Propozycja pierwszej strony dla "The Washington Post"

Propozycja pierwszej strony dla "The Washington Post": Roosevelt wysyła na śmierć Żydów i przyzwoity Niemiec.


Gazety w Stanach Zjednoczonych piszą o tym, jak strasznie obeszli się z Żydami Polacy, ale są też inne bardzo interesujące historie związane z tym tematem. Zaręczam równie ciekawe i w dodatku opisujące, jak ten sam kraj oskarżający Polskę wysyłał na pewną śmierć prawie 1000 tych samych ludzi – przepraszam, jak zostali oni wtedy nazwani „element niepożądany” – wyrażenia tego użył nie kto inny tylko ówczesny prezydent USA Franklin Delano Roosevelt.

Historia rozpoczyna się 13 maja 1939 roku, a jej miejsce to luksusowy statek, transatlantyk, „St. Louis”, należący do niemieckiej firmy żeglugowej Hamburg Amerikanische Packetfahrt Actien Gesellschaft (HAPAG). Podczas tego szczególnego rejsu wśród jego bogatych pasażerów byli, także uchodźcy z Niemiec - 937 Żydów, z których jak pokazała przyszłość wielu zostało bestialsko zamordowanych w komorach gazowych obozów koncentracyjnych lub rozstrzelanych. Stało się tak, ponieważ rząd Stanów Zjednoczonych odmówił im pomocy nie przyjmując na amerykańską ziemię, a prezydent Franklin Delano Roosevelt uznając za „element niepożądany”.

Trzeba wiedzieć, że wielu z tych, którzy znaleźli się na pokładzie transatlantyka przybyło na niego wprost z obozów koncentracyjnych, których stali się więźniami po nocy kryształowej. Mowa o pogromie Żydów w Niemczech wszczętym przez władze państwowe w nocy z 9 na 10 listopada 1938.  Władze tego kraju mającym dość pieniędzy, aby wykupić się Żydom oraz załatwić wizy wjazdowe do odległych zakątków świata pozwoliły to zrobić. Ludzie ci mając nadzieję, że przeżyją oddawali swoje ostatnie oszczędności. Mieli też zakupione po 150 dolarów zezwolenia na turystyczny pobyt na Kubie, gdzie chcieli oczekiwać na pozwolenie wjazdu do USA. Niestety ci, od których oczekiwali pomocy okazali się bezwzględnymi, cynicznymi postaciami, żeby nie powiedzieć graczami sceny politycznej.

Należy również zaznaczyć, że w odróżnieniu od pewnych polityków kapitan „St. Louis” Gustav Schröder był przyzwoitym człowiekiem nie zgadzającym się z tym, za co odpowiedzialny był jego kraj. Nakazał nie tylko członkom załogi traktować Żydów tak samo, jak każdych innych pasażerów, ale pozwolił tym ludziom na odprawianie modłów w sali restauracyjnej oraz zdjął wiszący na ścianie portret Hitlera czyniąc z niej coś na wzór synagogi. Na pokładzie liniowca uciekinierzy z Niemiec wierzyli, że czeka ich bezpieczne życie. Niestety przyszłość pokazała, jak bardzo się mylili...

Kilka dni przed wypłynięciem statku Kuba zmieniła przepisy emigracyjne, anulując wizy turystyczne. Obcokrajowcy na swój pobyt na tamtejszej ziemi musieli uzyskać zgodę rządu i wpłacić po 500 dolarów, należy tu zaznaczyć, że Niemcy pozwolili każdemu Żydowi wywieźć równowartość 4. 27 maja 1939 roku „St. Louis” dopłynął do wejścia do kubańskiego portu. Na około połowę z żydowskich pasażerów czekali ich mężowie i ojcowie przebywający w Hawanie. Prezydent kraju Federico Laredo Brú nie wyraził jednak zgody, aby mogli opuścić statek. Podtrzymał dotychczasowe stanowisko nie godząc się na przyjęcie uchodźców. Był zdania, że Żydzi będą obciążeniem dla rodzimej gospodarki. Przez dni podczas, których „St. Louis” stał w miejscu sytuacja nie uległa zmianie. Miały miejsce dramatyczne sceny, ponieważ ludzie szybko zauważyli, że nic nie jest tak, jak być powinno. Jedna z tragicznych historii mówi o Żydzie, który podciął sobie żyły i wyskoczył za burtę. Uratował go niemiecki marynarz. Bliscy uchodźców wynajęli od rybaków małe łodzie podpływając do statku, aby choć z daleka zobaczyć swoje rodziny. Wszystko to działo się na oczach tysięcy ludzi – w tym mediów. Sytuacja była coraz bardziej tragiczna. Uchodźcy z prośbą o pomoc skierowali list do żony prezydenta Kuby. Niestety pozytywnej odpowiedzi nie było i zdaniem historyków kraj ten obawiał się Stanów Zjednoczonych. Podobno, gdyby ambasador USA poparł Żydów prezydent Federico Laredo Brú wyraziłby zgodę. Pozostać na kubańskiej ziemi udało się tylko 22 osobom dzięki pomocy wpływowych Amerykanów i najprawdopodobniej olbrzymim łapówkom. 2 czerwca statek musiał opuścić wody terytorialne Kuby.
Zdając sobie sprawę z zaistniałej sytuacji kpt. Gustav Schröder czując się odpowiedzialny za swoich pasażerów wiedział, że Żydów po powrocie do Niemiec czeka śmierć i chciał ich uratować za wszelką cenę. Zadecydował o kursie w stronę USA, ponieważ żywił nadzieję owe państwo uważające się za liberalne i demokratyczne zlituje się nad tymi niewinnymi ludźmi – w tym dziećmi i kobietami. Wiedział również, że działają w nim organizacje żydowskie. Żywił nadzieję, że i one włączą się do sprawy wywierając presję na państwowe władze.

