Wielokrotnie pisałam o Krakowie, że to jedno z moich ulubionych miast (a widziałam ich wierzcie mi całkiem sporo). Wyjątkowe, majestatyczne ze swoją niepowtarzalną atmosferą.
Chociaż, może jednak w pewnym sensie powtarzalną, gdyż zawsze będąc w stolicy Małopolski moje myśli są podobne do tych królującym tam, gdzie na każdym kroku, w zakamarku, zaułku czuję historię, tradycją, której nawet obecny turystyczny zgiełk, tętniące życie, gwar nie są w stanie ugasić.
Historię, tradycję, specyficzny klimat, artyzm zobaczyć oraz poczuć i doświadczyć można tutaj wszędzie. Dosłownie. Gdzie byś nie poszedł, odwrócił głowę.
Kraków zwany Królewskim Miastem to dla mnie Perła Polski.
Tak, jak dla Włoch jest Wenecja.
Wprawdzie spotkałam się z porównywaniem Krakowa do Rzymu, jednak ja mimo wszystko obstaję przy tej Wenecji... Może przez wzgląd, iż to właśnie ona skradła moje serce od pierwszego wejrzenia podobnie, jak dawna stolica Polski oraz: Leptokaria w Grecji, Salt Lake City w USA oraz Lwów❓ Wszystkie wymienione uważam za najładniejsze miasta przeze mnie odwiedzone.
Ale nawiązując do Italii trzeba wiedzieć, że naprawdę dużo wiąże Kraków z Włochami. To nie tylko ślady Renesansu, który narodził się właśnie nad Morzem Śródziemnym.
Wystarczy wspomnieć królową Polski – od 1518 roku – Bonę Sforza d’Aragona (córka Izabeli Aragońskiej - księżnej Mediolanu i Bari - córki króla Neapolu Alfonsa II, oraz Giana Galeazzo Sforza - księcia Mediolanu z dynastii Sforzów). Zresztą, także m.in. wielką księżną litewską, księżną Rusi, Prus i Mazowsza, księżną Bari i Rosano, od 1524 roku spadkobierczynię pretensji do Królestwa Jerozolimy, żonę polskiego króla Zygmunta Starego i matkę Zygmunta Augusta i Anny Jagiellonki.
Przypomnę, że uroczystości zaślubin, jak i koronacja Bony odbyła się w Krakowie 15.04.1518 roku.
Zresztą Jan Mucante, mistrz ceremonii w delegacji legata papieskiego, kard. Gaetano, napisał w 1596 roku:
“Nie rozumiem żeby było drugie miasto tak obficie opatrzone we wszystko, jak Kraków. I sprawiedliwe jest tu dawne przysłowie, iż gdyby nie było Rzymu, tedy by Kraków był Rzymem”.
Trzeba też powiedzieć, że w krakowskich kościołach spoczywają doczesne szczątki dziewięciu świętych (m.in. św. Stanisława ze Szczepanowa, św. Jacka i św. Faustyny Kowalskiej), siedmiu błogosławionych, a także wielu Sług Bożych (osiem z tych osób wyniósł na ołtarze Jan Paweł II).
Ja będąc w miniony wtorek w Krakowie wycieczkę rozpoczęłam Starym Miastem i Rynkiem, wpisanym (co należy zaznaczyć❗) w 1978 roku na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
I znów nawiązując do Włoch powiem, iż to właśnie stąd wyruszała pierwsza konna poczta łącząca to miasto z Wenecją❗ Król Zygmunt August podpisał dokument powołujący pocztę w październiku 1558 roku, a jej tworzenie powierzył Prosperowi Prowanie, który przybył tutaj z Piemontu.
Więcej o związku Krakowa z moją ukochaną Italią znajdziecie Kochani / Państwo tutaj:
https://www.kawacaffe.pl/wloski-krakow-przewodnik/
Po spędzeniu pewnego czasu na Rynku, zrobieniu oczywiście zdjęć udałam się do majestatycznej, górującej nad Krakowem, wyjątkowej świątyni jaką jest bez wątpienia Kościół Mariacki, a właściwie Bazylika Mariacka.
