Czasami zdarza mi się opublikować na blogu jakiś
artykuł, który z jakiegoś powodu wzbudzi moje zainteresowanie lub jest ważny.
Dzisiaj postanowiłam zamieścić przeczytany przeze mnie jakiś czas temu tekst z
gazety „Rzeczpospolita”.
Dlaczego to robię❓
Ponieważ w Polsce w stosunku do Ś.P. Prezydenta Lecha
Kaczyńskiego uczyniono wiele zła i niegodziwości. Było o bardzo zbyt wiele obrzydliwego chamstwa (delikatnie mówiąc)🤬. Czytając poniższy artykuł normalnemu człowiekowi
robi się zwyczajnie niedobrze. Właśnie ci sami ludzie rządzą obecnie naszym Państwem.🤬
Publikacja: 16.04.2010 19:49
„Panie prezesie, melduję wykonanie zadania” – od tego zdania się zaczęło. Zewsząd krytyki, śmiechy. To był koronny dowód na to, że nowy prezydent jest niesamodzielny i że będzie prezydentem partyjnym. Od tego momentu lawina ruszyła
Lech Kaczyński był wyborem liberalnych elit, nie był
ulubieńcem dziennikarzy. Od początku urzędowania miał naprzeciwko siebie bardzo
mu nieżyczliwych pośredników. Media go nie lubiły, on był dla nich trudnym
partnerem. Miał świadomość, jak niemal każde jego zachowanie zostaje pokazane w
krzywym zwierciadle. Bardzo często narzekał na to.
Oczywiście popełniał błędy, miał
wpadki, bywał pamiętliwy, dawał się prowokować przez przeciwników. Bywał
porywczy, miał swoje fobie. Tyle że niechętni mu dziennikarze i polityczni
wrogowie skupiali się wyłącznie na słabościach. Wszędzie – i w obiegu
oficjalnym, i nieoficjalnym – zatrzęsienie prześmiewczych tekstów, zdjęć,
filmików, gadżetów, wyrwanych z kontekstu cytatów.
Podgrzewali to zjawisko niechętni mu
dziennikarze, zwalczający go politycy, świat popkultury i młodzieżowe
środowiska, do których nie umiał trafić ze swoim przekazem. W dobrym tonie było
kpić z Lecha Kaczyńskiego.
Niemal każda sytuacja, w której
znalazł się publicznie prezydent, groziła mu atakiem czy kpiną. Rzadko do
opinii publicznej przedostawała się istota, polityczny sens wydarzenia. Media,
które z jednej strony uległy tabloidyzacji, ale z drugiej po prostu nie lubiły
prezydenta, skupiały się zwykle na detalach, przy czym niemal zawsze na tych
mogących ośmieszać głowę państwa albo przynajmniej pozwalających go
skrytykować.
To prawda, że często Lech Kaczyński
ułatwiał zadanie swoim przeciwnikom. Nie umiał w przyjazny dla mediów i
publiczności sposób przedstawiać swoich racji. Nie dbał o to, by wiele działań,
które mogły budować jego dobry wizerunek, ujrzało światło dzienne.
Zakompleksiony nieudacznik
Niezależnie od tego, jak ocenimy
polityczną jakość prezydentury, w jakim stopniu zgadzamy się z decyzjami, wizją
i kierunkiem działań Lecha Kaczyńskiego, musimy pamiętać, że znalazł się w
warunkach, w których trudniej niż innym było mu komunikować racjonalne
podstawy swojej polityki. Po fatalnych doświadczeniach początku prezydentury,
kiedy atakowano go najpierw za wspomniane już zdanie inaugurujące działalność
głowy państwa, a potem za niefortunną reakcję na prymitywną krytykę w jednym z
niemieckich dzienników, Lech Kaczyński i jego otoczenie żyli ciągle w
atmosferze zagrożenia ze strony świata zewnętrznego, głównie mediów.
To zagrożenie nie było wymysłem
prezydenta. Z wykształconego patrioty, przyzwoitego, pełnego kultury osobistej
inteligenta starej daty, który całe dorosłe życie poświęcił pracy dla Polski,
zrobiono pozbawionego racjonalnych pomysłów, zakompleksionego nieudacznika,
który wprawia nas wszystkich w nieustanne zakłopotanie.
Smutne jest przeszukiwanie archiwów
prasowych i Google’a w tych dniach. Przykładów ośmieszania niemal wszystkiego,
co robił prezydent, jest masa.
