„Spróbuj, choć raz odsłonić twarz i spojrzeć prosto w słońce…”

„Młode wilki” były chyba tak naprawdę pierwszym prawdziwym filmem dla młodzieży, dla mojego i niewiele starszego pokolenia opowiadającym historię tamtej epoki. W krajobrazie młodej demokracji ukazani są prawdziwi młodzi ludzie chcący lepszego życia niż ich rodzice. Zostało przedstawione to w jak najbardziej realistyczny sposób.
W ”Młodych Wilkach” jest wszystko: młodość, przyjaźń, którą można odnaleźć, miłość- w tym też i ta pierwsza, sensacja, walka o wielkie pieniądze, wielki biznes i równie wielka polityka.
Nie waham się ani chwili powiedzieć, że to dramat. Tragiczna opowieść o grupie kilku szczecińskich maturzystów, ludzi mających dopiero po niespełna dwadzieścia lat wkraczających w dorosłe życie. Drzwi do świata powinny się dla nich dopiero otwierać. Niestety los jest przewrotny i jak się okazuje to początek końca, a owe wrota życie właśnie się zamykają. Przynajmniej dla dużej części z nich…
Ci młodzi ludzie, tak, jak wielu im w tym czasie podobnych marzą o szybkich samochodach, łatwym i bezproblemowym życiu. Chcą to wszystko mieć od razu, zaraz. Ale czy można w pewnym sensie im się dziwić? Chłopcy nie chcą czekać i nie w głowach jest im uczciwa, legalna praca, w której wiele lat musieliby pracować żeby do czegoś dojść, do tego, o czym właśnie marzą... Należą do jednego z przemytniczych gangów pracując dla miejscowych gangsterów. Są drapieżni i bezwzględni niczym tytułowe „Wilki”. Ale mimo wszystko, czy naprawdę są źli, a jeśli tak to, aż do samego końca? Czy przynajmniej niektórzy z paczki nie mają swoich ideałów i gdzieś tam są jednak dobrymi i wrażliwymi ludźmi?
Jest też i wspomniana miłość. Uczucie wybuchające między wzorowym uczniem, maturzystą Prymusem, a córką najbogatszego szczecińskiego biznesmena. Ten pochodzący z biednej rodziny chłopak mieszkający z młodszym bratem i ledwie wiążącym koniec z końcem ojcem na jednym ze szczecińskich blokowisk nie mający pojęcia o prawdziwym życiu i Cleo - córka skorumpowanego człowieka interesu Jerzego Chielewskiego, w którego rolę doskonale wcielił się jeden z najlepszych polskich aktorów Pan Jan Nowicki. Właśnie film ukazuje, także i świat skorumpowanych, bezwzględnych, cynicznych urzędników, celników oraz biznesmenów, którzy też gotowi są na wszystko, aby zdobyć władzę i pieniądze. W końcu to też wspomniany przeze mnie najbogatszy człowiek w Szczecinie. Historia zaczyna się radosną studniówkową zabawą, jej koniec niestety jest całkiem inny. Ten kontrast daje dużo do myślenia…
Tak naprawdę film Jarosława Żamojdy to brutalna prawda o rzeczywistości lat 90-tych, a przede wszystkim o młodzieży tamtej epoki, bo chyba tak właśnie możemy dziś powiedzieć.
Film opowiada fikcyjną historię. Ale można zadać pytanie: czy do końca tak naprawdę jest ona wymyśloną? Przypomnijmy sobie, sięgnijmy pamięcią wstecz albo zapytajmy rodziców lub posurfujmy w Googlach o tym, co wtedy działo się w świecie tzw. elit? Prawdą jest, że poruszony temat w bardzo wielu przypadkach ukazuje też życie nowego młodego pokolenia, ludzi wkraczających dopiero w dorosłość, których egzystencja w „nowym świecie” nie była łatwa. Pokolenie Cichego, Prymusa granych przez Jarka Jakimowicza i Piotra Szwedesa oraz ich rówieśników tak naprawdę nie było przez nikogo przygotowane do życia w nowej epoce i rzeczywistości nowej Polski. 
