Informacje o "majstrowaniu" w Wuhan już w 2018? Josh Rogin: demaskuje i ujawnia

Kontynuując temat świństwa z Wuhan, z którym świat od ponad roku toczy globalną wojnę, pragnę dzisiaj polecić lekturę niezmiernie interesującego artykułu dotyczącego koronawirusa wywołującego zarazę COVID-19.

Dokładnie mówię o fragmencie książki pt. „Chaos Under Heaven: Trump, Xi and the Battle for the Twenty-First Centaury” pana Josha Rogina – amerykańskiego dziennikarza i felietonisty (o którym więcej informacji przestawię na końcu posta).

Owy fragment książki (która mam nadzieję ukaże się w polskim przekładzie❗❗❗) opublikowało Politico.

Powtarzam: bardzo ciekawy materiał ukazujący czarno na białym kłamstwa Pekinu w sprawie narodzin SARS-CoV-2. 



graf. https://www.hoover.org/news/washington-post-columnist-josh-rogin-discusses-us-china-diplomatic-relationship-covid-19-era



W 2018 r. dyplomaci ostrzegali przed eksperymentami z koronawirusem w Wuhan. Nikt ich nie słuchał

28.03.2021 Politico


15 stycznia w ostatnich dniach prezydentury Donalda Trumpa Departament Stanu wydał oświadczenie zawierające poważne zarzuty dotyczące źródeł pandemii koronawirusa. Według niego amerykański wywiad znalazł dowody, że pewna liczba badaczy z Instytutu Wirusologii w Wuhan (WIV) miała objawy COVID-19 już na jesieni 2019 r. To zaś oznaczałoby, że chińskie władze przez miesiące ukrywały kluczowe informacje o epidemii i że laboratorium WIV chociaż „jest przedstawiane jako instytucja cywilna”, prowadzi tajne badania dla wojska. POLITICO publikuje fragment książki Josha Rogina.


Zrozumienie źródeł koronawirusa to nie jest tylko kwestia znalezienia winnego. Odtworzenia prawdziwej ścieżki, jaką pokonał, jest niezbędne dla opracowania sposobów zapobiegania przyszłym przypadkom.

Pierwszą, a zatem najszerzej przyjętą teorią, jest pierwotna chińska opowieść, że pandemia rozpoczęła się od targu ryb i owoców morza w Wuhan. Ale pod koniec zimy i na wiosnę 2020 r. zaczęły się na niej pojawiać pierwsze rysy. W lutym okazało się, że pierwszy znany przypadek COVID-19 w Wuhan nie miał związku z targiem. Władze zamknęły go w styczniu i poddały odkażaniu, zanim udało się pobrać tam dobre próbki. Dopiero w maju chińskie Centrum Kontroli Chorób zanegowało teorię o targu i przyznało, że nie ma pojęcia, jak wyglądało pierwsze ognisko.

Wiosną 2020 r. amerykańscy funkcjonariusze zaczęli docierać do dowodów na rzecz bardziej niepokojącej teorii: pierwsze ognisko było związane z jednym z laboratoriów w Wuhan, być może w WIV, które jest czołowym na świecie ośrodkiem badań nad koronawirusami u nietoperzy. 

Początki koronawirusa w Chinach. Nowe rewelacje w sprawie laboratorium w Wuhan

Niektórzy z nich znali dobrze nazwę tego laboratorium. Badania nad wirusami u nietoperzy zwróciły uwagę dyplomatów w ambasadzie w Pekinie już pod koniec 2017 r. Do Waszyntgonu poszło ostrzeżenie, że naukowcy z tej placówki donoszą „o poważnym niedoborze wyszkolonego personelu technicznego niezbędnego do bezpiecznego prowadzenia laboratorium”.

Ale te depesze zostały zignorowane.

