Tydzień temu miałam okazję uczestniczyć w koncercie p. Majki Jeżowskiej.
Chyba tej artystki nie muszę nikomu przedstawiać, bo kobieta jest popularną piosenkarką, śpiewającą już dla kolejnych pokoleń Polaków. W każdym razie miejsce, w którym odbywał się występ zapełnili nie tylko ci najmłodsi fani, ale też ich rodzice, dziadkowie, a nie brakowało nawet reprezentantów obecnego młodego pokolenia.
Koncert
przebiegł w bardzo przyjemniej atmosferze, a p. Majka Jeżowska
zaśpiewała swoje największe przeboje – w tym niezapomniane: „A
ja wolę swoją mamę” czy „Na raz na dwa”, które wykonała
wraz z nią widownia. Co ciekawe niektórzy nawet próbowali tańczyć.
Dla starszych występ był swego rodzaju chwilowym powrotem do
przeszłości i lat dzieciństwa.
Ale
spotkania z piosenkarką nie stanowił tylko koncert. W przerwach
pomiędzy utworami nagradzała ona fanów plakatami i płytami oraz
musiały być wspomnienia artystki.
Jak
dla mnie była to, także swego rodzaju lekcja tolerancji.
Majka
Jeżowska opowiedziała m.in. o tym, jak powstała piosenka pt.
„Wszystkie dzieci nasze są”. Niewielu wie, że wiąże się ona
z okresem, kiedy mieszkała w Chicago w USA, a jej syn chodził do
szkoły, w której uczyły się dzieci mające różne pochodzenie.
Ponadto wspomniała, że gdy kiedyś koncertowała w Polsce podszedł
do niej czarnoskóry chłopiec o imieniu Alan dziękując właśnie
za nagranie „Wszystkich dzieci” i wręczając kwiaty z karteczką.
Minęły lata i po kolejnym występie zauważyła, że młody,
również czarnoskóry, chłopak idzie w jej stronę. Pamiętając
wydarzenie z przeszłości i Alana rozpoznała go w tym prawie
dorosłym mężczyźnie i zawołała po imieniu. Okazało się, że
miała rację – to był on – tylko tym razem ogromnie zaskoczony,
że go zapamiętała.
Komentarze
Prześlij komentarz