Moi Drodzy, dzisiaj mamy 1 kwietnia – Prima-Aprilis, jednak poniży tekst nie jest (niestety) żadnym (ponurym) żartem. To sama prawda. Ponieważ mój poprzedni post ukazujący, jak naprawdę wyglądała polityka polsko-rosyjska oraz interesy/biznesy, kiedy Donald Tusk po raz pierwszy piastował urząd premiera Polski postanowiłam zamieścić jeszcze kolejny, co przeczytacie poniżej. Artykuł opublikowany przez polskieradio24.pl . Tytuł stanowi link do oficjalnej wersji materiału prezentujący równocześnie oryginalne dokumenty.
2022-09-23
Donald Tusk od momentu
inwazji Rosji na Ukrainę kreuje się na polityka, który latami ostrzegał przed
imperialistycznymi zapędami Kremla i uniezależniał nas od Putina. Jego decyzje
z czasów, gdy był premierem, świadczą jednak zupełnie o czymś innym. Doskonale
obrazuje to skrajnie niekorzystny kontrakt gazowy, który z ramienia koalicji
PO-PSL w 2010 r. "wynegocjował" ówczesny wicepremier Waldemar Pawlak.
Przedstawiciele rządu nie podjęli wtedy nawet próby uzyskania korzystniejszych
warunków umowy i skazali Polskę na uzależnienie od reżimu Putina. Nie jest to
jedyny przykład współpracy energetycznej z przedstawicielami Rosji. Wątpliwych
kontaktów było więcej.
15 września Donald Tusk gościł w Poczdamie, gdzie wziął udział w uroczystości wręczenia nagrody M100 Media Award. Lider PO wygłosił tam
laudację na cześć narodu ukraińskiego. W swoim wystąpieniu podkreślił, że
"nie ma żadnego powodu, by państwa takie jak Niemcy, Francja czy Włochy
angażowały się w pomoc Ukrainie mniej niż USA, Polska czy kraje
bałtyckie".
- Kiedy słyszę, że Europa i
Niemcy powinny posłuchać Polski czy krajów bałtyckich ws. Kremla i agresywnej
polityki wiele lat temu, mam gorzką satysfakcję. Mieliśmy rację, kiedy
ostrzegaliśmy przed fatalnymi geopolitycznymi konsekwencjami Nord Stream 2.
Mieliśmy rację, kiedy starałem się w 2014 r., po pierwszym ataku Rosji na
Ukrainę, przekonać Niemców, Francuzów, Włochów do Europejskiej Unii
Energetycznej, która mogła uniezależnić Europę od dyktatu gazowego Rosji -
dodał.
Donald Tusk podkreślał, że
polski rząd i Unia Europejska "nie mogą ulec szantażom Putina". -
Wojna wymaga konsekwencji od nas wszystkich - stwierdził.
Kontrakt gazowy. Tak rząd
Tuska negocjował z Rosjanami
Jak więc było z tym jego
ostrzeganiem Europy i procesem uniezależniania się od dostaw z Rosji? Wróćmy do
stycznia 2009 r. Polska ucierpiała wtedy na rosyjsko-ukraińskim konflikcie
gazowym. Nagle przestał do nas płynąć surowiec dostarczany przez firmę
RosUkrEnergo, co stanowiło około 1/4 naszego rocznego zapotrzebowania.
Trwała już wtedy budowa gazoportu w Świnoujściu, która miała się
zakończyć w 2014 r. Polska potrzebowała więc krótkoterminowego kontraktu tylko
do tego czasu. Rząd PO-PSL początkowo objął taką strategię. Potwierdza to
ujawniona przez dziennikarzy tygodnika "Sieci" notatka z 3 lutego
2009 r., która powstała w resorcie gospodarki i została zatwierdzona przez
ówczesnego premiera Donalda Tuska.
"Strona polska nie dopuści do próby zwiększenia ilości
kontraktu jamalskiego, uzgodnionych Protokołem z dnia 2 lutego 2003 r., jako
rozwiązania zastępującego kontrakt z RosUkrEnergo AG" - czytamy.
"W interesie strony polskiej jest zawarcie umowy, w oparciu o
którą zostanie podpisany kontrakt na dostawy gazu na lata 2009-2014, tj. do
czasu, gdy nie powstaną alternatywne dla kierunku wschodniego możliwości
zapewnienia dostaw, jakimi są gazoport w Świnoujściu i gazociąg Baltic
Pipe" - dodano.
"W przypadku podniesienia przez stronę rosyjską kwestii
statutu EuRoPol Gazu SA strona polska jest zainteresowana utrzymaniem status
quo w obszarze podziału kompetencji i sposobu podejmowania decyzji przez zarząd
spółki" - podkreślono.