Kiedy w kwietniu 2020 r. ogłosiłem ich treść, podsyciły one debatę, która i tak z aspektów naukowych i śledczych przeszła w stronę gorącego politycznego problemu. Następnego dnia Trump ogłosił, że administracja „bada sprawę” a sekretarz stanu Mike Pompeo wezwał Pekin, by „wyjaśnił do spodu” kwestię początków pandemii. Dwa tygodnie później Pompeo ogłosił, że istnieją „liczne dowody” wskazujące na laboratorium, ale nie powiedział jakie. Relacje Trumpa z prezydentem Xi Jinpingiem coraz bardziej się pogarszały, a przedstawiciele administracji otwarcie oskarżali laboratorium w Wuhanie.

Kwestia źródeł zeszła na drugi plan, w miarę jak pandemia rozlała się po świecie. Ale w instytucjach rządowych trwała dyskusja, czy USA powinny ujawnić więcej informacji, jakie posiadały na temat laboratorium. Oświadczenie z 15 stycznia zostało zatwierdzone do publikacji przez wywiad, ale dane, na których bazowało, pozostawały tajne. Miało ono być raczej sygnałem, że istnieją konkretne dowody i że teoria zasługuje na gruntowniejsze zbadanie.

Koronawirus. Prezydent Biden a Chiny

Nowa ekipa Bidena stąpa po linie, z jednej strony wzywając Pekin do ujawnienia danych, z drugiej nie podtrzymując, ale i nie zaprzeczając kontrowersyjnym tezom administracji Trumpa. Sprawa początków pandemii dalej jest uwikłana w kontekst polityki wewnętrznej i zagranicznej. W zeszły miesiącu doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Jake Sullivan wydał oświadczenie w sprawie „głębokiego zaniepokojenia” dotyczącego raportu zespołu Światowej Organizacji Zdrowia, który co prawda odwiedził laboratorium, ale nie dostał od chińskich władz dostępu do kluczowych danych.

Ale zanim to wszystko zamieniło się w punkt zapalny relacji amerykańsko-chińskich, ponad cztery lata temu cała historia zaczęła się od prostego ostrzeżenia.

Chińskie badania nad koronawirusem

Pod koniec 2017 r. wysocy rangą urzędnicy ds. naukowych i zdrowotnych amerykańskiej ambasady w Pekinie wzięli udział w konferencji. Zobaczyli prezentację nowych badań zorganizowanych przez grupę chińskich naukowców (w tym wielu z Wuhan) wraz z amerykańskim Narodowym Instytutem Zdrowia (NIH).

Od czasów epidemii SARS w 2002 r. - choroby wywołanej przez koronawirusa przenoszonego przez nietoperze – naukowcy z całego świata szukali sposobu na prognozowanie i ograniczanie podobnych sytuacji w przyszłości. NIH finansował szereg projektów z udziałem naukowców z WIV. Tytuł prezentacji brzmiał: „Odkrycie znacznej puli genowej koronawirusów u nietoperzy związanych z SARS a nowe teorie dotyczące źródeł koronawirusa SARS”.

Amerykańscy dyplomaci dowiedzieli się, że badacze z Wuhan dotarli do populacji nietoperzy w jaskiniach prowincji Yunan, dzięki którym uzyskali wiedzę na temat początków i sposobów przenoszenia się koronawirusa wywołującego SARS. Chwalili się wręcz, że znaleźli tę konkretną jaskinię, gdzie się to wszystko zaczęło. Ale Amerykanów interesowało co innego: badacze twierdzili, że znaleźli trzy nowe wirusy o pewnej specyficznej charaterystyce: posiadają one tzw. białko spike, szczególnie skuteczne w łączeniu się z pewnym receptorem w komórkach ludzkich płuc (o nazwie ACE2). To zaś znaczyło, że wirusy potencjalnie groźne dla ludzi znajdują się w laboratorium, o którym amerykańscy dyplomaci niewiele wiedzieli.

