Niestety z
coraz większym żalem odnoszę wrażenie, że dziennikarstwo nie jest tym, czym
powinno być i nie jest to zdanie tylko o naszych rodzimych. To bardzo przykre.
Oczywiście nie mówię tu o wszystkich wykonawcach tego zawodu, bo chcę wierzyć,
że są w nim jeszcze osoby porządne.
Obecnie bez
brania do ręki gazet, włączania telewizora lub wchodzenia do Internetu wiadomo,
co przeczytamy lub się dowiemy. Jeśli byłabym złośliwą to mówiąc o sieci i głównych
w Polsce portalach dodałabym, że dzień bez wrzutek z prasy niemieckiej (tej
tzw. opiniotwórczej) jest dniem straconym.
Wśród kilku informacji
najczęściej pojawiających się na porządku dziennym jest krytykowanie i
oskarżenie o co tylko się da (a jak nie to przecież zawsze można jakąś głupotę wymyśleć)
prezydenta Stanów Zjednoczonych p. Donalda Trumpa. Cóż, ale dzięki temu
przynajmniej mamy ogólny pogląd na to komu ten Pan „nastąpił na odcisk”.
Wystarczy sprawdzić właściciela lub udziałowców danego medium.
Za jedne z najbardziej
obrzydliwych praktyk osób pracujących w mediach (bo nie mam zamiaru nazywać ich
dziennikarzami) uważam wchodzenie butami i to brudnymi w prywatne życie innych.
Najpodlejsze jest, gdy te ataki skierowane są w stronę najbardziej bezbronnych –
dzieci.
To samo tyczy
się też autorów wypocin zwanych „biografiami”.
Mówiąc o
politykach to powinni być oceniani za wykonywaną pracę, a nie pryzmat tego, co
dzieje się w ich domach. Rozumiem, że takie „newsy” interesują innych tylko po
pierwsze czy ci ludzie chcieliby, żeby ich życie prywatne stawało się tematami
pierwszych stron?! Szczerze w to wątpię. Po za tym tak, jak napisałam wyżej
polityk niech będzie oceniany za to, co robi dla swojego kraju, wyborców,
świata wtedy będzie naprawdę o wiele lepiej. Również inteligentniejszego
człowieka bardziej zainteresuje właśnie to, a nie plotki o osobistych sprawach.
Obecnie od
kilku dni słyszałam zapowiedzi burzy, ba trzęsienia ziemi, które zdarzy się po
publikacji najnowszej książki o p. Donaldzie Trumpie. Wczoraj przeczytałam, że
właśnie nadeszło i Waszyngton to niemal zgliszcza. Publikacja ma też oznaczać niedługi
koniec obecnego prezydenta tego kraju.
Jednak dzięki
temu, co można zobaczyć chociażby w Internecie widać, jak Niemcy (a
przynajmniej pewna ich część) wciąż nie mogą pogodzić się z tym, że nie
stanowią już równorzędnego partnera do rozmów dla obecnego prezydenta Stanów
Zjednoczonych i jego administracji. Oj nie mogą, bardzo nie mogą…
Nie wiem, czy
wczoraj było to zwykłą pomyłką, niedopatrzeniem, czy zamierzone, ale to, co
przeczytałam również bardzo mi się nie spodobało. Tytuł „newsa”, w którym pozwoliłam
sobie pewne „szczególne” słowo wyróżnić podkreśleniem:
„Ameryka żyje sensacyjną książką
o Donaldzie Trupie”
Powracając do
retoryki mediów naszych zachodnich sąsiadów, jak też części w innych krajach, w
tym w samych Stanach Zjednoczonych, to idąc ich tokiem myślenia poprzednicy Pana
Donalda Trumpa: B. Obama, wcześniej J. Bush Jr. i B. Clinton rozumiem, że byli
w porządku? To idealni ludzie perfekcyjnie wykonujący swoje obowiązki zawodowe
wykonywali bez zarzutu.
Pozwólcie, że
w tym miejscu zadam kilka pytań i „co nieco” przypomnę. Co do ostatniego z
wymienionych panów czy ktoś pamięta, kiedy nastąpił atak na Irak? Mówię o
„Pustynnym Lisie” i towarzyszących mu zdarzeniach? 16 grudnia 1998r. prezydent
Bill Clinton zarządza 3-dniowy atak bombowy na Irak, po tym jak Saddam Hussein
odmawia współpracy z inspektorami ONZ ds. Broni. Oczywiście sprawa dotyczyła tej
masowego rażenia posiadanego przez ten kraj. 3 dni później, 19 grudnia, miało
odbyć się głosowania za jego impeachmentem (usunięciem z urzędu)
przez Izbę Reprezentantów. Powodem było krzywoprzysięstwo prezydenta w sprawie
M. Lewinsky.
J. Bush Jr. uważano za nieudacznika,
co zmieniło się dopiero po pamiętnym 11 września. Pomijam tutaj sprawę z
liczeniem głosów w 2000r. na Florydzie mających zadecydować czy prezydentem
Stanów Zjednoczonych został wybrany właśnie on czy Al Gore.
B. Obama był natomiast marionetką
koncernów a H. Clinton ich przedstawicielką.
Na koniec
chciałabym tylko przypomnieć albo poinformować czytelników zanim napiszą jakiś bezmyślny
komentarz, co mówi polskie prawo:
Art. 136. Czynna napaść lub
znieważenie przedstawiciela obcego państwa
§ 1.
Kto na terytorium
Rzeczypospolitej Polskiej dopuszcza się czynnej napaści na głowę obcego państwa
lub akredytowanego szefa przedstawicielstwa dyplomatycznego takiego państwa
albo osobę korzystającą z podobnej ochrony na mocy ustaw, umów lub powszechnie
uznanych zwyczajów międzynarodowych, podlega karze pozbawienia wolności od 3
miesięcy do lat 5.
§ 2.
Kto na terytorium
Rzeczypospolitej Polskiej dopuszcza się czynnej napaści na osobę należącą do
personelu dyplomatycznego przedstawicielstwa obcego państwa albo urzędnika
konsularnego obcego państwa, w związku z pełnieniem przez nich obowiązków
służbowych, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.
§ 3.
Karze określonej w § 2
podlega, kto na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej publicznie znieważa osobę
określoną w § 1.
§ 4.
Kto na terytorium
Rzeczypospolitej Polskiej publicznie znieważa osobę określoną w § 2, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do
roku.
Komentarze
Prześlij komentarz