Jan zapowiedziałam, tak słowa dotrzymuję – dzisiaj kilka słów (a w następnych dniach będą kolejne) o postawie Niemiec i kanclerza „dżentelmena” Olafa Scholza. O nikczemnym zachowaniu pełnym buty, arogancji, hipokryzji tego niemieckiego, najważniejszego w tym momencie polityka w kwestii wojny w Ukrainie. Zbrodniczej, łajdackiej, przerażającej napaści 3 miesiące temu (dokładnie noc 34/24.02.2022), która nie waham się ani chwili powiedzieć ma miejsce dzięki haniebnej polityce Niemiec! To Niemcy mają na rękach przelewaną obecnie niewinną krew w Ukrainie, to ona płynie przez Gazociąg Nord Stream, a niemieccy politycy w byłymi kanclerzami: Angelą Merkel, Gerhardem Schröderem, jak również prezydentem Frankiem-Walterem Steinmeierem powinni zasiąść na ławie oskarżonych w Hadze!
Prawda jest taka, że to nie kto inny, lecz właśnie Niemcy w olbrzymim procencie są sponsorami obecnej podłej, nikczemnej napaści troglodyty Putina i jego najemników na niepodległą, suwerenną, wolną, demokratyczną Ukrainę❗❗❗🤬🤬🤬
Poniżej zamieszczam ciekawy artykuł pana Petera Petrovicia dziennikarza Polskiego Radia, który przeczytałam w ostatnich dniach na stronie www.tvp.info/swiat :
Zwlekają z dostarczaniem broni, utrudniają wejście do UE, osłabiają sankcje
20.05.2022
Podejście Niemiec do Ukrainy wciąż wywołuje oburzenie. Władzom w Berlinie wydaje się, że jeżeli będą jedynie zapewniać o swoim poparciu dla Ukrainy i deklarować dostarczanie broni, to nikt tego nie zweryfikuje. Trzy miesiące bohaterskiej walki Ukraińców o swoją ojczyznę to czas niemieckiej hańby, lawiranctwa i dbania o interesy… rosyjskie. Berlin bowiem, podobnie jak Paryż, liczy, że niedługo uda się doprowadzić do zawieszenia broni na Ukrainie i apeluje, by „pozwolić Putinowi na wyjście z twarzą”.
Gdyby
brać za prawdziwy opis rzeczywistości słowa Olafa Scholza, to
okazałoby się, że Ukraina nie ma lepszego przyjaciela, sojusznika
na świecie niż Niemcy. I, co ważne, zawsze tak było, nawet wtedy,
gdy jeszcze przed rosyjską inwazją kraj ten odmawiał władzom w
Kijowie dostarczania broni, a później taką politykę kontynuował
przez długi czas po ataku.
Niemcy były najlepszym
przyjacielem Ukrainy, gdy już zdecydowały się, po międzynarodowej
krytyce, na dostarczanie broni, chociaż była ona najczęściej
niskiej jakości, stara i wadliwa. A są one jednym z liderów
eksportu nowoczesnego uzbrojenia.
Władze w Berlinie świetnie
też wypełniały swoje sojusznicze zobowiązania blokując, hamując,
czy też osłabiając wszystkie sankcje wobec Rosji, których celem
było wymuszenie na tym kraju zakończenia wojny.
Olaf wie najlepiej
Olaf
Scholz wciąż jest przekonany, że to właśnie Berlin wie najlepiej
jak poradzić sobie z zagrożeniem płynącym z Moskwy, nawet jeśli
kolejne niemieckie rządy – w tym także tworzone przez SPD –
prowadziły wobec niej politykę, która jest dziś przedmiotem
ogromnej krytyki, w tym oskarżeń o to, że doprowadziła Putina do
decyzji o ataku na Ukrainę.
Kanclerz
Niemiec wie jednak lepiej. Wie lepiej od innych krajów UE, od państw
najbardziej zagrożonych rosyjską agresją, a także od
Ukrainy.
Dlatego
od trzech miesięcy, permanentnie deklaruje pomoc, a potem swoich
obietnic nie wypełnia lub robi to jedynie w części.
Podczas
niedawnego wystąpienia w Bundestagu oświadczył, że rząd
niemiecki wspiera Ukrainę "w sposób przemyślany, wyważony i
ściśle skoordynowany na szczeblu międzynarodowym".
Mowa trawa
I
tu już można by postawić kropkę. Każdy bowiem z tych
przymiotników, którymi opisał działania władz w Berlinie, nie
znajduje żadnego potwierdzenia w rzeczywistości. Chyba że jego
celem nie jest wcale zwycięstwo Ukrainy w tej wojnie i ukaranie
zbrodniarza Władimira Putina.