Pracownicy ambasady USA wiedzieli, że laboratorium WIV mające najwyższy stopień biobezpieczeństwa (BSL-4) jest względnie nową placówką, postanowili więc pojechać do Wuhan i sprawdzić wszystko osobiście. Na przełomie lat 2017 i 2018 ambasada wysłała w sumie trzy ekipy ekspertów na spotkania z naukowcami z WIV. Była wśród nich Shi Zhengli, często nazywana „bat woman” z powodu znacznego doświadczenia w badaniach nad nietoperzami.

Amerykanów zaszokowało to, co usłyszeli od ludzi z WIV: Chińczykom brakowało odpowiednio wyszkolonego personelu technicznego, by bezpiecznie operować w laboratorium BSL-4. Prosili o pomoc w zapewnieniu odpowiednich standardów

Dwa raporty

Dyplomaci napisali dwa raporty do Waszyngtonu. Wzywali w nim, aby pomóc laboratorium spełnić standardy bezpieczeństwa. Ostrzegali, że badacze z WIV znaleźli nowe koronawirusy, które mogą zaatakować komórki człowieka w ten sam sposób, co koronawirus wywołujący SARS.

Jeden z autorów tych depesz powiedział mi, że te dwa punkty łącznie – groźne wirusy badane w laboratorium mającym problemy z zabezpieczeniami – powinny były zostać odczytane jako ostrzeżenie przed kryzysem zdrowotnym. Meldunkom nie nadano klauzuli tajności, autorzy chcieli żeby więcej osób w Ameryce mogło je przeczytać. Ale z Departamentu Stanu nie nadeszła żadna odpowiedź i nigdy ich nie upubliczniono. W trakcie 2018 r. w stosunkach amerykańsko-chińskich zaczęło narastać napięcie i dyplomaci utracili dostęp do chińskich laboratoriów.

- Te depesze to był strzał ostrzegawczy. Błagaliśmy ludzi o uwagę – powiedział amerykański dyplomata. Świat owszem, zwrócił uwagę, ale kiedy już było za późno.

Treść depesz nie została mi udostępniona przez kogoś z administracji Trumpa, jak twierdziły błędnie media. Sekretarz stanu Pompeo był wściekły z powodu przecieku. Akurat wtedy potrzebował utrzymywać pozory dobrych relacji z Chinami. Prezydent Trump i prezydent Xi 26 marca w rozmowie telefonicznej umówili się, że skończą wojnę słowną, która wybuchła, gdy chiński dyplomata na Twitterze stwierdził, że epidemię mogło wywołać amerykańskie wojsko. To z kolei sprawiło, że Trump zaczął mówić o „chińskim wirusie”. Xi ostrzegł podczas ich rozmowy, że dalsze wytykanie palcami Chin może obniżyć poziom współpracy jeśli chodzi o dostawy sprzętu potrzebnego Ameryce w krytycznym momencie walki z pandemią.

Po uzyskaniu depesz skontaktowałem się z urzędnikami, do których mam zaufanie, chcąc usłyszeć ich reakcje. Zorientowałem się, że już wtedy spora ich część była przekonana, że wirus uciekł z laboratorium WIV a nie że przeskoczył na człowieka na targu czy w innym przypadkowym miejscu, jak twierdziły wówczas chińskie władze.

Każda teoria na temat początków pandemii musi brać pod uwagę fakt, że nowy koronawirus pojawił się po raz pierwszy w Wuhan, w sąsiedztwie laboratorium, które posiada jedną z największych na świecie kolekcji koronawirusów od nietoperzy a między innymi najbliższego znanego krewnego wirusa SARS-Cov-2, którego Shi określiła nazwą RaTG13.

W wywiadzie udzielonym w marcu Shi powiedziała, że kiedy usłyszała o epidemii wirusa w swoim mieście, uznała, że władze się mylą, bo tego rodzaju ognisko wirusa mogło raczej zaistnieć na południu Chin, gdzie żyje większość gatunków nietoperzy. - Nigdy nie spodziewała się tego rodzaju rzeczy w Wuhan w środkowych Chinach - zaznaczyła.

