Jak
pamiętamy tydzień temu katedra św. Piotra i Pawła w Nanetes, we
Francji, nazwana przez włoskiego polityka, senatora pana Matteo
Salviniego „jednym
z najpiękniejszych klejnotów Europy, symbolu naszej cywilizacji i
historii...”
zapłonęła. Została podpalona.
Dzisiaj
jest już pewnym, że nie mówimy o „przypadkowym” pożarze.
Tak,
jak można się było spodziewać od początku. Zrobił to zatrzymany
następnego dnia (w niedzielę) uchodźca
z Rwandy ubiegający się o azyl polityczny we Francji.
Ktoś, kogo po kilku godzinach uwolniono z premedytacją dokonał
tego nikczemnego czynu.
Były
wolontariusz w tejże świątyni właśnie przyznał się do jej
podpalenia.
Co
ciekawe w dalszym ciągu są osoby niewierzące w jego winę. Część
z nich wypowiada się, iż był: spokojnym, dobrym i miłym
człowiekiem „kochającym katedrę”.
Przypominam:
Rwandyjczyk wyjechał ze swojej ojczyzny kilka lat wcześniej
(dokładnie w 2012 roku). Obecnie 39-latka przyjęła diecezja w
Nanets. Jak tydzień temu podały niektóre źródła dowiedział
się o wygaśnięciu ważności wizy. Był w konflikcie z lokalnymi
władzami.
Francuski dziennik „La Monde” napisał, iż z kraju miał
wyjechać już w ubiegłym roku – 15 listopada 2019 roku.
Inną
informacje można znaleźć w „Le Parisien” - tu z kolei pojawia
się data marca bieżącego roku.
Co
interesujące Rwandyjczyk był
wolontariuszem w podpalonej świątyni,
którą miał zamknąć poprzedniego dnia.
Żeby
być rzetelnym muszę dodać, iż to katolik. Należy jednak
pamiętać, że przede wszystkim nasza kultura nie stanowiła i nie
jest jego❗
Adwokat
uchodźcy powiedział w wypowiedzi do prasy: "Mój
klient gorzko żałuje swojego czynu. Jest teraz pochłonięty
wyrzutami sumienia i przytłoczony ogromem wydarzeń. To ktoś, kto
się boi".
Słusznie,
że się boi (jeśli to w ogóle prawda!), tylko, że niestety nic
nie zmieni tego, co zrobił i musi ponieść najsurowsze
konsekwencje.
Komentarze
Prześlij komentarz