Jesteśmy po
pierwszym odcinku kolejnej edycji „Tańca z gwiazdami”, którego emisję po TVN-ie
przejął Polsat.
Cóż, jeśli
miałabym być złośliwą napisałabym, że jakoś to przeżyliśmy. Nie będę jednak aż
tak wredną. Powiem tylko, że poziom tego programu w odróżnieniu od jego
pierwszych odsłon woła o pomstę do nieba i tak naprawdę nic sobą nie
prezentuje. O ile na początku, gdy format pojawił się w polskiej ramówce i rzeczywiście
występowały osoby znane, lubiane i popularne to obecnie już od dawna jesteśmy
świadkami, że to tancerze (a przynajmniej ich część, których widzimy regularnie
w kolejnych edycjach) są bardziej znani widzom niż ich partnerzy – te znane
nazwiska mająca przyciągnąć przed telewizory miliony widzów. Specjalnie też nie
użyłam do ich określenia słowa „gwiazdy”,
bo uważam, że aby zasłużyć sobie na to zaszczytne miano wcześniej trzeba
coś większego sobą zaprezentować. Nie wystarczy być celebrytą, czyjąś sympatią
lub współmałżonkiem, wystąpić w jakiejś reklamie czy w serialu być „aktorem”.
Mówiąc o występach w tasiemcach, zresztą jak zauważyliście na pewno też w
cudzysłowie, bo pozwólcie, że zadam pytanie: ilu dzisiaj w Polsce mamy tak
naprawdę prawdziwych aktorów? Nie mówię o tych wcielających się w daną postać
przez lata. Na miano gwiazdy nie zasługują też ci udający, że umieją śpiewać, stający
się chwilowym tematem nr 1 kolorowych pisemek i portali plotkarskich przez
zrobienie z siebie zwyczajnego głupka. Dla mnie określenie „gwiazda” coś znaczy
i trzeba sobie na nie zasłużyć. Nie mówię też tylko o życiu artystycznym, ale i
po za kamerą umieć się odpowiednio z klasą zachować. Wtedy możemy mówić o
gwiazdach. Tak właśnie było kiedyś. Obecnie przyszło nam żyć w takich czasach,
że, aby zyskać tytuł wystarczy zrobić coś z wyżej wymienionych rzeczy. Mamy
takie „gwiazdy”, że większość z nas ich nie zna, nie kojarzy ani twarzy ani
nazwiska i nie wie skąd u licha „wytrzaśnięto” tego osobnika. To najkrótsza
charakterystyka przeważającego procentu plejady polskich „sław” i „idoli”.
Mówiąc o tych, którzy rzeczywiście byli gwiazdami to od dobrych kilku ostatnich
emisji „Tańca z Gwiazdami” mianem tym powinna zostać określona tylko Pani Beata
Tyszkiewicz, ale Ona była członkiem jury, a nie „sławnym nazwiskiem” do
tancerza.
Na koniec dodam,
że wyrażona powyżej opinia o „Tańcu z gwiazdami” jest aktualna do wszystkich
programów, w którym języczkiem przyciągających uwagę telewidzów mają być sławne
nazwiska. Podobnie mamy też np. w TVN-owskim „Agencie”, bo to kto jest tam
uważany za „gwiazdę” wywołuje u większości litościwy uśmiech.
Komentarze
Prześlij komentarz