Amerykanie o źródłach koronawirusa

W kwietniu urzędnicy z Narodowej Rady Bezpieczeństwa i Departamentu Stanu zaczęli zestawiać poszlaki, że źródłem wirusa jest laboratorium WIV, a nie targ, bo ta druga opcja wydawała się zakładać rzadki zbieg okoliczności. Nie mogli jednak tego głośno mówić, bo nie było żadnych dowodów. A gdyby władze USA oskarżyły Chiny o kłamstwo, nie mając mocnych dowodów, Pekin z pewnością eskalowałby napięcia jeszcze bardziej a Amerykanie mogliby nie dostać potrzebnego im sprzętu medycznego.

Senator z Arkansas Tom Cotton raczej się tym nie przejmował. 16 lutego w Fox News przedstawił pozbawioną podstaw teorię, że wirus powstał w ramach chińskiego programu broni biologicznej. Czyli że został opracowany z zamiarem zabijania ludzi. Żadne dane nie przemawiały za tym. Do dziś wśród naukowców panuje konsensus, że wirusa nie „wytworzono” w taki sposób, żeby był śmiertelny, nie ma żadnych śladów bezpośredniej manipulacji genetycznej. Co więcej WIV publikował część swoich badań nad koronawirusami mogącymi zakazić ludzi – program broni biologicznej raczej zachowuje większy poziom tajności.

Spekulacje Cottona tylko roznieciły na nowo teorie spiskowe i zaszkodziły pracy ludzi działających w innych segmentach amerykańskich władz, którzy starali się ustalić dokładne źródła pandemii. Dziennikarze i politycy zaczęli mieszać fałszywą koncepcję broni biologicznej z mającą znamiona prawdopodobieństwa teorią, że wirus został przypadkowo uwolniony z laboratorium WIV – przez co stała się ona o wiele trudniejsza do eksplorowania z powodów politycznych.

Pompeo wzywa Pekin do wyjaśnień

Kiedy 14 kwietnia opublikowałem na łamach "Washington Post" artykuł o depeszach, Pompeo wezwał Pekin, by „wyjaśnił do spodu” przyczyny epidemii a parę tygodni później zadeklarował, że oprócz wspomnianych depesz istnieją „liczne dowody” w tej sprawie. Ale odmówił ich pokazania.

W tym czasie niektórzy przedstawiciele służb puścili moim kolegom przeciek, że nie odkryli „twardych dowodów” na to, że pierwsze ognisko zaczęło się w laboratorium. Było to prawdą w pewnym sensie. Zastępca doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego Matthew Pottinger zlecił wywiadowi szukanie dowodów na wszelkie możliwe scenariusze, w tym ten „targowy” albo na wypadek w laboratorium, ale agencje nie znalazły jednoznacznych powiązań z żadnym z tych miejsc. Ale brak dowodów to nie dowód na brak. Wywiad nie mógł potwierdzić ale nie mógł też zaprzeczyć.

Wiele osób z kręgów naukowych krytykowało mój tekst, wskazując, że dotychczas powodem epidemii częściej było naturalne przejście z innego gatunku niż wypadki laboratoryjne. Ale wielu z tych naukowców to byli partnerzy w badaniach prof. Shi albo ich sponsorzy np. szef organizacji EcoHealth Alliance Peter Daszak. Ich badania były związane z jej pracami i gdyby się okazało, ze laboratorium w Wuhan miało związek z pandemią, musieliby odpowiedzieć na wiele trudnych pytań. Poza tym nie mieli dokładnej wiedzy, jak WIV działa poza ramami ich wspólnych projektów.

Pekin wysłał pod adresem Australii i Unii Europejskiej groźby, kiedy zasugerowały one, żeby rozpocząć niezależne śledztwo w sprawie źródeł wirusa.