Ci młodzi ludzie wybierając życie gangsterów mogli pozwolić sobie na to wszystko, o czym ich rówieśnicy mogli pomarzyć. Chcieli też wieść życie podobne do wielu młodych z Zachodu. Niestety za krok, który zrobili stając się nimi przyszło im zapłacić cenę najwyższą…
„Młode Wilki” to film na podstawie, którego jego reżyser Jarosław Żamojda postanowił w 1995 roku napisać książkę pod tym samym tytułem. Stało się to pod wpływem ogromnego sukcesu produkcji. Śmiem twierdzić, że jego twórcy chyba nie do końca wierzyli, że stanie się on, aż takim hitem. Dla wielu filmem pewnej generacji ludzi, kultowym. Jarosław Żamojda powiedział też w jednym z wywiadów, że chciał przedstawić polską rzeczywistość, ale ja po obejrzeniu filmu i przeczytaniu książki odniosłam troszkę inne wrażenie. Nie oceniam historii i wydarzeń, ale według mnie „Młode Wilki” to obraz dramatu, jaki spotkał wielu młodych ludzi po przemianach mających miejsce w naszym kraju. Nie waham się też powiedzieć, że to swego rodzaju manifest pokolenia. Nasz tak naprawdę jeden z niewielu kultowych filmów. Chyba nigdy przedtem ani potem w polskiej kinematografii nie powstało coś takiego.
Dlaczego uważam, że to dramat, tragiczna historia i mimo, że jestem za tym, aby prawo było jednakowe dla wszystkich i bezwzględnie egzekwowane? Dlatego, bo mimo wszystko w pewnym sensie chcę rozumieć tych młodych ludzi. Chcieli innego życia, innego niż ich rodzice, żyć choć w części jak ich rówieśnicy na Zachodzie. Mając pieniądze mogli bez trudu sobie na to pozwolić. Chcieli być wolni niczym te „Wolne ptaki” z tytułowej piosenki z filmu, zresztą też hitu zespołu Varius Manx.
Do tej historii, jak chyba do żadnej innej pasują słowa napisane przez Paulo Coelho w powieści pt. „Piąta góra”: „Ciesz się każdą chwilą, abyś potem nigdy nie żałował, że utraciłeś młodość”. Drugie „Carpe diem” – po polsku „Chwytaj dzień,  bo przecież nikt się nie dowie, jaką nam przyszłość zgotują bogowie…”
Tak, jak napisałam już wcześniej „Młode wielki” chyba niespodziewanie dla wszystkich, stały się, aż tak wielkim sukcesem. Powtórzę po raz kolejny: pierwszym tego typu filmem: dla i o młodych ludziach ówczesnej epoki. Po za tym pierwszym rodzimym, który młodzież, aż tak przyciągnął do kin, że sale kinowe były pełne. Nie trzeba było nikogo namawiać! Młodzież oglądała, bo sama chciała, rozmawiała o nim, autentycznie przeżywała. Za tym większy sukces można uznać frekwencję w kinach, że film naprawdę chciano zobaczyć, a nie „ciągnięto” nas ze szkół, jak w przypadku ekranizacji kolejnych lektur, zresztą nie raz beznadziejnych. Temat „przymusowych książek” pozostawię sobie na inną okazję powiem tylko, że wiele poruszonych w nich tematów można było znaleźć w innych utworach bardziej i w większym stopniu przemawiających do dzieci oraz młodego pokolenia. Wracając do „Młodych wilków” to przez lata mówiło się o nakręceniu jego kontynuacji. Owszem z jednej strony fajnie by było, gdyby się udało. Ale zanim się to stanie trzeba sobie odpowiedzieć na kilka pytań, czy rzeczywiście warto?
