnego roku osoby głoszące hasła i idee ekologiczne postanowiły nazwać organizowane 22 kwietnia akcje Dniem Ziemi.

„Ojciec” święta


Sukces pomysłu zapoczątkował coroczne obchody dnia naszej planety, wypromowane przez Gaylorda Nelsona, amerykańskiego senatora, demokratę, wspierającego ochronę środowiska. On też uważany jest za „ojca” tego szczególnego święta. Nelson od 1962 roku myślał o ustanowieniu spraw związanych z ekologią stałym elementem polityki państwowej USA. Do pomysłu przekonał prezydenta Johna F. Kennedy’ego, który we wrześniu 1963 roku odbył podróż po 11 stanach promując ideę życia w zgodzie z przyrodą. Niestety oczekiwane rezultaty nie nadeszły. Mimo to Nelson nie poddał się i samodzielnie kontynuował walkę o ochronę Ziemi. Mówił: „nie możemy zachowywać się jak syn marnotrawny, który trwoni powierzone mu skarby, nie myśląc o przyszłych pokoleniach”. Prowadził kampanię edukacyjną wśród instytucji, organizacji, związków zawodowych, izb handlowych oraz przemawiał do studentów i uczniów. Był założycielem pierwszej fundacji na rzecz ochrony środowiska, a na jej konto przelewał każde przyznawane mu honoraria za wykłady i pogadanki.

Pomaga polityka


Wysiłki senatora opłaciły się, a pomogła w tym sytuacja międzynarodowa. Latem 1969 roku nasiliły się demonstracje studentów sprzeciwiających się wojnie w Wietnamie. Przegrany przez rząd USA konflikt pogłębił demoralizację amerykańskiego społeczeństwa. Kraj pogrążony w ogólnym chaosie oczekiwał zmian pozwalających się otrząsnąć się z negatywnych przeżyć i dać nadzieję na lepsze jutro.
Nelson postanowił nadać rozgłos i nową jakość swojej akcji. W tym celu postanowił wykorzystać protestującą młodzież, której aktywność polityczna budziła zainteresowanie mediów. Osoby te chętnie włączyły się do walki o środowisko, a senator zorganizował masowe demonstracje mówiąc o tym, co stało się z Ziemią. We wrześniu 1969 roku na konferencji w Seattle ogłosił, że wiosną następnego roku odbędzie się demonstracja „przyrodnicza” na skalę krajową, na którą wszystkich zaprosił.
Tym razem wszystko się udało. Zorganizował ją współpracując z grupą działaczy ekologicznych, a odpowiedź społeczeństwa na wystosowany kilka miesięcy wcześniej apel była zdumiewająca. Towarzyszył jej niespotykany od zakończenia II wojny światowej entuzjazm. 20 milionów osób porzuciło biura i urzędy wychodząc na ulice w tanecznych korowodach. 10 tysięcy szkół i uniwersytety, a nawet Kongres, zawiesiły działalność. Większość ludzi zamiast do pracy dołączyła do ugrupowań ekologicznych, a ówczesny burmistrz Nowego Jorku, John Lindsay, wstrzymał ruch samochodowy na Piątej Alei. Ekipy telewizyjne chcące kręcić pokojowe demonstracje zostały zmuszone do korzystania z konnych powozów. W Waszyngtonie zebrało się 200 tysięcy ludzi. W Kalifornii studenci wyszli na ulice w maskach przeciwgazowych, aby w ten sposób zwrócić uwagę władz na problemy życia w zanieczyszczonym środowisku. Mieszkańcy Virginii zrobili ważący 5 ton stos z uzbieranych w mieście śmieci, a w Buffalo odbył się marsz ze szczotkami symbolizujący kampanię na rzecz czystości. Patronat nad wszystkimi wydarzeniami uważanymi za pierwszy Dzień Ziemi objął Nelson.
Ale nie był to jedyny sukces senatora. W tym samym roku prezydent Richard Nixon powołał do życia Agencję Ochrony Środowiska jako jeden z rządowych resortów. Nałożono limity emisji zanieczyszczeń do atmosfery, a 2 lata później wprowadzono ustawę o kontroli zanieczyszczenia wód. Od tej pory ochrona środowiska stała się przedmiotem debat polityków i ich systematycznych działań.


