Ponieważ
za kilka dni nadejdą dni zadumy, nasze myśli będą obok Tych, których już nie ma
z nami na naszej Ziemi, Błękitnej Planecie, pomyślałam sobie, że podzielę się z
pewną historią dotyczącą mojego regionu… Tych osób też już z nami nie ma. Były
ofiarami potwornego reżimu, a z zimną krwią zamordowali ich Niemcy za pomoc
innym ludziom.
Beleryt
jest lasem rosnącym na terenie wsi Szarwark w Powiecie Dąbrowskim. Miejsce to skrywa
wstrząsającą historię z okresu II wojny światowej.
W czasie najczarniejszych kart historii zginęło wielu
mieszkańców Szarwarku, jednak najbardziej zapadło w pamięć to, co stało się z
pięcioosobową rodziną Mendalów oraz Władysławem Starcem. W Belerycie 5 lipca
1943 roku podczas okupacji niemieckiej pozbawiono ich życia za próby ratowania
ludności żydowskiej.
Nie oszczędzono nikogo, ani dzieci ani starszych.
Ofiarami niemieckiego nazizmu zostali: Franciszek Mendala, jego żona i dwójka
ich małoletnich dzieci oraz teściowa Wiktoria Wężowicz, jak też Władysław Starzec.
Najstarszą była pani Wiktoria, miała 72 lata, najmłodszymi dzieci w wieku 13 i
8 lat… Wszystkich zastrzelono, a z ciałami postąpiono chyba w najokrutniejszy
ze sposobów wrzucając je do płonących zabudowań.
W czasie wojny i chęci wyniszczenia przez Hitlera Żydów
ludzie ci zdawali sobie sprawę z grożącego im niebezpieczeństwa starając się
przetrwać okrutny czas na wiele sposobów. Niektórzy pomoc znajdowali u polskich
rodzin. Inni nie mający tyle szczęścia szukali kryjówek. Tak też było na skraju
Belerytu, gdzie mieszkali Franciszek Mendala z rodziną oraz Władysław Starzec.
Ludzie pomagający Żydom żywnościowo.
Niestety ich nazwisk oraz liczby nie znamy. Wiadomo z
całą pewnością, że w Szarwarku i u kilku innych rodzin na terenie Dąbrowy
Tarnowskiej Żydom udało się przetrwać niemiecką okupację w domach ludzi,
których nazwiska wymienił w książce pt. „Żydzi Dąbrowscy” Ś.P. redaktor naczelny
„Kuriera
Dąbrowskiego” Jerzy Rzeszuto. Byli to m.in.: Adam Starzyk, Jan
Chłopek i Ludwik Kędzierski. Nieżyjący już dziennikarz zamieścił w niej, także
zeznania świadka wspomnianych wydarzeń w Belerycie, mieszkańca Szarwarku pana Franciszka
Minora.
Człowiek ten tak oto mówił przed sądem w Krakowie w 1968
roku:
„Franciszek Mędala był moim sąsiadem. Zabudowania jego znajdowały się w odległości około 200 metrów od moich zabudowań. Obecnie dokładnej daty nie pamiętam, ale przypominam sobie, że było to nad ranem z niedzieli na poniedziałek, możliwe, że było to 4 lub 5 lipca 1943 roku, około godziny 5-tej, wyszedłem na pole ze swojego mieszkania i zauważyłem obstawione sąsiednie zabudowania. Około 9. zabudowania znajdujące się najdalej mojego domu, w tym i Franciszka Mendali, które były wysunięte najbardziej na północ, w stronę lasu, zostały obstawione przez żandarmerię niemiecką i granatową policję. Zacząłem rąbać drzewo, żeby upozorować obserwację i patrzyłem, co będzie dalej. Po upływie około pół godziny usłyszałem od strony zabudowań Franciszka Mendali strzały. Było kilka strzałów. Może cztery, pięć... Po chwili widziałem, że Niemcy zaczęli wynosić z zabudowań różne przedmioty: ubrania, maszynę do szycia. Wyprowadzili cielę, kury. Następnie podpalili dom. Obok domu stała stodoła i wszystko spłonęło. W czasie jak płonęły zabudowania Franciszka Mendali, do mojego domu, a także i do sąsiednich, jak się później dowiedziałem, przyszli Niemcy i pytali, czy nie przechowujemy Żydów. Przeszukali moje zabudowania i wyszli. Po jakimś czasie Niemcy zabrali nieruchomości Mendali i odjechali. Razem z sąsiadem poszedłem wówczas do zabudowań Franciszka Mendali, które jeszcze paliły się. Widziałem palące się zwłoki ludzkie. Od granatowych policjantów, którzy jeszcze pilnowali dopalających się zabudowań, dowiedziałem się, że Niemcy zastrzelili za ukrywanie Żydów Franciszka Mendalę koło jego domu, jak uciekał, jego żonę, syna 13-letniego, młodszą córkę i teściową, Wiktorię Wężowicz w domu oraz Władysława Starca, którego przyprowadzili z innego domu, zastrzelili przed zabudowaniami Franciszka Mendali i wrzucili do płonącego domu.”
