Po raz kolejny rozczarowanie, chociaż
powinnam się już dawno przyzwyczaić, że (napiszę to, choć wiem, że sporej
części osób kolejny raz się narażę, ale trudno powiedziałam, że będę pisać
prawdę, opisywać tak, jak wygląda świat wokół mnie i właśnie to robię!) nasz
kraj w wielu przypadkach odbiega od reszty świata. Mówię to używając
delikatnych słów.
O czym piszę?
O tym, że korzystając z rozpoczętego
weekendu postanowiłam dokończyć robienie mikołajkowych zakupów dla
najbliższych.
Co mnie rozczarowało?
Niestety tak,
jak Black Friday (który pokazuje tylko jak bardzo my wszyscy klienci przepłacamy
przez cały rok, bo nie oszukujmy się sklep nie traci na tych
czarnopiątkowych promocjach, może czasami, trochę, ale generalnie pieniądze w
kasach muszą się zgadzać), również okres, który ten dzień zapoczątkowuje ma
miejsce w krajach, gdzie nie królują na pierwszym miejscu chciwość i wyzysk,
jak w Polsce. Cóż moim zdaniem w naszej Ojczyźnie to żerowanie na klientach, bo
sprzedawcy doskonale wiedzą, że nadchodzi czas Mikołaja i prezentów, które
ludzie kupują. Duża ich część chce swoich bliskich choć ten jeden raz w roku
obdarować czymś wartościowszym, a żeby to zrobić muszą sięgnąć głęboko do
portfeli.
Dzisiaj
chodząc pomiędzy sklepowymi półkami trudno mi było dopatrzeć się promocji,
chociaż słowo to widniało mi przed oczami dosłownie co krok. Ceny większości
asortymentu były rzeczywiście niższe, ale mówimy o groszowych sprawach, w większości np., słodyczy różnice stanowiły 2-3
zł (a zdarzało się, że i kilkanaście groszy!) w przypadku, gdy pierwotna wynosiła
kilkanaście „złotówek”.
Na przykład
Tesco wartość części artykułów mających „zadbać o nasze podniebienie” ścięła w
tan sposób, że często te same produkty są tańsze podczas normalnych,
całorocznych promocji.
Ale nie chodzi
mi tylko o słodycze, bo takie różnice były w przeważającym procencie towaru.
Niestety do przeważającej
części tutejszych różnej maści biznesmenów (lub koncernów mających swoje
siedziby w Polsce) jakoś nie może dotrzeć, że wzorując się na swoich
zagranicznych kolegach z branży mogliby w tym szczególnym okresie dać nie tylko
możliwość nabycia określonego towaru tysiącom potencjalnych ich nabywcom,
którzy widząc rzeczywiście niższą cenę wydaliby te pieniądze, ale także
zwiększyć (i to o duży procent) swoje dochody.
Uważam, że ta zaobserwowana
przeze mnie już dawno sytuacja jest kuriozalna. To wprost żenujące reklamowanie
się sklepów wszem i wobec promocjami bożonarodzeniowymi tak naprawdę w ogóle nieistniejącymi.
Niestety podejrzewam i śmiem twierdzić, że sklepy i ich właściciele nieprędko
zmienią swoje podejście do społeczeństwa, bo powtórzę to, co napisałam na
początku: chciwość i pazerność na to nie pozwolą.
Dogłębnie ten
temat poruszyłam pisząc o Black Friday.
Komentarze
Prześlij komentarz