Przed nami kolejne ciekawe zjawisko astronomiczne. Jedno z
najpiękniejszych, a przynajmniej wg mnie najbardziej urzekających – noc
„spadających gwiazd”.
Już teraz możemy obserwować Perseidy, które rok rocznie pojawiają się na
naszym niebie i goszczą mniej więcej od połowy lipca do dni trzeciej dekady sierpnia. Obecnie maksimum nastąpi
nocą z 12 na 13 sierpnia (z soboty na niedzielę), a ich liczna dojdzie do 90 na
godzinę.
I pamiętajmy o jednym:
obserwować będziemy meteoroidy – nie meteoryty!
Kiedy któryś z
meteoroidów wejdzie w atmosferę Ziemi, mamy do czynienia ze zjawiskiem
świetlnym, śladem, zwanym meteorem. Meteorytem staje się on dopiero wtedy,
jeśli dotrze do powierzchni naszej planety.
Może niektórzy
stwierdzą, że się „czepiam”, ale jest to jeden z największych błędów
popełnianych przez dziennikarzy i innych ludzi w mediach mówiących o tych
sprawach. Osoby te nie rozróżniają ich doprowadzając mnie tym samym do furii.
Rój Perseidów jest
związany z kometą 109P/Swift-Tuttle przelatującą w
pobliżu Słońca raz na 133 lata. Są obserwowane od około 2000 lat, a najwcześniejsze o
nich informacje pochodzą z Dalekiego Wschodu.
Perseidy często są
nazywane „łzami św. Wawrzyńca”. Jest to związane z przypadającą 10 sierpnia
datą męczeńskiej śmierci pochodzącego z Hiszpanii diakona. Według legendy to niebo miało płakać po jego
stracie, a docierające do nas łzy pojawiały się pod postacią niezwykłych
kamieni z kosmosu.
Św. Wawrzyniec znany był
z niezwykłej uczciwości sprasowując opiekę nad najuboższymi mieszkańcami Rzymu.
Został stracony na polecenie papieża Sykstusa II podczas prześladowań
chrześcijan. Przed śmiercią, 10 sierpnia 258 roku, był torturowany na specjalnie rozgrzanej do czerwoności kracie. Wcześniej
zdążył rozdać wszelkie kościelne kosztowności biednym, którzy dzięki temu stali
się bogatymi. To właśnie za okazaną szlachetność dołączył do grona świętych.
Dziś św. Wawrzyniec jest patronem osób
chorujących na reumatyzm, ratowników GOPR oraz sudeckich przewodników górskich. Uważa
się go również za opiekuna: ubogich, piekarzy, kucharzy, bibliotekarzy
oraz wierzy, że chroni od pożarów i pomaga w poparzeniach. Legenda mówi, że w
każdy piątek schodzi on do czyśćca, aby wybawić choćby jedną duszę.
Zjawisko Perseidów inaczej interpretowali Indianie
twierdząc, że „spadające gwiazdy” to żmije opuszczające nieboskłon, na Bliskim Wschodzie natomiast twierdzono, że są
strzałami puszczanymi przez anioły z łuku podczas walk z demonami. W
starożytnych grobowcach można też czasem odnaleźć meteoryty, które według
naszych przodków miały być biletem wstępu do raju. Członkowie afrykańskich
plemion na
widok „spadającej gwiazdy” spluwali, ten specyficzny gest miał ich ochronić
przed złem. Najbliżsi nam - Słowianie wiązali
zjawisko tymczasem z obfitymi plonami i dużymi zyskami finansowymi, albo
przeciwnie za zapowiedź śmierci kogoś
bliskiego.
Dziś mówi się, że
widząc „spadającą gwiazdę” należy wypowiedzieć w myślach życzenie, które może się spełnić dzięki jej ujrzeniu.
To również jest prastarym zwyczajem przetrwałym do naszych czasów.
Mówiąc o legendach i
wszelkich zwyczajach związanych ze „spadającymi gwiazdami” jedno jest
niezaprzeczalne: to jedno z najbardziej urzekających zjawisk astronomicznych. Oprócz
jego piękna samego w sobie, gdy pomyślimy, że właśnie widzimy: odłamek, pyłek,
drobinkę materii przemierzające od niewiarygodnej dla nas liczby lat bezmiar
Kosmosu, którego wielkość jest również dla przeważającej części ludzi niemożliwy
do wyobrażenia, a właśnie my mamy to szczęście, że możemy go dostrzec można
poczuć się co najmniej dziwnie...
Komentarze
Prześlij komentarz