„Franciszek Mędala był moim sąsiadem. Zabudowania jego znajdowały się w odległości około 200 metrów od moich zabudowań. Obecnie dokładnej daty nie pamiętam, ale przypominam sobie, że było to nad ranem z niedzieli na poniedziałek, możliwe, że było to 4 lub 5 lipca 1943 roku, około godziny 5-tej, wyszedłem na pole ze swojego mieszkania i zauważyłem obstawione sąsiednie zabudowania. Około 9. zabudowania znajdujące się najdalej mojego domu, w tym i Franciszka Mendali, które były wysunięte najbardziej na północ, w stronę lasu, zostały obstawione przez żandarmerię niemiecką i granatową policję. Zacząłem rąbać drzewo, żeby upozorować obserwację i patrzyłem, co będzie dalej. Po upływie około pół godziny usłyszałem od strony zabudowań Franciszka Mendali strzały. Było kilka strzałów. Może cztery, pięć... Po chwili widziałem, że Niemcy zaczęli wynosić z zabudowań różne przedmioty: ubrania, maszynę do szycia. Wyprowadzili cielę, kury. Następnie podpalili dom. Obok domu stała stodoła i wszystko spłonęło. W czasie jak płonęły zabudowania Franciszka Mendali, do mojego domu, a także i do sąsiednich, jak się później dowiedziałem, przyszli Niemcy i pytali, czy nie przechowujemy Żydów. Przeszukali moje zabudowania i wyszli. Po jakimś czasie Niemcy zabrali nieruchomości Mendali i odjechali. Razem z sąsiadem poszedłem wówczas do zabudowań Franciszka Mendali, które jeszcze paliły się. Widziałem palące się zwłoki ludzkie. Od granatowych policjantów, którzy jeszcze pilnowali dopalających się zabudowań, dowiedziałem się, że Niemcy zastrzelili za ukrywanie Żydów Franciszka Mendalę koło jego domu, jak uciekał, jego żonę, syna 13-letniego, młodszą córkę i teściową, Wiktorię Wężowicz w domu oraz Władysława Starca, którego przyprowadzili z innego domu, zastrzelili przed zabudowaniami Franciszka Mendali i wrzucili do płonącego domu.”
Taki sam opis możemy znaleźć w drugiej książce,
napisanej przez Józefę Borowską-Marciniak pt. „Szarwark dawniej i dziś” wydanej
w 2000 r.
Na skraju lasu 5 lipca 2005 r. w rocznicę tragicznych
wydarzeń odsłonięto pomnik, obelisk upamiętniający to, co wydarzyło się w tym
miejscu ponad 60 lat wcześniej. Rada Miejska w Dąbrowie Tarnowskiej postanowiła
go wznieść, aby pamięć o tym nie została zatarta. Inspiracją do podjęcia kroku
była właśnie książka redaktora Jerzego Rzeszuty oraz artykuł na ten sam temat w
„Kurierze Dąbrowskim”. Wiele pracy w powstanie obelisku włożył też były sołtys
Szarwarku Stanisław Klimek, który w listopadzie 2004 roku zwrócił się do
radnych Rady Miejskiej z apelem o poparcie pomysłu. Odsłonięcie nastąpiło
podcza uroczystości patriotyczno-religijnej. Jej uczestnikami byli: mieszkańcy
Szarwarku, okolicznych miejscowości, poczty sztandarowe Kół Światowego Związku
Żołnierzy Armii Krajowej, Ochotnicza Straż Pożarna oraz licznie przybyli
goście, w tym krewni zamordowanych osób
z Francji.
Komentarze
Prześlij komentarz