Bo
jeśli cel jest inny, niż deklaruje zarówno Ukraina jak i państwa
ją wspierające – to rzeczywiście, działania rządu w Berlinie
można za takowe uznać.
Scholz
przekonuje również, że gdy Putin zrozumie, „że nie może złamać
obrony Ukrainy, będzie gotowy do poważnych negocjacji pokojowych".
To zaś znaczy, że szef niemieckiego rządu liczy, że pat na
froncie, czy też ukraińskie sukcesy, a już na pewno brak zwycięstw
po stronie rosyjskiej sprawią, że Putin zasiądzie za stołem
negocjacyjnym.
Marzenia o „nowym rozdaniu”
Wtedy
będzie zaś można – jak myśli zapewne Scholz – zaproponować
jakieś nowe rozdanie. Gdyż – jak od zawsze przekonuje niemiecka
dyplomacja – z Rosją trzeba prowadzić „dialog”, na zasadach,
które ustala… Rosja.
Dzieje
się tak, chociaż Berlin od początku inwazji nie dawał żadnych
szans Ukrainie na przetrwanie, niezachwianie wierząc w mit
niezwyciężonej potęgi rosyjskiej armii.
Mogłoby
się wydawać, że zarówno Scholz jak i Putin ulegli tej samej
wizji, która ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. Dziś
bowiem okazuje się, że rosyjska armia najlepiej radzi sobie w
mordowaniu, gwałceniu i niszczeniu cywilnych budynków. Gdy zaś
musi walczyć z ukraińskimi siłami, to ponosi ogromne straty w
ludziach i sprzęcie.
Obawy przed eskalacją
Jednak Scholz jest tym niezrażony, prawie trzy miesiące po inwazji wciąż zapewnia – adresując te słowa zapewne do Kremla – że niemieckie władze nie będą dokonywać żadnych jednostronnych działań, które mogłyby uczynić NATO stroną w wojnie.
Co
to konkretnie oznacza? W końcu NATO czy USA już wiele razy
powtarzały, że nie biorą udziału w wojnie, a jednak dostarczają
broń i wszelkie wsparcie walczącym Ukraińcom.
Co więcej
oznacza deklaracja niemieckiego kanclerza – czemu nie robi tyle ile
inne państwa, skoro Niemcy to największa siła gospodarcza Europy?
Chyba, że znów Scholz ma coś innego na myśli – coś przeciwnego
ustaleniom krajów Zachodu. Może bowiem uważać, że jeśli będzie
dostarczał ciężką broń, to jest to jednoznaczne z braniem
udziału w wojnie, z tą eskalacją, przed którą wciąż ostrzega
zarówno Berlin, jak i … Moskwa.
Ofiara winna, gdyż walczy z napastnikiem
Przed
tym oświadczeniem w Bundestagu niemiecki kanclerz mówił w
telewizji RTL, że obawia się pogorszenia sytuacji w związku z
wojną na Ukrainie, że dojdzie do jej eskalacji. Nie wyjaśnił
jednak, co to oznacza i czy obawia się np. ataku na kraje NATO, czy
raczej na Mołdawię, czy może użycia przez Rosję broni atomowej –
broni, którą posiada również Zachód i którą Kreml mógł użyć
również wcześniej, nie tylko w kontekście wojny na Ukrainie.
Nie
można bowiem powiedzieć, by sukcesy ukraińskie na froncie
powodowały zagrożenie wywołania eskalacji konfliktu. Prawda?
Chyba, że tego właśnie obawia się Scholz – że Ukraińcy zaczną
wygrywać, co zapewne osłabi władzę Putina – i, czego również
obawia się Berlin – sprawi, że będzie on jeszcze mniej
obliczalny.
Ale jeśliby brać pod uwagę dobre samopoczucie rosyjskiego dyktatora i zmniejszyć tym samym ryzyko eskalacji, to Ukraińcy w ogóle nie powinni się bronić. Idąc tym tropem – ich walka prowadzi tylko do większej liczby ofiar i wydłuża wojnę.
Niemiecka logika
Jest
w tym logika? Żadnej, ale inaczej uważa Scholz – to jest dla
niego właśnie „przemyślana polityka”.
W
przywołanym wywiadzie dla RTL, kanclerz zapewnił przy tym, że
Niemcy będą w dalszym ciągu dostarczać broń Ukrainie. Ale jego
słowa w żaden sposób nie pokrywają się z faktami, gdyż zawsze
znajduje się jakiś problem, który utrudnia lub zgoła uniemożliwia
wsparcie ukraińskiej armii.
A
to, część rakiet okazuje się być nie do użytku, a to magazyny
Bundeswehry świecą pustkami, a gdy już trzeba podać jakieś
konkrety, to dowiadujemy się, że obiecane działa przeciwlotnicze
Gepard zostaną dostarczone "stosunkowo szybko", ale jest
taki szkopuł… trzeba będzie amunicję do nich poszukać za
granicą. Sorry, Ukraino!