3 katastrofy, a jednak „globalna wioska”


Niestety akcja odniosła sukces tylko na kontynencie amerykańskim. Przełomem dla świata w patrzeniu na problemy związane ze środowiskiem naturalnym były 3 wstrząsające katastrofy, jakie miały miejsce w drugiej połowie lat 80-tych. Na Alasce nastąpił wyciek ropy naftowej z tankowca "Exxon Valdez kosztujący życie setki tysięcy ryb, ptaków, fok i innych zwierząt. Kolejnym była eksplozja w fabryce chemicznej produkującej pestycydy w Bhopalu w Indiach, która pochłonęła sto tysięcy istnień ludzkich. Prawdziwym przełom była jednak katastrofa w Czarnobylu w 1986 roku. To wtedy ludzie zrozumieli, że nie ma tak naprawdę bezpiecznego miejsca, a świat jest wielką "globalną wioską”. Wtedy też do obchodów Dnia Ziemi włączono problem globalnego ocieplenia i czystej energii.

Upragniony sukces


Z każdym rokiem akcja cieszyła się coraz większym uznaniem w świecie. Najważniejszym jej przesłaniem jest edukacja ekologiczna i działania mające na celu ochronę środowiska. W 1990 roku zmobilizowała 200 milionów ludzi ze 141 krajów podnosząc tym samym wagę spraw związanych z ekologią na scenie światowej. Wtedy też Dzień Ziemi stał się świętem międzynarodowym. W ulotkach apelowano o ratowanie lasów tropikalnych, oszczędzanie wody i ograniczenie emisji gazów cieplarnianych wywołujących kwaśne deszcze. W lipcu 1990 roku stworzono Międzynarodowe Biuro Koordynacyjne Dnia Ziemi, a w jego składzie znalazły się organizacje z: USA, Wielkiej Brytanii, Kanady i z Kolumbii. W rok później utrzymywano już kontakt z 2.500 grupami ze 141 krajów.
W czerwcu 1992 roku wraz z przedstawicielami 160 państw odbył się w Brazylii w Rio de Janeiro Szczyt Ziemi. Organizatorzy Dnia Ziemi postawili sobie wtedy następujące cele:

- zachowanie, ochrona i odnowienie środowiska przyrodniczego,
- wyjście naprzeciw potrzebom ludzkim bez niszczenia środowiska,
- pomoc organizacjom ekologicznym na całym świecie i prowadzenie ich listy,
- poparcie i pomoc tym, którzy organizują akcje związane z ochroną środowiska.



W 2000 r. w Dniu Ziemi uczestniczyło 5 tysięcy grup ekologicznych ze 184 państw. Jednak to ten, który odbył się 2 lata później przerósł oczekiwania wszystkich. Na całym świecie uczestniczyło w nim 1,5 mld osób. Wtedy też we Włoszech po raz 3. z rzędu zorganizowano konferencję dotyczącą zastosowania niekonwencjonalnych źródeł energii.

Światowy Dzień Ziemi, co roku przebiega pod innym hasłem będącym odzwierciedleniem aktualnych problemów ekologicznych podnoszonych na arenie światowej i państwowej. W 2011 roku brzmiał następująco: „Las całkiem blisko  nas”. Pamiętajmy też, że lasy Amazonii nazywane są płucami Ziemi. 

