Parę słów o wyborach

Mówiąc o wyborach – nie ważne: samorządowych, parlamentarnych, prezydenckich czy referendach jestem zdania, że pewne sprawy powinny wyglądać trochę inaczej. Nie wypowiadam się o ordynacji wyborczej, bo z tym tematem nie ma to nic wspólnego, a rzecz dotyczy obwodowych komisji wyborczych.
Przede wszystkim w skład OKW powinny wchodzić osoby kompetentne oraz odpowiedzialne – i związane jest to nie tylko z aspektem politycznym. Powiedzmy prawdę: zazwyczaj są to ludzie młodzi, nawet bardzo młodzi, którzy byli chętni, aby się w nich znaleźć tylko ze względów ekonomicznych, żeby zarobić sobie „parę groszy”. Częściowo osoby te niestety nie zdają sobie sprawy z odpowiedzialności ciążącej na nich tego dnia. Ludziom tym brakuje przysłowiowej „twardej ręki” trzymającej wszystko w „garści”. Nierzadkim zjawiskiem jest, że komisje dzielą się na dwie części. Dzień wygląda tak: najpierw przed otwarciem lokalu zbiera się cała grupa przygotowując wszystko, rozkładając i licząc karty. Następnie jest podział na wspomniane grupy: jedna do określonej godziny, a później do końca druga. Ponownie wszyscy zbierają się na liczenie głosów.
Mówiąc o sprawie od strony politycznej to również znam przypadki, że z łatwością gdyby ktoś chciał mógłby zepsuć czyjś głos. Nie twierdzę, że tak było, ale są możliwości.
Następnym błąd ma miejsce, gdy w budynku jest więcej niż jedna komisja, a wyborcy przez pomyłkę wrzucają karty do nie swojej urny. Podczas liczenia można usłyszeć o przekazywaniu ich prawidłowej komisji. Ma to miejsce, gdy wszyscy się na to godzą, a tak najczęściej jest. Krok ten ma na celu nie „zepsucie” wyniku, ale nazwijmy to „aktem serca”, żeby i nam i im wszystko się zgadzało.
Są też inne przypadki wynikające z ludzkiej bezmyślności wynikające np. z bardzo późnej godziny.
Znam tą sprawę i wiem, jak wygląda. Nie jest to mowa tylko o komisjach, w których okręgu jest kilkadziesiąt osób uprawnionych do głosowania, ale i takich, gdzie jest ich np. 2.300! Przy tak dużej ilości przychodzących oddać głos - zazwyczaj przed lub po mszach i nie raz nie chcących długo czekać - bardzo prosto można się pomylić wydając karty. Dodajmy do tego, że nie łatwo jest również upilnować ludzi, gdy ma miejsce sytuacja, o której powiedziałam wcześniej - w budynku jest kilka komisji. Dodam, że mężowie zaufania często są w komisjach tylko przez pewien czas, a zdarza się, że przed zamknięciem pytają czy zostać albo w ogóle sami się żegnają i wychodzą.

Dlatego właśnie jestem za zaostrzeniem przepisów dotyczących komisji wyborczych i nie jestem przeciwniczką przeźroczystych urn oraz kamer podczas wydawania kart i liczenia głosów. Nie ma w tym z mojej strony cienia złośliwości.

Komentarze

Skontaktuj się ze mną!

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *

Archiwizuj

Pokaż więcej

Słowa klucze

Pokaż więcej
Blogi