Tak
samo jest z informowaniem całego świata o tym, jak to ogromną
pomoc wysyłają Niemcy temu krajowi. Jak jednak oszacował Instytut
Gospodarki Światowej (IfW) z Kilonii, co prawda w wartościach
bezwzględnych pomoc Niemiec dla Ukrainy stawia ten kraj na czwartym
miejscu – po USA, Polsce i Wielkiej Brytanii, ale gdy pod uwagę
bierze się wielkość gospodarek, to znajdują się one dopiero na
14. miejscu.
Ani do NATO, ani do UE
Gdy
trzeba podejmować konkretne decyzje – Niemcy w kontekście Ukrainy
zawsze mają jakieś „ale”. Tak jest też z kwestią chęci
przystąpienia tego kraju do UE – Scholz od razu mówi, że nie ma
ona szans na „szybką ścieżkę” i popiera przy tym ocenę
Emmanuela Macrona, który powiedział, że jej proces akcesyjny "nie
jest kwestią kilku miesięcy czy kilku lat".
Za swoje
„gierki” Scholz spotyka się z krytyką także w Niemczech - na
czym traci politycznie zarówno on, jak i jego SPD.
Chadecy
już zapomnieli, że to za czasów Angeli Merkel kwitła polityka
„dialogu” i ostro punktują obecne władze, które oskarżają, w
kontekście dostaw broni na Ukrainę, o prowadzenie „strategii
opóźnienia”. - Rząd federalny nie gra w otwarte karty wobec firm
zbrojeniowych – powiedział w programie RTL Direkt szef opozycyjnej
partii CDU Friedrich Merz.
Firmy
te bowiem skarżą się, że nie otrzymały licencji eksportowych na
transportery opancerzone. To zaś oznacza, że rząd lekceważy
ponadpartyjną rezolucję Bundestagu, w której poparto zdecydowaną
większością głosów dostawy ciężkiej broni dla Ukrainy.
Jest
to również zastanawiające, gdyż większość Niemców - 58 %, jak
wynika z sondażu dla telewizji ZDF - opowiada się za dostarczaniem
Ukrainie ciężkiej broni.
Moskwę razi rozszerzenie NATO
Co
ciekawe, jeszcze więcej – bo aż 81 % pytanych, opowiada się za
przyjęciem do NATO Finlandii i Szwecji. Ruch ten entuzjastycznie
popiera też kanclerz Scholz.
Jednak Rosja odbiera ten ruch
bardzo negatywnie i już wcześniej groziła obu krajom poważnymi
konsekwencjami, jeśli się na to zdecydują. Zagrożenie to jest na
tyle realne, że oba państwa poprosiły o gwarancje członków
Sojuszu, zanim jeszcze do niego wstąpią.
Putin zaś
wielokrotnie domagał się odsunięcia się granic paktu od Rosji i
uważał go za jej największe zagrożenie. Czy Scholz o tym
zapomniał, czy nie bierze tego pod uwagę?
Ambasador punktuje hipokryzję
To
jednak, o czym nie chce mówił niemiecki kanclerz, szybko nagłaśnia
ambasador Ukrainy w tym kraju Andrij Melnyk, który niedawno w
portalu RDN krytykował rząd w Berlinie za to, że w kwestii broni
gra na czas. - Niemcy czekają, aż dojdzie do zawieszenia broni i
nie trzeba będzie podejmować już żadnych odważnych decyzji –
przekonywał dyplomata.
- Mamy tylko siedem haubic
samobieżnych, ale nie mamy czołgów Gepard, ani Leopard 1 czy
Marder. Wszystkie one zostały już wycofane z użycia przez
Bundeswehrę i mogłyby zostać nam przekazane przez przemysł
obronny bez uszczerbku dla zdolności obronnych Republiki Federalnej
– podkreślił Melnyk.
Powoli lub w ogóle
Swojego
rozczarowania nie krył również w rozmowie z tygodnikiem „Der
Spiegel" wiceszef MSZ Szymon Szynkowski vel Sęk, który uważa,
że decyzje Berlina zapadają powoli, a czasem wcale, głównie pod
wpływem międzynarodowych nacisków, co osłabia zaufanie do nich
także w innych krajach.
– W tej sytuacji oczekujemy więcej
od największego i najsilniejszego kraju w UE. Nie można siedzieć
bezczynnie i mieć nadzieję, że jakoś to wszystko minie –
zaznaczył Szynkowski vel Sęk.
Kiedy zrozumie to Scholz?
https://www.telewizjaopolskie.pl/wiadomosci/4923,uwaga-na-memy-macron-putin-scholz
Komentarze
Prześlij komentarz