Dodatkowo przyszłym
negocjacjom z Rosjanami sprzyjała ówczesna, korzystna dla nas światowa sytuacja
na rynku surowców (cena gazu w ciągu roku spadła o połowę). Słabła
też pozycja Gazpromu, który zmagał się z rosnącym zadłużeniem.
Znacząca większość europejskich kontrahentów, jak Niemcy, Francja czy Włochy,
wykorzystała to, by renegocjować kontrakty i finalnie obniżyć ceny.
Polscy publicyści i eksperci
- nawet ci przychylni ówczesnej koalicji - podkreślali, że PGNiG powinno po
prostu dokupić brakujące 2 mld m3 gazu rocznie, które będą nam potrzebne
tylko do 2014 r., czyli do uruchomienia wspomnianego gazoportu w Świnoujściu.
Nagła zmiana strategii
Rząd PO-PSL podjął jednak
wtedy zupełnie inne decyzje. Już w maju 2009 r. minister gospodarki
Waldemar Pawlak prosi Donalda Tuska o zatwierdzenie kompletnie nowej
strategii. Z notatki, którą opublikował tygodnik "Sieci", wynika, że
owa zmiana stanowiska Polski o 180 stopni wynikała z "analizy uwag strony
rosyjskiej".
Przedstawiciele rządu Tuska
dziwnym trafem nagle przestali mówić o gazoporcie czy Baltic Pipe.
Wykazywali tylko chęć podpisania nowej umowy z Gazpromem aż do
2035 r. na dostawy przekraczające nasze roczne zapotrzebowanie. Okres kontraktu
następnie zwiększył się jeszcze aż do 2037 r., co było efektem kolejnego
spotkania z Rosjanami w czerwcu tego samego roku.
To jednak nie koniec niekorzystnych dla nas zapisów. W tym samym
czasie rozgrywała się kwestia roszczeń spółki EuRoPol Gaz - właściciela
polskiej części rurociągu jamalskiego - wobec Gazpromu. Według zarządu
EuRoPol Gaz dług z tytułu usługi przesyłu gazu w latach 2006-2009 (rosyjski
gigant zakwestionował cenę tranzytu przez terytorium Polski i nie uiszczał
opłat w całości) wynosił 286 327 041 dolarów. W tym okresie kwota ta
przekładała się na ok. 819 mln zł. Według dzisiejszego kursu sięga powyżej 1,1
mld zł. W tej sprawie stronie polskiej przyznał rację nawet rosyjski trybunał
arbitrażowy, który zarządził spłatę pierwszej części długu. Wynosiła ona 25 mln
dolarów. Dawało to więc spore szanse na odzyskanie pełnej kwoty.
W zarządzie wspomnianej polskiej spółki zasiadały cztery osoby
- po dwie z PGNiG i Gazpromu. W przypadku zrównania się liczby
głosów ostateczną decyzję podejmował prezes, który był nominowany przez
stronę polską. Rosjanie dążyli jednak do tego, by przejąć kontrolę nad tym
podmiotem. W ramach gazowych pertraktacji wyszli z inicjatywą, by
zrównać prezesa (polskiego) i wiceprezesa (rosyjskiego) w uprawnieniach.
Rodziło to jawne niebezpieczeństwo, że w przypadku decyzyjnego pata, to
rada nadzorcza - z przewagą Rosjan - podejmowałaby ostateczne decyzje. Gabinet
Tuska zdawał się tego kompletnie nie dostrzegać.
Niestety ostatecznie
"negocjacje" z Rosjanami skończyły się podpisaniem w październiku
2010 r. (pół roku po katastrofie smoleńskiej) niekorzystnego kontraktu na gaz.
Rząd PO-PSL zakontraktował więcej surowca, niż potrzebowaliśmy, po zawyżonych
cenach aż do 2037 roku. Dodatkowo strona polska utraciła kontrolę nad
spółką EuRoPol Gaz i straciła ponad 1 mld zł z tytułu
nieuiszczonych opłat przez Gazprom.
Bardzo krytyczny raport NIK
Jednoznacznie negatywnie podsumowała to Najwyższa Izba Kontroli, która w 2013 r. sporządziła w tej sprawie raport. Kontrolerzy NIK zbadali działania
Ministerstwa Gospodarki, Ministerstwa Skarbu Państwa, Kancelarii Prezesa Rady
Ministrów oraz spółek: PGNiG, Gaz System i Polskie LNG SA. Dokument przez lata
był utajniony. Trafił jedynie na biurka prezydenta, premiera, marszałka Sejmu,
marszałka Senatu i do właściwych komisji parlamentarnych. Ujrzał światło
dzienne dopiero w 2018 r., już za rządów PiS.
