Świat sportu (i nie tylko)
doznał dzisiaj kolejnego szoku.
Chris Froome brytyjczyk,
jeden z najlepszych kolarzy w ostatnich latach. Dwukrotny brązowy medalista olimpijski i
wicemistrz świata. Czterokrotny zwycięzca Tour de France. To tylko przykłady
jego sukcesów. Jest też zwycięzcą ostatniego wyścigu Vuelta a Espana.
Zdaję
sobie sprawę, że wielu ludzi nie interesuje się tym sportem i dlatego krótko
wyjaśnię: mowa o kolarskim wyścigu
zaliczanym do wielkich tourów po Tour de France i Giro d’Italia. Należy do
cyklu World Tour Międzynarodowej Unii Kolarskiej.
Na wspomnianej imprezie
sportowiec został poddany badaniom, które wykazały, że w jego organizmie
stwierdzono znacznie podwyższony poziom leku (salbutamolu) podawanego ludziom
chorym na astmę. Aby uniknąć dyskwalifikacji oraz zachować pierwszą pozycję i
tytuł zwycięzcy teraz to on musi udowodnić,
że naprawdę stan jego zdrowia wymusił użycie lekarstwa i było to poleceniem lekarza.
Oczywiście
nie popieram dopingu w sporcie. Pomijając inne względy to wymienię choćby
zagrożenie dla zdrowia i życia zawodnika!
Za
niedługo (9 lutego 2018 roku) rozpoczną się Zimowe Igrzyska Olimpijskie
Pjongczangu w Korei Południowej. Znów będziemy słyszeli, jak wielka jest walka
z wszelkiego rodzaju korupcją (każdego rodzaju) w sporcie. Jestem też bardziej
niż pewna (bo nie od dziś żyję na tym świecie), że usłyszymy również nazwiska
wielu sportowców, u których badania wykażą stosowanie dopingu, a towarzyszyć
temu będzie gigantyczne oburzenie i rozczarowanie ludzi związanych ze sportem,
reklamodawców i mediów, dlatego właśnie postanowiłam umieścić tutaj tekst,
który napisałam we wrześniu ubiegłego roku.
Oto
on:
Doping
w sporcie. Obraz dzisiejszego świata sportu (i nie tylko).
Niedawno zakończyły się w
Rio de Janeiro Igrzyska Olimpijskie i zgodnie z obietnicą kilka słów o
dopingu.
Niestety śmiem twierdzić,
że dla tych, którzy naprawdę chcą walczyć z tym procederem (a ufam, że mimo
wszystko są takie osoby) to przysłowiowa walka z wiatrakami. Dlaczego? Dlatego,
bo za dopingiem w sporcie stoją: wielkie pieniądze, wielki biznes potężnych
firm i korporacji (również międzynarodowych), władza, polityka (a może
poprawniej byłoby napisać, że ta „wielka polityka”) oraz …nauka i ludzie z nią
związani, co jest w tym wszystkim chyba najbardziej porażające. Jest też
faktem, że niestety wiele młodych osób chciałoby od razu być mistrzami i od
pierwszych chwil zdobywać laury zwycięstwa. Do tego dodać należy również, że
większy procent rozpoczynających swą przygodę ze sportem to ludzie niezamożni,
a ci, którzy w nich zainwestowali sponsorując wszelkiego rodzaju szkolenia,
treningi i wszystko inne, co było potrzebne chcą w jak najkrótszym czasie
zrekompensować sobie poniesione klszty. Oczekują więc sukcesów i to za wszelką
cenę. Mówię o presji jakiej poddawany jest młody człowiek, żeby wyraził zgodę
na stosowanie „wspomagaczy”.
To wszystko jest niczym
pajęcza sieć przeplatających się wzajemnie interesów (w tym też tych prywatnych).
Albo drugie porównanie: ośmiornica, której macki sięgają w niewyobrażalną dla
zwykłego człowieka przestrzeń. Wszystko to jest tajemnicą poliszynela, czymś o
czym wszyscy wiedzą, ale nikt głośno nie powie. Lepiej milczeć, „pogrozić
paluszkiem” i odegrać komedię, że walczy się z czymś albo udawać, że problemu
po prostu nie ma.
Niestety w tak pełnych
hipokryzji czasach przyszło nam żyć.
Otwarte jest pytanie: ile w dzisiejszych wynikach jest sportowca, a
ile techniki i sztabów specjalistów. Publiczny sekret to to, że ci pierwsi
niemal wszyscy stosują doping lub oszukują w jakiś inny sposób naturę, aby
zwyciężać i tworzyć widowisko. Granice wydolności ludzkiego organizmu też już
dawno zostały wykorzystane do maksimum, przynajmniej w części dyscyplin.