To w niej znajduje się potężne działo artysty - rzeźbiarza pochodzącego z Norymbergi Wita Stwosza, przy którym prace trwały w latach 1477-1489. Ołtarz o wymiarach: 11 x 13 metrów, ponad 200 figur wykonanych z drzewa lipowego. Wysokość tych najwyższych to prawie 3 metry (dokładnie 2,8 metra). Konstrukcja ołtarza to drewno dębowe, a tło stanowi modrzew. Wyjątkowa twórczość późnego Średniowiecza łączące elementy Sacrum i Profanum. Mistycyzm jednoczy się z naturalistycznym realizmem. Postać Matki Boskiej zachowuje ideał średniowiecznego piękna, lecz apostołom artysta nadał rysy tutejszych mieszczan. Widać na nich dokładnie, z najdrobniejszymi szczegółami różne słabości i ułomności w podejściu do ich wyglądu, zdeformowane dłonie, napęczniałe żyły na nogach, ślady chorób skórnych.
Poniżej zamieszczam filmik:
Po opuszczeniu świątyni przeszłam do jednego z moich ulubionych miejsc by usiąść na moment i pożywić się przed dalszą drogą. Mówię o Pijalni Czekolady pana Wedla po wyjściu, z której czekało mnie rozczarowanie. Plan wycieczki został zaburzony - papugarnia, gdzie miałam zamiar się udać – już jej nie ma (a dziwne i to bardzo, gdyż w Internecie nic o tym nie ma i można się dowiedzieć, iż funkcjonuje❗), ale jak miało się okazać kilka minut później nie ma złego, co by na dobre nie wyszło. Jednak po kolei 😊
Skierowałam się ku ulicy Grodzkiej. Idąc nią pomyślałam, iż skoro wypadł mi zaplanowany punkt programu trzeba go zmodyfikować, by nie stracić ani chwili czasu – więc droga na Wawel (obowiązkowo, nie ma u mnie innej opcji i muszę tam iść każdorazowo będąc w Krakowie❗), tam na dziedzińcu zastanowię się, co zrobić z „zaoszczędzonym czasem”😊
Jednak i z tego planu nic nie wyszło. Idąc wspomnianą ulicą Grodzką dostałam ulotkę zapraszającą do odwiedzin pewnego miejsca – jednej z tutejszych atrakcji houseofattractions.club . Jako, że miałam około 2 godziny czasu reklamę przyjęłam, podziękowałam i spojrzałam, co na niej jest.
I cóż się okazało❓
To, iż wolnego czasu już nie miałam❗
Zapełniły go: Maser Maze, VR Full Immpresion oraz 7D na ulicy Grodzkiej 14❗
Pierwsze z miejsc – żartuję, że przeszłam w nim szkolenie wojskowe, a przynajmniej jego bardzo minimalistyczną formą, jednak mimo wszystko była❗ Należało przejść specjalną trasę pod laserami (a raczej chyba lepiej powiedzieć przeczołgać się - przynajmniej w większej części...)
.
Kolejna propozycja – w pewnym sensie przedłużenie poprzedniej: strzelanie z łuku do obcych w wirtualnej, rozszerzonej rzeczywistości.
Wszystko zakończył seans w wymiarze 7D. Mowa o projekcjach 3D w połączeniu ze specjalnymi efektami odczuwalnymi wszystkimi zmysłami np. podnoszące i przechylające się fotele, padająca na Ciebie woda, a nawet dotyk. Oprócz trójwymiarowego obrazu widz ma w założeniu doświadczyć śledzonych na ekranie wydarzeń dosłownie na własnej skórze, poprzez uczestnictwo, zaangażowanie reszty zmysłów.
