Zaprzeczenie dziennikarstwa!


Kiedyś na swoim profilu na Facebooku napisałam pewien post. Dzisiaj postanowiłam go skopiować i zamieścić tutaj. Uczyniłam tak, ponieważ treścią w jakiś sposób nawiązuje do wczorajszej publikacji „Super Expressu”. To, co zrobiono było: obrzydliwym, porażającym, wstrętnym oraz podłym. Czymś, co nigdy nie powinno mieć miejsca, jak też zasługującym na pogardę. W brutalny sposób wykorzystanie tych najbardziej bezbronnych – dzieci. Istot, które najłatwiej zaatakować nie patrząc na konsekwencje.

Można darzyć kogoś sympatią lub nie, mieć takie albo inne poglądy, spierać się - nawet ostro, ale jest, - a przynajmniej do wczoraj - istniała granica. Przekraczać jej nie miał prawa nikt - czy to w walce politycznej, czy w celu zwiększenia sprzedaży, oglądalności, kliknięć danego medium. Tak się zastanawiam, czy właśnie na naszych oczach nie dokonał się precedens?

Pisałam wielokrotnie, że dziennikarstwo nie polega na wchodzeniu z brudnymi butami w czyjeś życie rodzinne. Przynajmniej nie postąpiłby tak ktoś szanujący ten zawód, a może nawet przede wszystkim samego siebie. Jako absolwentka dziennikarstwa współpracująca z gazetami uważam, że „SE” postępując w taki, a nie inny sposób pokazał, że nazwanie odpowiedzialnych za to dziennikarzami obraża tych prawdziwych, zarazem przecząc słowu „człowieczeństwo”. Ponadto dziennikarz nie jest od walki politycznej, a pewne standardy powinny obowiązywać nas wszystkich.
Obojętnie, czy dzieci państwa Morawieckich wiedziały o adopcji, czy nie - była to wyłącznie sprawa rodziny nie nas wszystkich! SE nie miał najmniejszego prawa tego upubliczniać, wraz z ich twarzami. Dodatkowo robiąc okładkę dobrze wiedziano, że rozpocznie się spektakl medialny, bo o to chodziło. Niech nikt nawet nie próbuje mi mówić, że tak nie było, bo nawet słabo rozgarnięty zdawał sobie z tego sprawę! A co by było, gdyby ta dziewczynka i chłopiec dowiedzieli się, że ich ukochani rodzice tak naprawdę - w sensie biologicznym - nimi nie są od kolegów na przerwie między lekcjami? Czy ktoś o tym pomyślał? To są najintymniejsze sprawy rodzinne!

Zaprzeczenie dziennikarstwa, człowieczeństwa i brak jakiejkolwiek moralności i etyki!

Co powinni zrobić teraz państwo Morawieccy? Przede wszystkim przytulić bardzo mocno swoje pociechy mówiąc, że są ich najukochańszymi dziećmi – ale to jako kochający rodzice na pewno już zrobili. Myślę, że ja tego, co się stało nie podarowałabym. Ponadto jestem zdanie, że prawo w Polsce powinno ulec w pewnych kwestiach zmianie i zostać zaostrzone.
Osobiście nie obchodzi mnie, czy państwo Morawieccy zaadoptowali dzieci, czy nie, bo stanowi to wyłącznie ich sprawę. Skoro (a już wiemy, że tak) podjęli taką decyzję tym bardziej pochwalam, bo przynajmniej zapewnili pociechom dom i mają one prawdziwą rodzinę. Wielu mogących postąpić podobnie tego nie zrobi.


Zresztą pisząc o wczorajszym numerze SE wspomnę jeszcze to, co ta sama redakcja zrobiła równo 15 lat temu. Po morderstwie Ś.P. red. Waldemara Milewicza, gdy inne gazety potrafiły się zachować ta jedna bez jakiegokolwiek oporu pokazała na okładce zdjęcie nieżyjącego, zakrwawionego Dziennikarza.


Myślę, że poniższy tekst, o którym napisałam wcześniej dobitnie wyjaśni, dlaczego pewnych rzeczy po prostu się nie robi, bo zwyczajnie nie wypada.