Pamiętamy dobrze „Borubara” i
odwrócony szalik z napisem „Polska” z meczu z Austrią. Ileż było uciechy. Jakiż
śmieszny był ten Kaczyński. Chciał się pokazać na meczu, zyskać polityczne
punkty, a przecież nie ma pojęcia o piłce – mówiono. Zawodników nie rozpoznaje
i nawet szalika nie umie chwycić porządnie – Internet, audycje radiowe i
telewizyjne pełne były kpin.
Dopiero teraz możemy przeczytać, że
Lech Kaczyński nieźle się znał na piłce, że pamiętał doskonale wszystkie
szczegóły dotyczące historii polskiego futbolu i że sam w młodości był kibicem
Gwardii Warszawa.
Każdy pamięta „Irasiada”, te
śmichy-chichy w studiach radiowych, satyrycznych programach, kpiarskie esemesy.
Ale dopiero teraz opowiedziano, jak państwo Kaczyńscy lubili zwierzęta, jak się
o nie troszczyli, jak pomagali naszym „mniejszym braciom”.
„Spieprzaj, dziadu” – co nie było
najbardziej fortunną odzywką do zaczepiającego go menela – stało się hasłem
legendą. Strony internetowe, bransoletki z napisem, monety „siedem dziadów” –
to wszystko bawiło wielkomiejską elitę, krążyło po sieci i eterze. Nie było tam
natomiast informacji o tym, że Lech Kaczyński pomaga słabszym.
Prezydent był obciachowy – to
zwłaszcza wśród młodych środowisk opiniotwórczych była rzecz oczywista.
Wszystko, co zrobił, było obciachem. Nawet jeśli on sam nie miał z tym nic
wspólnego.
Tytuł w jednym z portali: „Nowy
obciach. Prezydentowi popsuł się samolot. W Mongolii”. Znów można było się
pośmiać. Nawet samolot mu nie lata. Jemu wszystko źle wychodzi. Jak zjawił się
w Japonii, to nawet cesarz się rozchorował.
Kurdupel przeganiany z podwórka
Janusz Palikot mógł sobie używać:
„Jak się rano budzę, to się boję, że prezydent się też obudził i na pewno coś
zrobi”. Śmieszny i groźny jest każdy krok prezydenta – przekonywał nas poseł z
Lublina, a im częściej przekonywał, tym jego pozycja w partii i popularność w
mediach rosły.
Jaką motywację działań obu braci
Kaczyńskich widział Palikot? „Przesłonięcie własnego tchórzostwa. Próbę
wymazania kompleksów z młodości – kurdupli przeganianych na podwórkach
Żoliborza przez silniejszych kolegów, kompleksu słabosilnych, którzy respektują
twarde zasady wyłącznie wobec słabszych od siebie. A kiedy nie dają sobie rady,
chowają się za barykadą kobiecych spódnic lub sięgają po kaczuszkę”.
Im częściej padały takie słowa, tym
chętniej dziennikarze podbiegali z mikrofonami przed oblicze milionera
uważanego za intelektualistę. A on ich raczył takimi opisami prezydenta RP:
„Nie wyglądał zbyt świeżo, bełkotał, intencje prezydenta są tragiczne”.
W pewnej audycji, do której lubili
przychodzić ludzie świata kultury, kpinom z małości i przerażeniu wobec grozy,
jaką niesie władza Kaczyńskich, końca nie było. Ale dopiero teraz mówi się, że
państwo Kaczyńscy byli wielbicielami wysokiej kultury, że panią prezydentową
można było spotkać na niemal wszystkich premierach, a prezydent przyjmował na
kolacjach ludzi kultury i intelektualistów.
O debatach intelektualnych, na których
bywały najwybitniejsze polskie umysły z różnych środowisk o różnych poglądach,
nie rozmawiano w żadnej audycji. To, że pasją Lecha Kaczyńskiego były długie
dyskusje, nie było przedmiotem rozmów w studiach komentatorskich, w programach
telewizji śniadaniowej czy rozrywkowych pogawędkach. Taka opowieść nie wydawała
się interesująca kolorowym magazynom.
Bachor robi wrzawę
Można było natomiast porozmawiać o
tym, że nie zna języków, co oczywiście jest obciachem. W tym samym czasie nieznający
języków premier był po prostu europejskim przywódcą.
Radosław Sikorski, walcząc o zostanie
kandydatem Platformy na prezydenta, mówił więc: „Uważam, że prezydent Polski
nie powinien porozumiewać się z innymi głowami państw na migi, jak Lech
Kaczyński z Nicolasem Sarkozym w Brukseli”. Pod adresem Donalda Tuska nikt na
takie uwagi sobie nie pozwalał.