W moim odczuciu byłam na swego rodzaju połączeniu: Roller Coasteru, Wielkiego Muru Chińskiego i czegoś ponadto. Poniżej również zamieszczam króciutki filmik😀
W powyższych miejscach byłam pierwszy raz. Reasumując: jak dla mnie fantastyczne❗ Great😍, biorąc pod uwagę między innymi to, że mówiąc o roller coasterze na ten prawdziwy nie siądę nigdy❗❗❗
Jako ciekawostkę dodam, iż podczas jednej z poprzednich wizyt w Krakowie odwiedziłam Muzeum Motyli oraz Infinity Room - tzw. Labirynt nieskończoności wypełniony lustrami dającymi dziesiątki odbić wyjść i dróg, które również można zobaczyć na ulicy Grodzkiej 48, a piszę o tym TUTAJ:
Wszystkie te miejsca stanowią swego rodzaju połączenie i możne je zwiedzać w pakiecie❗
Następnie udałam się już prosto na Wawel🏰, którego nikomu nie muszę przedstawiać. Zamieszczam więc tylko kilka zdjęć z tego domu królów Polski. ...i niestety Hansa Franka, jednego z największych niemieckich zbrodniarzy podczas II wojny światowej.🤬😡
Był też spacer nad Wisłą. Krótki odcinek wzdłuż rzeki, wchłonąć jej energię i orzeźwić się odrobinką chłodniejszego powietrza przyniesionego przez minimalny wiaterek podczas tego upalnego dnia😀 Wracając na Wawel przysiadłam też na kilka minut na grającej pod nim ławeczce.
Jednak nogi nie przyniosły mnie ponownie na Rynek, tylko do dzielnicy żydowskiej – na Kazimierz, odwiedzony ostatnio przeze mnie 2 lata temu.
Uważany za artystyczną część Krakowa. Dawna dzielnica żydowska - obecnie jedno z najbardziej rozpoznawalnych miejsc w tym mieście. Mieszczą się tutaj niezależne galerie, oryginalne, raczej niecodzienne sklepy, butiki z modą vintage oraz zarówno eleganckie lokale, jak i w stylu shabby-chic – tak zwany stary szyk. Można poczuć ducha krakowskiej bohemy.
Kazimierz jest szczególny. Ukształtowany przez stulecia sąsiedztwa chrześcijańsko-żydowskiego. Żydzi pojawili się tutaj w połowie XIV wieku i do początku XIX mieszkali można tak powiedzieć w „żydowskim mieście”. Było ono zamkniętym w obrębie ulic: Miodowej, św. Wawrzyńca, Wąskiej, Józefa i Bożego Ciała. Rządzili tutaj samodzielnie mając nad sobą wyłącznie króla w imieniu, którego władzę sprawował wojewoda krakowski.
Krakowski Kazimierz został utworzony przez samego króla Kazimierza Wielkiego w XIV wieku.
Najbardziej oblegane kafejki, znane pracownie artystyczne i galerie skoncentrowały się w rejonie ulic: Szerokiej, Izaaka, Miodowej, Józefa, Podbrzezie i wokół placu Nowego.
Przed II wojną światową Żydzi stanowili 1/4 mieszkańców Krakowa – ponad 64 tysiące. Stworzyli rozwiniętą infrastrukturę społeczną, realizującą interesy i aspiracje mniejszości.
Ja tym razem udałam się do jednej z synagog. W ciszy chłonęłam miejsce rozmyślając o różnych sprawach, w tym o tym, ile ja włożyłam siły, pracy w nagłaśnianie prawdziwej historii dąbrowsko-żydowskiej oraz pomagałam, by zabytkowa synagoga w Dąbrowie Tarnowskiej została odrestaurowana (napisałam o tym m.in. tutaj Co zrobiłam dla ratowania Synagogi i spraw dąbrowsko-żydowskich❗❗❗ ).
Więcej o Kazimierzu znajdziecie Państwo tutaj:
Co zobaczyć na Kazimierzu w Krakowie
Właśnie Kazimierz stanowił przedostatni punkt mojej jednodniowej podróży do Krakowa.
Byłam, także świadkiem Korowodu Zygmuntowskiego - barwnej parady idącej od Barbakanu, ulicą Floriańską, przez Rynek Główny pod Wawel z Dzwonem Zygmunta.
Kończąc wycieczkę postawiłam ponownie na Rynek, gdzie najpierw przeszłam Sukiennicami, by następnie dłuższą chwilę spędzić w jednej z kafejek na świeżym powietrzu. Postanowiłam tym razem dogodzić swojemu podniebieniu przy ulubionym tiramisu (jakżeby było inaczej❗😍) i różowym winie 😀😉🍰🍹
P.s.
Kraków oczywiście nie mógł obejść się bez zakupów – te między innymi zrobiłam w Sukiennicach – prezent. Poza tym trafiłam do sklepu wypełnionego po brzegi dekoracjami bożonarodzeniowymi – w tym ręcznie robionymi bombkami, które też zakupiłam 😊
Komentarze
Prześlij komentarz