           W rezolucji 61/193 ONZ zawarto następujące informacje: "Biorąc pod uwagę fakt, że lasy i trwale zrównoważona gospodarka leśna mogą znacząco przyczynić się do zrównoważonego rozwoju, zmniejszenia ubóstwa i osiągnięcia uzgodnionych na poziomie międzynarodowym celów rozwoju, w tym Milenijnych Celów Rozwoju, 20 grudnia 2006 roku Zgromadzenie Ogólne postanowiło ustanowić rok 2011 Międzynarodowym Rokiem Lasów". Rok 2005 ONZ ogłosiła „Dekadą edukacji na rzecz zrównoważonego rozwoju”. Zaapelowano, że „zrównoważony rozwój” należy rozumieć jako rozwój człowieka w harmonii z przyrodą, nienaruszający w istotny sposób zasobów środowiska oraz opierający się przede wszystkim na jednoczesnym respektowaniu praw: przyrody, ekonomii i rozwoju społeczeństw. W 2005 r. Światowy Dzień Ziemi minął pod hasłem „Odpowiedzialna konsumpcja”. Wtedy też Gaylord Nelson w wyrazie wdzięczności za rolę, jaką odegrał w jego powstaniu został uhonorowany najwyższym odznaczeniem cywilnym w USA, Medal of Freedom. Zmarł w lipcu tego samego roku wierząc do końca, że to właśnie edukacja może zmienić postawę ludzi w stosunku do naszego środowiska.

            Obecnie, gdy na świecie ma miejsce tak wiele konfliktów, ochrona ziemi może być celem, który zjednoczy ludzi. Stanie się tak mimo dzielących ich różnic kulturowych i religijnych. Jednocząc się przez szacunek do Matki Ziemi każdy z nas może lepiej zrozumieć samego siebie, swoją rodzinę i przyjaciół, a przez to znaleźć sens i radość życia.
            
Dziś zdajemy sobie sprawę z niebezpieczeństwa, jakie niesie ze sobą dziura ozonowa i efekt cieplarniany. Doskonale wiemy, że przemysł, intensywne rolnictwo i hodowla zatruwają środowisko. Wyczerpują się też zasoby paliw kopalnych i wkrótce staniemy wobec konieczności korzystania z innych, odnawialnych źródeł - energii słońca, wiatru, fal morskich i gorących źródeł podziemnych. Dzień Ziemi może jednak być dniem spędzonym blisko natury, w bezpośrednim kontakcie z przyrodą - w parku, w lesie, nad jeziorem. Dopóki jeszcze można podziwiać zawilce i przylaszczki na skraju lasu, żaby w stawie i bazie na wierzbach, można czuć się na Ziemi dość bezpiecznie. Czuć się częścią przyrody. Świat jest pełen cudów i to tylko od nas zależy, czy je zobaczymy i odczujemy dreszcz na ich widok. Johann Wolfgang Goethe uważał, że jest to największe szczęście myślącego człowieka: przeżycie zdziwienia i ciekawości prowadzącej do wiedzy i samopoznania.


W Polsce


W Polsce pierwsze obchody Dnia Ziemi odbyły się w 1990 roku. Wcześniej nie było to możliwe ze względu na podział Europy tzw. żelazną kurtyną. W wyniku przemian politycznych i otwarciu na świat organizacje pozarządowe promujące postawy ekologiczne włączyły się w światowe obchody tego święta. Było ich kilkanaście. Na czele sztabu ekologów stanął ówczesny Poseł na Sejm RP Jan Rzymełka. Były festyny i spotkania ze specjalistami mówiącymi o problemach stwarzanych Ziemi przez człowieka. 

