Kilka
godzin temu przeczytałam o doniesieniach niemieckiej gazety „Die
Welt”. Jej publicysta p. Kellerhoff odnosi się krytycznie do tego,
że po Polsce i Grecji kolejne kraje bałtyckie coraz głośniej
mówią o reperacjach wojennych, które powinny zostać im wypłacone
przez Niemcy. Według tego pana: mają one przynieść więcej szkód
niż korzyści, grożą rozpadem Unii Europejskiej oraz, że jego
ojczyzna stała
się ostatnio „notorycznym celem roszczeń reparacyjnych (...)
Grecja i Polska domagają się nierealnych sum”. Obawia się, iż
po wyrażeniu zgody Niemiec na wypłacenie odszkodowań kolejne
państwa okupowane przez Niemców podczas drugiej wojny zażądają
tego samego. Martwi go również, aby do władzy nie doszły partie:
SPD, lewica i Zieloni, bowiem istnieje niebezpieczeństwo, iż ich
decyzja w tej kwestii będzie pozytywna dla roszczących. Zwłaszcza
horrorem są dla niego ci ostatni. Koleje słowa p. Kellerhoffa o
reparacjach - mają:
„dwojaki
charakter (...) z jednej strony chodzi w nich o naprawę konkretnych
szkód materialnych, z drugiej zaś o upokorzenie pokonanego
przeciwnika (…) Krajom, które w przeszłości otrzymały
reparacje, rzadko wyszły one na zdrowie”.
Ostatnie słowa odnoszą się, że sytuacji z 1871
roku, kiedy od pokonanej Francji kanclerz Otto von Bismarck zażądał
wypłaty w ciągu kilku lat pięć mld franków w złocie. Miało to
pogłębić wrogość pomiędzy obydwoma krajami doprowadzając do
wojny w 1914 roku. Ponadto spowodowały przegrzanie koniunktury i
krach w 1873 roku. Po zakończeniu pierwszej wojny światowej Francja
postanowiła natomiast w rewanżu zagrać zgodnie z zasadą ”oko za
oko, ząb za ząb” domagając się od Niemiec 132 mld marek w
złocie. Niemiecki kryzys gospodarczy spowodował dojście do władzy
narodowych socjalistów i likwidację demokracji.
„Miejmy
nadzieję, że w Europie nie dojdzie do nowej wojny, i że nawet
aktualne roszczenia Polski i Grecji tego nie zmienią. Z pewnością
jednak euro i Unia Europejska rozpadłyby się, gdyby oba te kraje
blokowały pracę Brukseli, dopóki Niemcy nie uznają rzekomych
zobowiązań reparacyjnych (…) Równocześnie doszłoby do wzrostu
resentymentów, a skutkiem byłby ogromy wzrost nacjonalizmu”.
Publicysta
dalej pisze, że niemieccy turyści przestaliby odwiedzać Grecję, a
polscy pracownicy przestaliby być mile widziani w RFN tracąc szansę
„atrakcyjnych zarobków (…) Tak czy siak – reparacje są błędną
drogą, tym bardziej, że od wojny dzielą nas już dwa pokolenia”.
Wielokrotnie
wypowiadałam się na temat reparacji wojennych jakie powinny wpłacić
Niemcy Polsce. Zresztą nie tylko naszemu krajowi, lecz wszystkim,
które zniszczyli, a ich mienie zagrabili. Nie chcąc się powtarzać
odsyłam do wcześniejszych postów.
Oczywiście
jesteśmy już wiele dziesięcioleci po wojnie, czas na wspólną
przyszłość nas wszystkich, jednakże była wina, musi być kara.
Przebaczenie przebaczeniem, każdy z nas może to uczynić, jednak
tylko i wyłącznie w swoim sumieniu. W przypadku takich spraw, jak
reparacje wojenne chodzi o ludzką sprawiedliwość i przyzwoitość.
Niemcy rozpoczynając wojnę jakoś nie myśleli o innych państwach
i ich obywatelach. Nie interesował ich los milionów niewinnych
ofiar. Było wyłącznie barbarzyństwo i chęć podporządkowania
sobie Europy. Może nawet inaczej – zajmowała ich dola tych osób,
ale w sposób, żeby byli ich służącymi, parobkami, a inne
narodowości chcieli za przeproszeniem planowano zmieść z
powierzchni ziemi, żeby ślad po nich nie został. Nie było
współczucia dla kogokolwiek.
Powtarzałam
wielokrotnie wcześniej: poruszyłam ten temat nie raz, nie dwa i
moje stanowisko w tej kwestii jest niezmienne. Niemcy są winni
barbarzyństwa drugiej wojny, jej rozpętania, śmierci dziesiątek
milionów niewinnych ludzi, a okaleczenia i pozbawienia zdrowia
kolejnych. Reparacje tym osobom nie pomogą, ale jakaś
sprawiedliwość musi być. Przynajmniej w kwestii strat
poszczególnych państw, mienia, kultury i finansowej na odbudowę
zgliszcz po 1945 roku.
Komentarze
Prześlij komentarz