W raporcie NIK wskazała na nieprawidłowości w
działaniach ministra gospodarki w zakresie negocjacji umów gazowych.
Jak podkreśliła izba, strona polska, przystępując do rozmów ze stroną
rosyjską, "nie posiadała wypracowanej strategii".
"Działania ministra gospodarki dotyczące negocjowania w
latach 2009-2010 umów z Federacją Rosyjską, dotyczących dostaw gazu w ramach
kontraktu jamalskiego, były prowadzone w znacznej części bez wymaganego
umocowania w postaci zatwierdzonej instrukcji negocjacyjnej"
- wskazała NIK.
Z raportu wynika, że Waldemar Pawlak oraz władze PGNiG
"nie wykorzystali w pełni swoich możliwości negocjacyjnych, nie podejmując
próby uzyskania - w zamian za zgodę na postanowienia korzystne dla strony
rosyjskiej [zniesienie roszczeń przez EuRoPol Gaz - przyp. red.] - równoważnych
korzyści dla Polski". Jak pisze NIK, minister gospodarki "nie podjął
choćby próby uzyskania korzystniejszych warunków dostaw gazu (w tym obniżenia
ceny)".
Ponadto NIK wykazała, że minister gospodarki już od października 2008 r. posiadał informacje o możliwości zagrożenia dostaw gazu ziemnego dostarczanego przez RUE, ale "nie podjął żadnych działań w celu przygotowania się na ewentualny kryzys gazowy". Przygotowania do negocjacji podjęto dopiero po 20 dniach od wstrzymania dostaw gazu do Polski.
Utracone szanse na uniezależnienie się od Rosji
Dążenie do wydłużenia kontraktów NIK uznała za jeden z
największych błędów negocjacyjnych ze strony Polski. W konsekwencji - jak
czytamy - na lata utracono szanse na dywersyfikację dostaw gazu.
Jak wskazano w raporcie, Waldemar Pawlak nie był w stanie na
posiedzeniu Rady Ministrów w lipcu 2010 r. wyjaśnić, jakie były przyczyny
określania terminów obowiązywania kontraktu na dostawę gazu do 2037 r.
"Pomimo negatywnych opinii o zapisach umów minister
gospodarki dążył do zawarcia umów, przedkładając Radzie Ministrów nieuzgodnione
z resortami projekty i zmierzając do ich niezwłocznego zatwierdzenia"
- czytamy w raporcie NIK.
W raporcie NIK zaznaczono, że skuteczność negocjacji w sprawie dostaw gazu z Rosji była istotnie ograniczona ze względu na monopolistyczną pozycję Gazpromu jako dostawcy.
Kontakty na linii Tusk - Putin. Inne przykłady
Skrajnie niekorzystny
kontrakt gazowy to jednak dopiero wierzchołek góry lodowej ogromu kontaktów
gospodarczych między rządem Tuska a reżimem Putina. We wtorek na konferencji prasowej politycy PiS zaprezentowali dokumenty, które jasno obrazują, że
koalicja PO-PSL nie miała problemu z oddaniem kolejnej - po gazie - gałęzi energetyki
w ręce Rosjan.
Jednym z nich jest datowany na luty 2009 r. list od Aleksieja
Lambina, dyrektora generalnego koncernu Łukoil w Polsce, do Aleksandra Grada -
ówczesnego ministra skarbu. Przedstawiciel rosyjskiej firmy pisał w nim o
obietnicy udostępnienia terenu w gdańskim porcie pod budowę terminala
paliwowego.
"Podczas
spotkania premiera Polski Donalda Tuska z prezydentem firmy Łukoil Vagitem
Alekpierovem na Światowym Forum Ekonomicznym w Davos zostało osiągnięte
porozumienie odnośnie do udostępnienia firmie Łukoil Polska terenu w Porcie
Gdańskim pod budowę terminala paliwowego" - czytamy.
Kondolencje z propozycją współpracy
Bliskie kontakty nie ustały nawet po katastrofie smoleńskiej. Co
więcej, strona rosyjska nawet w piśmie kondolencyjnym z 10 kwietnia 2010 r. nie
omieszkała wspomnieć o dalszej "współpracy energetycznej".
