Łzy, bóg wojny i zwiastun Apokalipsy


W niedzielę, 15 lipca, zakończył się Mundial, a za niedługo czekają nas kolejne atrakcje. Tym razem jednak nie sportowe, tylko astronomiczne.

Już za kilka dni - 27 lipca dojdzie do najdłużej trwającego - 1 godz. 42 min. - w tym wieku całkowitego zaćmienia Księżyca, dodatkowo w tym przypadku mowa o tzw. Krwawym Księżycu. Za tydzień nasz naturalny satelita znajdując się w jednej linii: Słońce, Ziemia, Księżyc zostanie pozbawiony odbitych promieni światła słonecznego - te w całości odbierze mu zasłaniająca go nasza planeta. W momencie, gdy do tego dojdzie Srebrny Glob przybierze barwę brunatno-pomarańczową, a przynajmniej tak ją zobaczymy. Jak gdzieś przeczytałam stanie się podobna do „targanej burzą piaskową powierzchni Marsa”.

Mówiąc o całkowitym zaćmieniu, a zarazem Krwawym Księżycu, tym razem zamiast zniknąć z pola widzenia stanie się on krwawoczerwonym. Efekt ten zawdzięczamy przedzieraniu się światła przez atmosferę ziemską podobnie jak przy wschodzie i zachodzie Słońca. Zaćmiony Księżyc będzie wyglądał tak, jak gdyby oświetlało go zachodzące Słońce, tylko że szczególnie intensywnie. 
Księżyc pogrąży się w całkowitym mroku o godz. 22:22 czasu polskiego. Krwawy Księżyc pojawi się na niebie o godz. 21.30. Mam nadzieję, że pogoda pozwoli nam cieszyć nim oko.

Patrząc wstecz na odległą historię dodam, że zaćmienie Księżyca brano za zły znak, zapowiedź nieszczęścia, tym bardziej za złowrogi uważany był Krwawy stanowiąc nawet zwiastunem Apokalipsy. W tradycji Inków nasz Srebrny Glob przybierał taką barwę będąc rozszarpywanym i pożeranym przez jaguara. Obecnie, gdy nasza wiedza na temat astronomii i zjawisk występujących w przyrodzie jest bez porównania większa możemy to wyjaśnić w prosty naukowy sposób.
27 lipca dojdzie, także do opozycji Marsa względem Ziemi. 31 lipca odległość między obydwoma planetami wyniesie 57,770 mln km – najmniej od 15 lat. Nasz sąsiad najjaśniejszy będzie jednak tego właśnie dnia (dokładnie godzin nocnych) i jest to tzw. wielkie zbliżenie, a po tegorocznym na kolejne musimy czekać aż do 2035 roku.


Ale lato ma dla nas jeszcze coś, jak dla mnie jedno z najpiękniejszych, a przynajmniej najbardziej urzekających zjawisk – noc „spadających gwiazd”. Będziemy mogli obserwować rok rocznie pojawiające się na naszym niebie i goszczące mniej więcej od połowy lipca do trzeciej dekady sierpnia Perseidy. Obecnie maksimum nastąpi nocą z 12 na 13 sierpnia, a ich liczna dojdzie do 90 na godzinę.


I pamiętajmy o jednym: obserwować będziemy meteoroidy – nie meteoryty!

Kiedy któryś z meteoroidów wejdzie w atmosferę Ziemi, mamy do czynienia ze zjawiskiem świetlnym, śladem, zwanym meteorem. Meteorytem staje się on dopiero wtedy, jeśli dotrze do powierzchni naszej planety.

Może niektórzy stwierdzą, że się „czepiam”, ale jest to jeden z największych błędów popełnianych przez dziennikarzy i innych ludzi w mediach mówiących o tych sprawach. Osoby te nie rozróżniają ich doprowadzając mnie tym samym do furii.

Rój Perseidów jest związany z kometą 109P/Swift-Tuttle  przelatującą w pobliżu Słońca raz na 133 lata. Są obserwowane od około 2000 lat, a najwcześniejsze o nich informacje pochodzą z Dalekiego Wschodu.

Perseidy często są nazywane „łzami św. Wawrzyńca”. Jest to związane z przypadającą 10 sierpnia datą męczeńskiej śmierci pochodzącego z Hiszpanii diakona. Według legendy to niebo miało płakać po jego stracie, a docierające do nas łzy pojawiały się pod postacią niezwykłych kamieni z kosmosu.

Św. Wawrzyniec znany był z niezwykłej uczciwości sprawując opiekę nad najuboższymi mieszkańcami Rzymu. Został stracony na polecenie papieża Sykstusa II podczas prześladowań chrześcijan. Przed śmiercią, 10 sierpnia 258 roku, był torturowany na specjalnie rozgrzanej do czerwoności kracie. Wcześniej zdążył rozdać wszelkie kościelne kosztowności biednym, którzy dzięki temu stali się bogatymi. To właśnie za okazaną szlachetność dołączył do grona świętych.

Dziś św. Wawrzyniec jest patronem osób chorujących na reumatyzm, ratowników GOPR oraz sudeckich przewodników górskich. Uważa się go również za opiekuna: ubogich, piekarzy, kucharzy, bibliotekarzy oraz wierzy, że chroni od pożarów i pomaga w poparzeniach. Legenda mówi, że w każdy piątek schodzi on do czyśćca, aby wybawić choćby jedną duszę.

Zjawisko Perseidów inaczej interpretowali Indianie twierdząc, że „spadające gwiazdy” to żmije opuszczające nieboskłon, na Bliskim Wschodzie natomiast mówiono, iż są strzałami puszczanymi przez anioły z łuku podczas walk z demonami. W starożytnych grobowcach można też czasem odnaleźć meteoryty, które według naszych przodków miały być biletem wstępu do raju. Członkowie afrykańskich plemion na widok „spadającej gwiazdy” spluwali, ten specyficzny gest miał ich ochronić przed złem. Najbliżsi nam - Słowianie wiązali zjawisko z obfitymi plonami i dużymi zyskami finansowymi, albo przeciwnie za zapowiedź śmierci kogoś bliskiego.

Dziś mówi się, że widząc „spadającą gwiazdę” należy wypowiedzieć w myślach życzenie, które się spełni. To również prastary zwyczaj przetrwały do  naszych czasów.

Wspominając o legendach i wszelkich zwyczajach związanych ze „spadającymi gwiazdami” jedno jest niezaprzeczalne: to jedno z najbardziej urzekających zjawisk astronomicznych. Oprócz jego piękna samego w sobie, gdy pomyślimy, że widzimy: odłamek, pyłek, drobinkę materii przemierzające od niewiarygodnej dla nas liczby lat bezmiar Kosmosu, którego wielkość jest również dla przeważającej części ludzi niemożliwa do wyobrażenia, a właśnie mamy to szczęście, że możemy go dostrzec można poczuć się co najmniej dziwnie...

Komentarze

Skontaktuj się ze mną!

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *

Archiwizuj

Pokaż więcej

Słowa klucze

Pokaż więcej
Blogi