Ale kiedy prezydent miał nas
reprezentować za granicą, natychmiast powstawał ten problem. Jak to będzie? Czy
nas aby nie skompromituje? Szef MSZ błagał prezydenta na kolanach, aby do
Brukseli nie jechał, bo będzie katastrofa. A jeśli już gdzieś musiał lecieć,
minister tłumaczył opinii publicznej, że pan prezydent zostanie wyposażony we
wszelkie możliwe instrukcje. Po co mu instrukcje?
To, czego premier czy ministrowie nie
mówili wprost, wyrażał poseł z Lublina, który obrazowo tłumaczył opinii
publicznej, z jakimi zagrożeniami wiąże się obecność prezydenta RP za granicą.
„To jest dziecko, to jest jednojajowy bliźniak, zdominowany przez starszego
brata, przez matkę, który nie panuje nad swoimi emocjami, urazami. Ten bachor
po całej Europie biega, krzyczy, szaleje, robi wrzawę. To jest dziecinne,
musimy się zajmować tym dzieckiem. Niestety, to dziecko jest prezydentem (…) Na
szczęście jest tak, że większość w Europie i na świecie nie traktuje poważnie
Lecha Kaczyńskiego. To jest taki rodzaj wariata. Wszyscy wiedzą, że to nie jest
poważny polityk” – Palikot mówi, dziennikarz słucha, nagrywa, potem nagranie
wisi na często odwiedzanej stronie internetowej
Efekt? Internauci pytają: „Boże,
dlaczego on tam się pcha?”, „Jezu, jaki to obciach”, „Co z nim zrobić?”.
Wszystko staje się coraz jaśniejsze.
Palikot w innym wystąpieniu w studiu wideo jednej z gazet: „Pan prezydent
szkodzi Polsce w sposób niebywały. Jeszcze tego brakuje, żeby pojechał do
Brukseli i wystraszył naszych sojuszników”.
„Jaka wizyta, taki zamach”
Kiedy indziej ten coraz bardziej
wpływowy polityk Platformy mówił o innych kłopotach Lecha Kaczyńskiego:
„Docierały do nas plotki z posiedzenia NATO w
Bukareszcie, że tam prezydent był niedysponowany, że całymi godzinami
przesiadywał w toalecie, że było to przedmiotem interwencji szefów innych
państw” – i w tym wypadku dziennikarz słucha i nie reaguje. Jego redakcja
wykorzystuje tę wypowiedź, a polityczna pozycja Janusza Palikota w Platformie
Obywatelskiej nieustannie rośnie.
Zwłaszcza kiedy poseł wygłasza takie
oświadczenia: „Apeluję do Lecha Kaczyńskiego, by wytrzeźwiał, by wyjaśnił, co
myśli, w pełni przytomnych sił!”. Te wszystkie wypowiedzi dotyczyły prezydenta
RP. Ich autora władze partii uhonorowały miejscem we władzach klubu
parlamentarnego. A stacje telewizyjne coraz chętniej zapraszały, nie próbując
nawet sprawić, by prowadzący rozmowy dziennikarze dystansowali się od takich wypowiedzi.
To był dominujący ton opowieści o
Lechu Kaczyńskim. O jego dyskusjach z ekonomistami mówiło się znacznie mniej.
Relacje z jego wystąpień na szczycie ekonomicznym w Davos trudno było
gdziekolwiek znaleźć. Ale za to nieustannie powtarzano, że Lech Kaczyński zawetuje
wszystkie ustawy przyjęte z inicjatywy obecnego rządu, mimo że zawetował tylko
bardzo niewielką ich część.
Dopóki prezydent Kaczyński nie
zdecydował się wprowadzić zmian w Społecznym Komitecie Ochrony Zabytków
Krakowa, nikt nie usłyszał, że to za jego kadencji Kancelaria Prezydenta
znacznie zwiększyła budżet, dzięki któremu Kraków wygląda tak, jak wygląda. I
tematem tekstów nie była aktywna pomoc dla miasta, ale „rozpychanie się”
Kaczyńskiego, „upartyjnianie” i wsadzanie swoich ludzi do komitetu, co zresztą
nie miało nic wspólnego z prawdą.
Sądy przy pełnej aprobacie mediów i
środowisk opiniotwórczych mogą wydawać wyroki na tych, którzy urazili
naczelnego jednej z gazet, ale sprawa bezdomnego, który publicznie obrażał
głowę państwa, urosła do rangi skandalu, gdy próbowano go osądzić. W relacjach
z tej sprawy zmistyfikowano bardzo wiele, a przede wszystkim odebrano
prezydentowi prawo do obrony godności. Innym obywatelom RP to prawo
przysługuje.