W maju przedstawiciele chińskiego Centrum Kontroli Chorób zadeklarowali w państwowych mediach że wykluczają możliwość, iż miejscem pojawienia się wirusa by targ. Pierwotna teoria została zatem porzucona. Z kolei „bat woman” Shi wcale nie uważała, że teoria z wypadkiem laboratoryjnym była tak całkiem szalona. W wywiadzie udzielonym w marcu opowiadała, jak nerwowo przeglądała dokumentację swojego ośrodka, gdy dowiedziała się o koronawirusie w Wuhan. Wspominała, że zadawała sobie pytanie: czy to mogło wyjść z laboratorium?

Kiedy nie znalazła śladów nowego koronawirusa w dokumentacji, poczuła ulgę. Oczywiście, gdyby go znalazła, pewnie nie wolno by jej było o tym powiedzieć, bo przecież chińskie władze usilnie przekonywały cały świat, że laboratorium nie ma nic wspólnego z pandemią.

Podważanie teorii wypadku

Jeden z najważniejszych argumentów w ustach naukowców z Chin i USA podważających teorię wypadku był taki, że chińscy badacze pracowali jawnie i opublikowali dane z swoich badań nad koronawirusami.

Ale pewien wysoki rangą urzędnik administracji powiedział mi, że wiele osób w strukturach amerykańskiego państwa – zwłaszcza w Narodowej Radzie Bezpieczeństwa i w Departamencie Stanu – doszła do wniosku, że chińscy badacze nie są tak otwarci i szczerzy jak się sądzi.

Moi rozmówcy wyrażali swoje obawy w związku z badaniami typu Gain of Function (wzmożenie aktywności) w których celowo się zwiększa zaraźliwość albo chorobotwórczosć niebezpiecznych patogenów. Prowadzący je naukowcy chcą dzięki temu przewidzieć, jak wirusy mogą ewoluować w sposób szkodliwy dla człowieka, zanim to się stanie w naturze. Ponieważ przeskakuje się przy tym naturalne cykle ewolucyjne patogenu, takie eksperymenty tworzą ryzyko epidemii w razie wystąpienia jakiegoś wypadku w laboratorium. Z tego powodu administracja Obamy w 2014 r. wydała moratorium na eksperymenty GOF.

Instytut z Wuhan uczestniczył jawnie w tego rodzaju badaniach w partnerstwie z amerykańskimi instytucjami i uczelniami. Mój rozmówca twierdzi, że władze USA mają dowody, iż chińskie laboratoria pracowały w ten sposób na znacznie większą skalę niż to publicznie przyznawano, czyli że podejmowały większe ryzyko w większej liczbie ośrodków, niż ktokolwiek poza Chinami miał o tym wiedzę. Ta informacja wzmacnia w niepokojący sposób hipotezę wypadku w laboratorium.

W lipcu 2020 r. mało kto zwrócił uwagę na raport z badań ogłoszony przez grupę chińskich badaczy w tym także związanych z wojskową uczelnią medyczną. Opracowali oni nowy model badań nad SARS-CoV-2 tworząc, z zastosowaniem technologii edycji genów CRISPR myszy mające płuca o cechach podobnych do ludzkich, z ludzkim receptorem ACE2 (tym samym, dzięki któremu koronawirusy tak łatwo zakażają człowieka).

Po konsultacjach z ekspertami niektórzy amerykańscy urzędnicy doszli do wniosku, że laboratorium w Pekinie prowadziło eksperymenty na myszach z receptorami ACE2 długo przed początkiem pandemii, tyle że tego nigdy nie ujawniło. W oświadczeniu z 15 stycznia Departament Stanu głosił, że WIV co prawda ujawnił częściowo swój udział w badaniach typu Gain of Function ale nie ujawnił prac nad RaTG13 i od 2017 r. „uczestniczył w tajnych badaniach, w tym eksperymentach na zwierzętach na zlecenie wojska”. Samo w sobie to nie pomaga zrozumieć, skąd się wziął SARS-CoV-2. Ale jest jasne, że amerykańskie władze są przekonane, że w chińskich laboratoriach odbywały się liczne ryzykowne badania nad koronawirusami.