Przede wszystkim musiałby powstać naprawdę dobry scenariusz potrafiący w mądry i realistyczny sposób wyjaśnić, jak osoby ginące w pierwszej części nadal żyją. Nie jest to tak naprawdę łatwa sprawa, a widz nie jest głupi i nie wolno mu wciskać przysłowiowego „kitu”. Jasne, oczywiście można coś wymyśleć, ale to nie jest film z gatunku fantasy czy s-f. Wszyscy widzieliśmy uśmierconych bohaterów, w tym Cichego zastrzelonego strzałem w głowę przez bandytę przebranego za policjanta.
Druga sprawa: czy widzowie pójdą do kin i powtórzy się sukces pierwszej części? Tu też należy się zastanowić. Część osób może stwierdzić, że dla nich pierwszy film jest tym najważniejszym i chcą pamiętać właśnie o nim!
Otwarte pozostaje też pytanie, czy, gdyby fabuła „Młodych wilków” była inne to, czy wtedy również okazałby się tak wielkim hitem?
Przeczytałam gdzieś, że w kolejnej części nie wystąpią aktorzy uśmierceni w pierwszej części, bo ma on przemawiać do pokolenia dzisiejszej młodzieży. Tylko, czy w takim razie film obejrzą ludzie, dla których właśnie pierwsza część była kultowa? I czy w ogóle wtedy będzie można powiedzieć, że to jego kontynuacja? Owszem nie znamy zamierzeń reżysera i producentów, ale będzie to inny film niewiele mający wspólnego z pierwowzorem.
Czy nie lepiej pozostać przy dwóch częściach „Młodych wilków” zapamiętując „jedynkę” jako wielki hit i sukces wszystkich?
Pamiętajmy też o jednym: nie sposób z góry założyć, że coś okaże się hitem, a ludzie ruszą do kin po wcześniejszej reklamie. Takiego sukcesu można być raczej pewnym jedynie wtedy, gdy ekranizowana jest książka sprzedana wcześniej w olbrzymim nakładzie. Dowodem na moje słowa są chociażby nakręcene przez Jarosława Żamojdę „Młode wilki 1/2”. Film nie odniósł pożądanego sukcesu i był raczej marnym. Jedyne, co z niego zapamiętałam to to, że główne role zagrali: Ania Mucha i śpiewający jako dziecko piosenkę pt. „Zakazany owoc” Krzysztof Antkowiak. Inna sprawa ta piosenka to też część mojego dzieciństwa.
Czy na kolejną część „Wilków” bym poszła? Na pewno tak. Zrobiłabym to z ciekawości, jak dalsze losy tej historii napisali jej twórcy. Po za tym lubię też zadawać pytanie: „co by było, gdyby?”   
Dla mnie „Młode Wilki” są na pewno kultowe, nostalgia, gdzieś tam w sercu uczucie ciepła oraz koncert Varius Manx w Tarnowie. Mówię jednak o pierwszej części. Plakaty i fotosy wisiały na ścianach mojego pokoju. Zbierałam też z gazet wycinki, każdą – chociażby najmniejszą wzmiankę, chowając do specjalnej teczki. To też list do Jarka Jakimowicza z prośbą o zdjęcie z autografem, którego niestety nie dostałam.
Na „Młode wilki” pierwszy raz poszłam do kina z tatą, później nie raz oglądałam w telewizji i necie. Zawsze mam mieszane uczucia. Dlaczego? Chyba w dość dobry sposób wyjaśniłam tą kwestię wcześniej. Myślę, że tego typu filmy są najlepszym sposobem by przemówić do młodzieży. Swoisty kontrast - wesołe zabawy bohaterów i ich smutny koniec… To naprawdę daje do myślenia.
Reżyser jak sam powiedział w jednym z wywiadów chciał przedstawić polską rzeczywistość w konwencji kina akcji. W tym oto krajobrazie młodej demokracji ukazani są prawdziwi młodzi ludzie chcący lepszego życia niż ich rodzice. Osiągnął swój cel ukazując życie z jakim mamy styczność na każdym kroku. Niestety w tej kwestii tak naprawdę nie zmieniło się nic pomimo, że od nakręcenia filmu upłynęło ponad 20 lat.




Komentarze

Skontaktuj się ze mną!

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *

Archiwizuj

Pokaż więcej

Słowa klucze

Pokaż więcej
Blogi