To wszystko prowadziło do jednego
wniosku: prezydent ośmiesza Polskę. Sześćset osób, w tym niektórzy znani
pisarze, oświadczyło w liście: „Wolimy, żeby prezydent Kaczyński nie ośmieszał
Polski – niech, skoro już musi, ośmiesza siebie i swoją przegraną formację
polityczną” – to w obronie homoseksualistów.
A skoro ośmiesza, to trzeba się go
pozbyć. Stefan Niesiołowski: „Trzeba wyeliminować tych szkodników polskiej
polityki (braci Kaczyńskich – przyp. I.J). Nie mam nic przeciwko temu, żeby
Jarosław wdychał sobie inhalacje, a Lech spacerował” – wyjaśniał wicemarszałek
Sejmu i precyzował: „Ja chcę ich tylko wyeliminować z polityki”.
Kiedy Lech Kaczyński podejmował
jakiekolwiek działania, zawsze obok normalnej krytyki pojawiało się
ośmieszanie, dezawuowanie. Wyprawa do Gruzji w czasie wojny
rosyjsko-gruzińskiej była „śmieszna, żałosna”. Najpoważniejsi politycy nie bali
się mówić: „Jaka wizyta, taki zamach”, kiedy wyglądało na to, że jego życie
jest zagrożone.
Kiedy mówił o tym, że Polska powinna
być w G20, natychmiast kpiono, że nie ma pojęcia, jak się ustala skład grupy
najbogatszych państw świata. Kiedy jego kancelaria zamówiła monitoring mediów,
co robi każde ministerstwo, wyśmiewano się, że wydaje masę pieniędzy, by
Kaczyński mógł o sobie czytać. Problemem stawało się nawet to, że do Juraty
zamawia się za dużo kotletów, a barek w Kancelarii Prezydenta jest deficytowy.
Wykpiwano albo zbywano jako zbędne
jego działania na rzecz dywersyfikacji dostaw gazu. Polityka nawiązywania
bliskich kontaktów z państwami Kaukazu rzadko była przedmiotem poważnej debaty,
dużo częściej – docinków. Podobnie jak polityka wobec Rosji, Niemiec czy Unii
Europejskiej. Każda poważna inicjatywa była traktowana jako jakiś żałosny
wymysł.
Niestosowny klimat
Tak wygląda kawałek prawdy o życiu
publicznym w Polsce. Cytaty są dosłowne, łatwo je odnaleźć, można przygotować
ich jeszcze więcej. Tak traktowano prezydenta RP. Tak przedstawiano go
wyborcom. Oczywiście nie dotyczy to wszystkich mediów.
Przytoczyłem tu najostrzejsze
wypowiedzi. Ale oddają one klimat, w jakim wypadło sprawować swój urząd Lechowi
Kaczyńskiemu. Trudno w tych dniach przyszło mi pisanie tego tekstu. Ale właśnie
w tej chwili możemy sobie dobrze zdać sprawę z niestosowności tego, co się
działo. Jak bardzo nie szanowaliśmy urzędu i osoby prezydenta RP.
Poddawać krytyce można każdego. Sami
na łamach „Rzeczpospolitej” niejednokrotnie krytykowaliśmy rozmaite działania
prezydenta Kaczyńskiego. Ale czym innym jest krytyka głowy państwa, a czym
innym jej ośmieszanie. To był proces masakrowania wizerunku prezydenta RP. To
jest coś, co już nigdy nie powinno się powtórzyć.
Bez tego aspektu obraz prezydentury Lecha Kaczyńskiego, który rysujemy w dzisiejszym „Plusie Minusie”, byłby niepełny.
Te wypowiedzi, wzmacniane
komentarzami rozmaitych programów satyrycznych, wchodziły do publicznego obiegu
i zaczęły być coraz powszechniej uważane za dopuszczalne.
![]() |
Lech Kaczyński |
Dear Anna, I have heard the two main contenders may disagree on the EU, but they have both embraced anti-migrant sentiment
OdpowiedzUsuńHi Giorgio!
UsuńThis isn't true! Trzaskowski (Mayor of Warsaw and Prime Minister Tusk's candidate) is a Soros alumni. He's realistically the executor of Tusk's decision. He's saying everything now to win the elections. He's a hypocrite. In my opinion, he;s a combination of Smurfs: a Doll and a Dragonfly. He lost the previous presidential election to President Andrzej Duda. In all likelihood, it can be said that the special services are involved in the election.
Giorgio, I salute you!
Me, I hope you have better weather than me!!! Unfortunately, I have: rain, gray, wind - November in May :(