Nie rzucam
oskarżeń, ale raczej bez stosowania wspomagania nie da się nic więcej osiągnąć
w ich dużej liczbie. Jak można na przykład wymagać choćby w łyżwiarstwie figurowym,
żeby malutka, drobniutka czternasto, czy piętnastolatka, która jest przecież
jeszcze dzieckiem wygrywała największe międzynarodowe zawody pokonując
wielokrotne mistrzynie starsze i bardziej doświadczone? To samo w gimnastyce
sportowej. Czy taki stan rzeczy jest w ogóle normalny i powinno się do tego
dopuszczać? Nie twierdzę, że te dziewczynki w jakiś sposób są wspomagane, bo
chcę wierzyć, że po prostu mają tak wielki talent, ale sama sytuacja, w której
się znajdują zdrową nazwać nie można. A lekkoatletyka? Czy tutaj nie widzimy
też nic szokującego?
To, co
napisałam jest to tylko przykładem.
Człowiek nie
jest robotem tylko organizmem, który ma swoje ograniczenia. Zresztą najdoskonalsza
nawet maszyna też nie może cały czas działać na najwyższych obrotach, a nawet w
najszybszym samochodzie silnik w końcu wysiądzie.
Niestety i
weźmy to wreszcie pod uwagę, że sport jest dziś tak naprawdę potężnym biznesem,
z którego wielu czerpie niewyobrażalne dla zwykłego „zjadacza chleba” zyski i
niestety liczą się tylko one. Jednak, aby widowisko nakręcające potężną machinę
trwało dalej muszą być bite wciąż nowe rekordy. "Zwykłe" ludzkie
ciało bez torby lekarskiej tego nie jest raczej w stanie dokonać... Na końcu
tego procederu niestety winni jesteśmy, także my sami lubiący oglądać w
telewizorach, jak na światowych arenach bite są wciąż nowe najlepsze wyniki
deklasujące rywali. Później burzymy się, że ktoś brał, że zrujnował sobie zdrowie, ale przecież tak ochoczo
biliśmy mu brawo, gdy jeszcze nic o tym nie wiedzieliśmy a mistrz wygrywał na
ekranach TV. Potem było pasmo reklamowe tych, którzy finansowali powiedzmy to
jasno i wyraźnie: prochy. Cóż, takich doczekaliśmy się czasów. Przecież show
must go on!
Wreszcie, czy tylko sportowiec jest winny? A co
z resztą tych, którzy we wszystkim uczestniczyli? On nie robił tego sam, gdy
stosował doping byli przy tym przecież pomagając mu inni, w tym specjaliści.
Po przyznaniu się do stawianych mu zarzutów Lance Armstrong powiedział nam
coś arcyważnego. Nie, nie to, że stosował doping, co podejrzewało
wielu, ale, że byli oni właściwie nie sprawdzani i każdy o tym wiedział. Co to
znaczy? Tylko, albo aż tyle, że grube miliardy dolarów wydawane na badania
antydopingowe to wyrzucanie ich w błoto, bo bada się tylko biednych i słabych
sportowców, by uzasadnić sens istnienia molocha zwanego WADA (Światowa Agencja
Antydopingowa).
Smutne jest też coś innego: tak naprawdę to nie sportowcy
używający doping zniszczyli sport, ale sport wyczynowy zniszczył ich. Tworząca
go machina wymaga coraz więcej, lepiej i szybciej, a żeby to osiągnąć wszyscy
wiemy, do czego się posuwają. Tyle, że tylko niektórzy wpadają, a gdzie wchodzą
w grę duże pieniądze i presja na sukces, tam fair play i zdrowie się nie liczą. Niestety.
Otwarte
pozostaje pytanie: co robić, żeby walczyć z dopingiem?
No cóż
trzeba przede wszystkim być stanowczym w swoim postępowaniu i naprawdę chcieć
oczyścić sport. Pamiętajmy też, że nie jest winny sam sportowiec, bo on jest
tak naprawdę tylko małym pionkiem w „grze”, aktorem, który ma odegrać swoją
rolę na arenie sportowej.
Niestety
śmiem twierdzić, że obecna sytuacja nie ulegnie żadnej zasadniczej zmianie.
Dlaczego? Napisałam to na początku: zbyt wielkie pieniądze i przeplatające się
interesy wielu wpływowych postaci, którzy są zdolni nie waham się powiedzieć,
że nawet do tego ostatecznego kroku wobec tego, kto stanie im na drodze i
nadepnie na odcisk. Przecież wypadek na drodze może zdarzyć się każdemu tak,
jak popełnienie samobójstwa przez osobę chorą na depresję.
Komentarze
Prześlij komentarz