"W tej trudnej godzinie chciałbym podkreślić swoją gotowość
do dalszej aktywnej współpracy z Panem celem rozwoju rosyjsko-polskiego
współdziałania w dziedzinie energetycznej w zakresie realizacji zakrojonych na
wielką skalę porozumień osiągniętych przez Przewodniczącego Rządu Federacji
Rosyjskiej W. Putina i Przewodniczącego Rady Ministrów Rzeczpospolitej Polskiej
D. Tuska" - pisał do Waldemara Pawlaka ówczesny wicepremier Rosji Igor
Sieczin - oligarcha i bliski przyjaciel Putina, który aktualnie
jest prezesem rosyjskiego potentata petrochemicznego Rosnieft.
Prośba o przedstawienie stanowiska na forum UE
Politycy PiS przedstawili też pismo, z którego wynika,
że administracja Putina nawet namawiała Tuska na lobbowanie za
rosyjskimi interesami na forum UE.
"Strona rosyjska ma zamiar w pozostałych do końca 2008 r. dniach kontynuować intensywne rozmowy ze stroną ukraińską odnośnie do całego kompleksu spraw w sferze gazownictwa. Wyraźnie widać, że winę za powstałą krytyczną sytuację, która może odbić się na europejskich konsumentach gazu, całkowicie ponosi strona ukraińska, a zatem klucz do uregulowania tej sprawy znajduje się w jej rękach. Daną sytuację dobrze byłoby uwzględnić podczas kontaktów kierownictwa Komisji Europejskiej i krajów członkowskich Unii Europejskiej z oficjalnymi przedstawicielami Ukrainy" - pisał do Donalda Tuska Wiktor Zubkow, były premier Rosji i szef RN Gazpromu.
List Tuska do Putina i "nowa filozofia"
W czwartek TVP Info ujawniło list Donalda Tuska do Władimira Putina z 2008 roku. Były premier pisał w
nim do prezydenta Rosji o umocnieniu relacji polsko-rosyjskich i o współpracy
energetycznej.
List pokazał w programie "Jedziemy" Michał Rachoń.
Dokument jest datowany na 5 czerwca 2008 roku. Były premier pisał wtedy do
prezydenta Putina o umocnieniu atmosfery zrozumienia i zaufania między polskimi
i rosyjskimi rządowymi ośrodkami decyzyjnymi. Zapewniał też, że Polska stara
się aktywnie uczestniczyć w unijno-rosyjskim dialogu energetycznym.
"Uważamy, że w tej wrażliwej dziedzinie należy unikać takich rozwiązań,
które stwarzałyby wrażenie, iż są skierowane przeciw komukolwiek" -
czytamy w liście. W dokumencie znalazło się też oficjalne zaproszenie Władimira
Putina do Polski.
Dziennikarze TVP Info ujawnili także treść analizy, którą polskie
Ministerstwo Spraw Zagranicznych przygotowało w 2008 roku na potrzeby wizyty
ówczesnego szefa polskiej dyplomacji Radosława Sikorskiego w Moskwie. W
dokumencie przedstawiono założenia nowej "filozofii stosunków
polsko-rosyjskich".
Jest
w nim mowa o współpracy Rosji z Zachodem w sferze energetyki, a autorzy
dokumentu dostrzegali na tym polu możliwość kompromisu. W analizie jest także
mowa o roli Władimira Putina w historii Rosji. "Doceniamy rolę Władimira
Putina w obecnej fazie rozwoju Rosji. Świadomi jesteśmy wielkiej odpowiedzialności,
jaką wziął na siebie. Chcemy być przekonani, że zamierza on czerpać z
potencjału modernizacyjnego i demokratycznego, tkwiącego w narodzie rosyjskim,
właściwie ukierunkowywać współzależności między demokracją a praworządnością i
dyscypliną" - napisano w dokumencie.
- Oni zdają sobie sprawę, w
kontekście faktów, z jakimi mamy teraz do czynienia, że ta polityka jest dla
nich kompromitująca. Nie próbują już teraz usprawiedliwiać jej jakąś inną
sytuacją geopolityczną. Teraz starają się całkowicie zaprzeczyć własnej
polityce i przemilczeć niewygodne fakty - podkreślił w Polskim
Radiu 24 prof. Arkadiusz Jabłoński z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.
Putin już wtedy był zbrodniarzem
Warto w tym kontekście przypomnieć szersze historyczne tło. Mimo
że większość z opisanych przykładów kontaktów na linii Putin - Tusk przypadała
na kilka lat przed atakiem Rosji na Ukrainę w 2014 roku, to nietrudno było
dojrzeć, że Rosja pod jego rządami już wtedy była zbrodniczym reżimem.