Niestety i tym razem kapitan musiał z goryczą przyjąć to, co się stało. U wybrzeży Florydy amerykańska Straż Graniczna zatrzymała statek. Nie tylko został on otoczony, ale do akcji włączyły się wojskowe samoloty. Gustav Schröder usłyszał nakaz natychmiastowego opuszczenia wód. Sami Żydzi obserwując sytuację myśleli, że oznacza koniec ich gehenny i odbywa się ich powitanie. Niestety samoloty i okręty straży przybrzeżnej były po to, żeby zagrodzić im drogę.

Nie pomogło nic – ani głosy żydowskie – w tym błagalny list o litość od uchodźców skierowany wprost do prezydenta Franklina Delano Roosevelta i jego żony, ani amerykańskie. Ale, jak mogło być inaczej skoro prezydent USA nazwał Żydów „elementem niepożądanym” i nigdy nie odpowiedział na skierowane do niego słowa. Departament Stanu zakomunikował tylko, aby uchodźcy czekali na swoją kolej na liście oczekujących, aby zakwalifikować się do procedury otrzymania wiz imigracyjnych upoważniających do wjazdu na teren Stanów Zjednoczonych. Amerykański rząd w 1924 r. określił dopuszczalną liczbę imigrantów z poszczególnych europejskich państw. W 1939 r. na Niemcy przypadło dokładnie 25.957 miejsc niezwłocznie wykorzystanych. Po wpisaniu się na listę Żydzi ze statku musieliby czekać na rozpatrzenie swoich wniosków przez długie lata. Jak uważają historycy politycy w Stanach Zjednoczonych obawiali się, że ci ludzie staną się obciążeniem dla budżetu kraju oraz zabiorą Amerykanom miejsca pracy.

Ostatnią próbę ratowania pasażerów „St. Louis” podjęła Kanada. Grupa profesorów i duchownych zwróciła się do swojego rządu z apelem o przyjęcie uchodźców. Niestety ponowną odpowiedzią było słowo „nie”. Kapitan Gustav Schröder został wbrew sobie postawiony przed faktem dokonanym zmuszającym go do drogi w stronę Niemiec. Zaważyły na tym sytuacja polityczna oraz groźba katastrofy humanitarnej z powodu kończących się jedzenia i wody pitnej.

Nie trzeba mówić, że to, co następowało było horrorem – zarówno dla Żydów, z których kilkuset zamierzało popełnić samobójstwo skacząc do wody u wybrzeży Niemiec - jak i kapitana „St. Louis”, który choć chciał uratować ludzi nie mógł tego zrobić w żaden sposób. Gustav Schröder zdecydował się na ostateczny i dramatyczny krok - rozbić statek u wybrzeży Wielkiej Brytanii. Szczęśliwie do katastrofy nie doszło, bo żydowska organizacja Joint wynegocjowała, aby uchodźców przyjęły: Francja, Wielka Brytania, Belgia i Holandia. Niestety jak pokazała przyszłość bezpieczni byli tylko ci z Anglii. Po wybuchu wojny pozostałe państwa znalazły się pod okupacją Niemiec. Kilkuset pasażerów „St. Louis” rozstrzelano lub wywieziono do niemieckich obozów koncentracyjnych Auschwitz i Sobibór.

Tego niewyobrażalnego horroru można było uniknąć, gdyby w 1939 r. prezydent Stanów Zjednoczonych Franklin Delano Roosevelt i rząd tegoż kraju uchodźców z ”St. Louis”, a zdaniem kapitana statku Gustava Schrödera po prostu pasażerów nie uznano za „element niepożądany” tylko za zwykłych ludzi chcących żyć.

Komentarze

Skontaktuj się ze mną!

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *

Archiwizuj

Pokaż więcej

Słowa klucze

Pokaż więcej
Blogi