Jesteśmy świadkami, że kolejna granica podłości została obalona. 

Bezpardonowy atak na najmłodszego synka Donalda Trumpa, i co rusz powracający temat, czy chłopiec ma autyzm czy też nie? 

Można lubić lub nie obecnego prezydenta USA ale „dziennikarze” (specjalnie w cudzysłowie, bo nie jest dla mnie dziennikarstwo) i inni ludzie powinni dać spokój dziecku! Wykorzystywanie bezbronnego dziecka do walki politycznej to zwyczajne draństwo! 

Nie wiem, czy chłopiec ma autyzm, czy nie, bo nie należę do „elit” wypowiadających się w mediach na ten temat, które po zaledwie kilku minach oraz ruchach posiadają umiejętność postawienia trafnej diagnozy. Nie jestem też specjalistą ani lekarzem, dlatego też nie śmiem tego robić! 

Bądźmy normalni i nie wymagajmy od 10-letniego chłopca, żeby zachowywał się, jak dorosły. Które dziecko w Jego wieku fascynuje się polityką, żeby słuchać przez godziny wypowiedzi i wystąpień dorosłych dotyczących spraw, o których On nawet nie ma zielonego pojęcia! To chyba oczywiste, że wolałby się w tym czasie bawić z rówieśnikami albo pograć na komputerze. Ja w tym wieku choć rozumiałam już wiele spaw, co dzień oglądając z tatą dziennik w telewizji pytałam się, co oznacza jakieś słowo, którego nie znałam, gdybym miała spędzić cały dzień tak, jak Byron na ogłoszeniu wyników i zaprzysiężeniu to byłabym też naprawdę szczęśliwą. Chłopiec wie, że Jego tata został najważniejszą osobą w kraju i jedną z najważniejszych na świecie, ale przecież dziecko ma swój świat i swoje rozrywki. Nie wymagajmy więc od Niego, żeby skakał z radości i był najszczęśliwszym dzieciakiem na ziemskim globie! Weźmy też pod uwagę porę, kiedy ogłaszano wyniki. On w tym czasie powinien (i na pewno normalnie) już by spał. Po drugie był chyba jednym dzieckiem. Wszyscy inni wokół Niego to starsi ludzie (których oprócz rodziny i może kilku najbliższych współpracowników ojca nie znał i widział pierwszy raz na oczy) i tłumy dziennikarzy. Po za tym w końcu: to, czy syn p. Melanii i Donalda Trumpów ma autyzm czy też nie to sprawa tyko i wyłącznie Ich i najbliższej rodziny! Jeśli nawet miałby zaburzenia neurorozwojowe to, czy to aż taki wstyd! 

Wreszcie: czy ktoś pomyślał choć raz o tym, jak czuje się ten chłopiec, gdy czyta lub słyszy, co się o Nim mówi? Jak na to zareagują inne dzieci w szkole i czy nie będą się śmiały i dokuczały Byronowi? 

Obserwując to, co się dzieje na świecie to niestety śmiem twierdzić, że wg wielu myślenie boli, a jest zupełnie inaczej bo MYŚLENIE NIE BOLI!

Po za tym tak dla wiadomości tych, którzy tego nie wiedzą autyzm nie jest chorobą i zalicza się go do grupy zaburzeń neurorozwojowych.

Dla mnie, jak byłam w Jego wieku to jedną z najgorszych rzeczy były szkolne akademie. Jedynym ich plusem było, że przepadały lekcje. Tragedią było, jak w pierwszych klasach na apelach musieliśmy stać na przodzie. Później dzięki Bogu zajmowało się tył i zamiast „grzecznie” przyglądać występom „trochę swobodniej” spędzaliśmy czas. Założę się, że dziś trzymalibyśmy w rękach iPhony i smartfony serfując po necie (ewentualnie grając w jakąś grę). Jeden z przykładów. Zresztą nawet dziś, także zdarzają mi chwile, że nudzę się gdzieś, jak przysłowiowy mops i spoglądam, co chwilę na zegarek.



Komentarze

Skontaktuj się ze mną!

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *

Archiwizuj

Pokaż więcej

Słowa klucze

Pokaż więcej
Blogi