Najbardziej jaskrawym
przykładem działań Putina była wojna w Czeczeni, która stała się
motorem napędowym jego wyborczego sukcesu i była zalążkiem budowy krwawego
imperium. Putin - jeszcze jako premier - na fali licznych zamachów w
rosyjskich miastach, o które oskarżono Czeczenów, a za którymi mogły stać
kremlowskie służby, wkroczył do walki. Propaganda rozbudziła w
Rosjanach wielki strach i nienawiść, dzięki czemu Putin po ustąpieniu
Jelcyna wygrał wybory prezydenckie z dużą przewagą. Już jako nowy prezydent
dokończył w Czeczenii zbrodnicze dzieło. Rosyjscy żołnierze ostrzeliwali
miasta, nie patrząc przy tym na budynki mieszkalne, masowo mordowali cywilów i
torturowali więźniów w obozach filtracyjnych. Brzmi znajomo?
Czeczenia nie jest oczywiście jedyną oznaką zbrodniczej polityki
Putina. Po ponad dwóch dekadach jego rządów
lista zabitych przeciwników politycznych liczy setki nazwisk -
Litwinienko, Politkowska, Niemcow, Magnicki to oczywiście najbardziej znane
przykłady, których w sumie były tysiące. Mordowano w kraju i za granicą, a
zleceniodawców oczywiście nigdy nie wykryto i nie ukarano.
Putin od samego początku sprawowania władzy nie ukrywał, że jego celem jest odbudowa statusu imperium sowieckiego. Jasno dawał do zrozumienia, że chce ponownego odrodzenia dawnej strefy wpływów, dlatego w polu jego działań szczególnie znajdą się byłe republiki związkowe oraz państwa satelitarne, jak Polska.
"Rząd PO-PSL naruszył bezpieczeństwo obywateli dla bliżej nieokreślonych europejskich korzyści"
Zapytaliśmy ekspertów, jak w świetle tych
faktów oceniają decyzje Donalda Tuska o zacieśnianiu współpracy z Rosją, gdy
był premierem. W rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl Marek Budzisz (ekspert
ds. Rosji i postsowieckiego Wschodu) stwierdził, że "ówczesna strategia
koalicji PO-PSL była skrajnie błędna i oparta na przesłankach, które okazały
się z gruntu fałszywe".
- Działania tamtego rządu były elementem polityki całego Zachodu.
To jest dla Donalda Tuska jeszcze większym obciążeniem, ponieważ to
właśnie on ze względu na niebezpieczne sąsiedztwo Polski z Rosją powinien
próbować narzucić swoją optykę na działania innych, dalej położonych
państw UE. Tymczasem nie starano się nawet, by inne kraje,
niedoświadczone, czym jest Rosja, próbowały przyjąć naszą perspektywę. On
z tego świadomie zrezygnował, bo uważał, że zła historia się skończyła i Unia
wyręczy Polskę w kwestii polityki zagranicznej oraz energetycznej. To
oczywiście było błędem, którego konsekwencje ponosimy dziś - stwierdził Marek
Budzisz.
Jarosław Guzy (ekspert ds.
międzynarodowych, PAP)podkreślił z kolei, że "wszystkie elity zachodnie
zignorowały prawdziwą twarz reżimu Putina, który uosabia zbrodniczą historię
ZSRR i wywodzi się z KGB - organizacji odpowiedzialnej za śmierć milionów
ludzi". - Rosja była traktowana jako normalny partner, wbrew interesom
wszystkich państw Europy Środkowej. Niestety rząd PO-PSL, żeby uzyskać
akceptację Brukseli i zabiegać o uznanie, próbował zdjąć z siebie łatkę
rusofobów. Dołączyli do resetu wobec Rosji w sytuacji, gdy zagrożenia były już
widoczne gołym okiem. Lekceważyli jednak w ten sposób interesy własnego kraju.
Wszystko tylko po to, by móc przynależeć do europejskiej śmietanki, która
latami była ślepa i głucha na zagrożenia ze Wschodu - ocenił ekspert PAP.
- To wręcz zdumiewające, że polski rząd naruszył swoje
bezpieczeństwo i swoich obywateli, tylko dla jakichś bliżej nieokreślonych
europejskich korzyści - zaznaczył nasz rozmówca.
- Szereg tych karygodnych błędów w dużej mierze przyczynił się do aktualnej sytuacji wojny na Ukrainie i wynikającego z niej światowego kryzysu - dodał Jarosław Guzy.
![]() |
pismowidok.org |
Have a nice month of April, Anna !
OdpowiedzUsuńGiorgio, I thank you! I wish you all the best too!!!
UsuńP.S.
I'm the one who is worried, because my kitty is gone since yesterday :(