- To było tylko spojrzenie przez dziurkę od klucza na miriadę różnych prac, w tym w laboratoriach wojskowych, testujących koronawirusy na myszach z ACE2 w niezabezpieczonych obiektach. Tego rodzaju działalność nie jest dobrze rozpoznana i zrozumiana na Zachodzie, bo nigdy jej tu nie prowadzono – powiedział mi wysoki rangą urzędnik.

Niektórzy przedstawiciele władz USA dochodzili do przekonania, że chińskie władze manipulują informacją naukową tak, żeby pasowała do ich narracji. Ale przy tym stopniu utajnienia trudno było cokolwiek udowodnić. - Jeśli nawet był jakiś twardy dowód, to Komunistyczna Partia Chin zakopała go wraz z każdym, kto miałby odwagę o tym mówić. Zapewne nigdy nie będziemy w stanie niczego udowodnić, co zresztą było cały czas celem Pekinu – powiedział mi amerykański urzędnik.

W 2017 r. dyplomaci wizytujący laboratorium w Wuhan przewidzieli bieg zdarzeń, ale nikt ich nie słuchał i niczego nie zrobiono. - Próbowaliśmy ostrzec, że to laboratorium to poważne zagrożenie. Już wtedy myślałem, że możemy mieć kolejną epidemię w rodzaju SARS. Gdybym wiedział, że powstanie największa pandemia w dziejach, robiłbym więcej hałasu wokół tego – powiedział mi jeden z autorów raportu z wizyty w laboratorium.



zdj. https://www.walmart.com/ip/Chaos-Under-Heaven-America-China-and-the-Battle-for-the-Twenty-First-Century-Hardcover-9780358393245/513396724


Josh Rogin - amerykański dziennikarz, felietonista ds. Polityki zagranicznej w dziale Global Opinions w The Washington Post oraz analityk polityczny w CNN. Jest autorem książki pt. „Chaos Under Heaven: Trump, Xi, and the Battle for the 21st Century”. Josh Rogin zajmuje się również bezpieczeństwem narodowym i polityką zagraniczną oraz prowadzi codzienną kolumnę internetową „The Cable”. Ten pan wcześniej zajmował się polityką obronną i zagraniczną jako pisarz w „Congressional Quarterly” pisząc na temat: Iraku, Afganistanu, Zatoki Guantanamo, stosunkach USA-Azja, budżetowaniu i środkach na obronność oraz lobbingu obronnym i przemyśle kontraktowym. W przeszłości współpracował z magazynem „Federal Computer Week”: modernizacja wojskowa, cyberwojna, kosmos, obrona przeciwrakietowa. Był, także reporterem sztabowym Pentagonu dla Asahi Shimbun, czołowej japońskiej gazety codziennej oraz zajmował się relacjami USA-Japonia, modernizacją chińskich sił zbrojnych, kryzysem nuklearnym w Korei Północnej i nie tylko.

Raporty Josha prezentowały m.in: CNN, MSNBC, C-Span, CBS, ABC, NPR, WTOP. Laureat nagrody InterAction Award w 2011 roku za doskonałość w raportowaniu międzynarodowym.

W tym miejscu podaję też linki do pewnych moich wcześniejszych postów związanych z tym tematem: 


Zadarcie z WHO kosztuje reelekcję?  


Bruksela na pasku Pekinu?  


Demokracja po chińsku. Świat na smyczy Pekinu.



zdj. https://www.rynekzdrowia.pl/Serwis-Choroby-Zakazne/Chiny-juz-17-listopada-2019-roku-zanotowano-pierwszy-przypadek-COVID-19,204118,1017.html


Komentarze

Skontaktuj się ze mną!

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *

Archiwizuj

Pokaż więcej

Słowa klucze

Pokaż więcej
Blogi