Refleksja


          Potęga natury jest niewyobrażalna. Stawia znak równości pomiędzy pięknem przyrody, a przerażającymi kataklizmami. Jak bardzo tragicznymi? Ostatnio byliśmy tego świadkami 11 marca 2011 roku, kiedy Japonię nawiedziło najmocniejsze od ponad 140 lat i zaliczane do największych, jakie kiedykolwiek miały miejsce na świecie trzęsienie ziemi. O jego sile świadczyć mogą fakty, że naukowcy z Narodowego Instytutu Geofizyki i Wulkanologii stwierdzili przesunięcie się osi Ziemi o co najmniej 10 cm, a w NASA skrócenie się dnia o 1,6 mikrosekundy. Kataklizm powodując ogromnie niszczycielskie tsunami spowodował, że życie straciło tysiące ludzi, a kolejnych tyle samo zaginęło. Ale konsekwencje przerażającego żywiołu były jeszcze straszniejsze. Atak kilkunastometrowych fal na ląd doprowadził do katastrofy w elektrowni atomowej Fukushima I. Była największą awarią jądrowa od tej z 1986 r. w Czarnobylu. Na zawsze w naszej pamięci pozostaną zdjęcia ukazujące wojskowe śmigłowce pomagające opanować sytuację zrzucając helikoptery wody na rozgrzane reaktory. Drugim ujęciem będą ludzie, którzy jako ochotnicy zgodzili się wejść na najbardziej skażony teren elektrowni i tam przez wiele dni w trudnych warunkach próbując usunąć usterki. W tym miejscu pochylmy się nad nimi wszystkimi, bowiem narażając własne życie ratowali miliony innych ludzkich istnień. Nie bali się, a jeśli nawet i tak było postanowili podjąć się heroicznego czynu. Wiedzieli, jak wiele od nich zależy, że w ich rękach jest przyszłość nie tylko Japonii, ale nie zawaham się powiedzieć, że i całego świata. Na pewno wielu z nich to osoby młode, mające rodziny przed, którymi życie dopiero stało otworem. Może to właśnie dzięki nim będziemy żyć i cieszyć się zdrowiem. Ludzie ci zdawali sobie sprawę z ryzyka, jakie niesie z sobą operacja, mimo to postanowili je podjąć i za to powinniśmy dziś nazywać ich bohaterami. Na miano to zasługują bardziej niż nie jeden z tych, który dziś jest nim nazywany. Ci ludzie to prawdziwi samurajowie, kamikadze naszych czasów. W starożytności nazwano by ich herosami i śpiewano o nich pochwalne hymny.

Smutną prawdą jest, że niestety tak naprawdę to my wszyscy odpowiadamy za katastrofę Fukushimy I. Jest tak, bo to my ludzie wymuszamy postęp, a nasze potrzeby energetyczne są coraz większe. Na każdym kroku domagamy się nowoczesności, łatwiejszego życia, dostępu do innowacji, a do tego wszystkiego potrzebna jest energia, którą trzeba skądś otrzymywać. To my sami jesteśmy szalejącym żywiołem.

            Dziś też zadajmy sobie pytanie: o co następne generacje nas zapytają? Zróbmy coś, by nie brzmiało ono, dlaczego nie zrobiliśmy nic żeby i oni mieli szansę cieszyć się pięknem ziemi podziwiając różnorodność jej flory i fauny, aby mogli poczuć zapach traw. Nie dopuśćmy do tego, aby kolejne wiosny ich życia były milczące.  Przeczytajmy, także książkę byłego wiceprezydenta Stanów Zjednoczonych, a zarazem laureata Pokojowej Nagrody Nobla Al Gore pt. „Niewygodna prawda” lub obejrzyjmy nakręcony na jej podstawie dokumentalny film.

„…Pobiegnij za mną leśnych duktów szlakiem
Spróbujmy jagód w pełne słońca dni
Zanurzmy się w tych skarbach niezmierzonych
I choć raz o ich cenach nie mów mi

Ulewa jest mą siostrą, strumień bratem
A każde z żywych stworzeń to mój druh
Jesteśmy połączonym z sobą światem
A natura ten krąg życia wprawia w ruch

Do chmur każde drzewo się pnie
Skąd to wiedzieć masz skoro ścinasz je?...”



Jak śpiewała Vanessa Williams w piosence “Colours Of The Wind” w disney'owskim hiciePocahontas”. Pamiętajmy, że Ziemia jest naszym domem, jedynym tak naprawdę prawdziwym, który mamy!

Komentarze

Skontaktuj się ze mną!

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *

Archiwizuj

Pokaż więcej

Słowa klucze

Pokaż więcej
Blogi