Wracam do europejskiej polityki, na jej salony.
Zacznę od tego: jesteśmy świadkami, iż w kolejnych krajach prawica odnosi mniejsze lub większe sukcesy,
jednak 22/11 w Niderlandach (dawniejszej Holandii) stanowi, co najmniej ból
głowy dla brukselskich urzędników. Gdybym była bardzo złośliwą napisałabym: „elity”
unijnego Związku Radzieckiego strasznie się zdenerwowały, ciśnienie skoczyło niezmiernie
wysoko, przy czym na drugi dzień mieli kaca bez wcześniejszego spożywania
alkoholu, a z ich ust padła masa łacińskich słów (by była jasność chodzi mi o
tą drugą „łacinę” – masa niecenzuralnych słów).
Ostatnie głosowanie nad godnym następcą ZSRR (czego właśnie
jesteśmy świadkami, że w taki właśnie twór zmienia się już całkowicie UE) sprawiło,
iż stało się to wyśmienitym prezentem dla holenderskiego polityka Geerta
Wildersa. To właśnie jego partia wygrała wybory – prawicowa, antyislamska
Partia Wolności (PVV) obsadzi 37 mandatów w izbie niższej parlamentu. Holendrzy
nie wybierali przynależnych do izby
wyższej, ponieważ jest ona wyłaniana w sposób pośredni, przez
przedstawicieli regionów.
Urzędnicy brukselscy sprawili, iż Holendrzy w ostatniej chwili,
jak mówi się kolokwialnie, na ostatniej prostej, porzucili głosowanie na centrum
– przychylnym okiem spojrzeli na prawicę – przeciwko Unii.
Wynik wyborów stanowi największy cios dla
dwóch „dżentelmenów”.
Kogo❓
Obecnego szefa rządu Marka Rutte, który na wszelkie sposoby chciał się przypodobać Brukseli (przypominam:
ten pan ostatnim razem potrzebował 271 dni na stworzenie swego rządu).
Ten drugi, to były wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Frans
Timmermans widzący się już przed wyborami zasiadającym w fotelu premiera.
Geert Wilders: zwolennik Nexitu (opuszczenia przez Holandię UE),
przeciwko pomocy militarnej Ukrainie, antyislamista – „Holandia zostanie
zwrócona Holendrom, azylowe tsunami i migracja zostaną ukrócone” mówi
wprost, że jego formacji nie można już dłużej ignorować. Ponadto
od ponad 15 lat posiada ochronę, wspiął się na szczyty wszystkich sondaży,
niestrudzenie kontynuując swoje wypowiedzi przeciwko przyjmowaniu emigrantów.
Partia Partii Pracy Marka Rutte i Zielonych, na której czele
stoi Frans Timmermans muszą się cieszyć zdobytymi 25 mandatami. Z
rozczarowującym na tle oczekiwań wynikiem, jest również przywódca kurdyjskiego pochodzenia
Dilan Yesilgoz uznający się za spadkobiercę Rutte – 24 mandaty. W tyle
pozostaje Nowa Umowa Społeczna (NSC), założona w sierpniu przez wywodzącego się
z chadecji Pietera Omtzigta – 20 mandatów.
Mówiąc o obecnym
wyniku partii Geerta Wildersa osiągnęła
ona historyczne zwycięstwo, uzyskując o 20 mandatów więcej, niż w poprzednich
wyborach. Liberałowie stracili 10 miejsc, a zjednoczona lewica poprzednio startująca
osobno zyskała 8 mandatów.
Jakie są możliwe
koalicje❓ Teoretycznie może powstać centroprawicowa kolacja PVV, VVD i NSC. Te
partie mają łącznie 81 mandatów, co stanowi więcej niż niezbędna większość,
która wynosi 76 mandatów.
Do
przedterminowych wyborów w Niderlandach doszło ze względu na fakt, że w lipcu
gabinet Ruttego podał się do dymisji z powodu różnicy zdań w koalicji w sprawie
przyjmowania uchodźców.
Wynik wyborów w Niderlandach dla Brukseli: UE po kilkunastu
latach traci w Radzie i Komisji Europejskiej twardego sojusznika (jednego z
największych i najwierniejszych) na rzecz twardego eurosceptyka. W tym świetle
punkt ciężkości w UE przesuwa się coraz bardziej na prawo rujnując brukselskiemu
establishmentowi radość ze zwycięstwa opozycji w Polsce. A jakby tego było
mało, to wszystko dzieje się w sytuacji, gdy Donald Trump, jak na razie idzie równo
po drugą kadencję w Białym Domu. No i jakby tego było mało od kilku dni ten „argentyński
Trump”.
Komentarze
Prześlij komentarz