Polscy turyści - p. Tomasz Bonek i ja - czyli, jak Polka okradła starszą Indiankę


Kolejną niedawno przeczytaną przeze mnie książką jest „Seet Mat. Siedlisko prawdy. Wędrówka po Egipcie, Izraelu, Jordanii i Maroku”. Jej autor to p. Tomasz Bonek - dziennikarz, fotograf i podróżnik w jednej osobie.

Książka przenosi nas w fascynujący świat Bliskiego Wschodu, pełnego sekretów, tajemnic, tak innego od tego nam znanego. Przedstawia niezwykłe historie, o których nie nauczymy się i nie usłyszymy w szkole na lekcjach historii. Ponadto zawiera na swoich stronach całe mnóstwo kolejnych faktów z życia starożytnych władców tego regionu. Ukazuje wszechogarniającą potęgę owego Egiptu. Ta, jakże ciekawa nie tylko dla lubiących poznawać nowe miejsca (lub powracać do tych znanych), a zarazem pasjonatów historii lektura napisana jest lekkim, bardzo przystępnym językiem. Co ważne znajdziemy w niej nie tylko o tym niegdysiejszym mocarstwie, bowiem ostatnie rozdziały poświęcone są: Jordanii, Izraelowi i Maroko. Naprawdę jednak jej władcą jest właśnie Egipt.

Ale, żeby napisać o „Seet Mat” przyjdzie jeszcze czas, dzisiaj chcę opowiedzieć o czymś innym.

W swojej książce p. Tomasz Bonek porusza temat polskich turystów. Nie jest to długa wypowiedź, bo raptem kilka słów, jednak stanowią ważną opinię. Nie chcę generalizować i jak to się mówi wrzucać wszystkich do jednego worka, ale czytając przypomniała mi się moja własna historia.

Kilka lat temu miałam możliwość poznać sporą część Stanów Zjednoczonych. Podczas pobytu w tym kraju uczestniczyłam m.in. w wycieczce, której organizatorem było polonijne biuro podróży z Chicago. Cel wyprawy stanowiła m.in. Nevada, gdzie żyją rdzenni mieszkańcy tego kraju. Pewnego dnia podczas przejazdu do kolejnego punktu naszego programu kierownik wyprawy zaproponował specjalną przerwę. Zatrzymaliśmy się w miejscu, gdzie Indianie prowadzili swoją działalność handlową – kilka przydrożnych sklepików (a może lepiej powiedzieć, że bud) i straganów. Sprzedawali rękodzieło, w tym zrobioną przez siebie biżuterię. Żeby oddać prawdę muszę powiedzieć, że były to piękne rzeczy i sama kupiłam sobie kilka, są nie tylko eleganckimi ozdobami, ale równie wspaniałymi pamiątkami. Dodam, że ich ceny wcale nie były wysokie i każdy, kto chciał mógł bez problemu pozwolić sobie na nie. Gdy czas wolny zbliżał się ku końcowi zaczęliśmy wracać do autokaru z zamiarem ruszania dalej. Niestety w tym momencie przyjemny nastrój wycieczki został mocno nadszarpnięty. Okazało się, że jedna z jej uczestniczek dokonała kradzieży. Usłyszeliśmy tą wiadomość, gdy do środka wszedł przewodnik wraz z jedną z Indianek mówiąc, że ta pani została okradziona na kilkaset dolarów. Zniknęły nie pieniądze, lecz wystawiony do sprzedaży towar.

Bardzo przykre, ale okazało się, że była to prawda, a zrobiła to Polka. Po przekazaniu nam tej przykrej i żenującej informacji każdy zaskoczony popatrzył jeden na drugiego i milcząc spuścił głowę lub nią pokiwał. Po dłuższej chwili nasz kierownik powiedział, że albo ukradziony towar zostanie zwrócony albo przyjedzie policja i wtedy sprawa potoczy się całkiem inaczej. Zaproponowano, żeby wszyscy wyszli z autokaru, a złodziej - bo nie można powiedzieć inaczej - oddał to, co zabrał, pozostawiając na siedzeniu albo kładąc na innym. Następnie, gdy nikogo nie będzie w środku wejdzie do niego okradziona pani i odbierze swój towar w taki sposób zakańczając sprawę. Tak też się stało.

Bardzo przykre, że właśnie w taki sposób postępuje część naszych rodaków. Tacy ludzie, jak owa wspomniana przeze mnie pani wyjątkowo „dbają” o opinię Polaków w świecie. Smutne i żenujące.





Komentarze

Skontaktuj się ze mną!

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *

Archiwizuj

Pokaż więcej

Słowa klucze

Pokaż więcej
Blogi