Witajcie Kochani😀
Zgodnie z obietnicą dzisiaj kolejna podróż w krainę zapachów. Ponownie zapraszam na „spotkanie” z niektórymi stanowiącymi część kolekcji moich ulubionych i zapowiadam, że zrobi się też sentymentalnie😀 Nie podejmę się jednak samodzielnej głębszej analizy przedstawionych poniżej „pachnideł”, gdyż specjalistkę od świata zapachów mamy tutaj: Madame Perfumella to pani Katarzyna Zamielska, ale przygotujcie się na kilka subiektywnych słów.
Każdy z nas ma swój gust, nie wszystkim musi się wszystko i to samo podobać (i całe szczęście❗), a perfumy stanowią indywidualną sprawę, ja oceniam te, bo w jakiś sposób to one właśnie mnie urzekły.
Indian Summer Green pani Priscilli Presley.
Tej pani chyba również nie trzeba przedstawiać: modelka, aktorka, scenarzystka, producentka (prywatnie była żoną Elvisa Presleya i przez pewien czas teściową Michaela Jackscona).
Perfum stanowi kompozycję kwiatową. A dokładnie kwiatowo-zieloną – te drugie są nutami natury: traw, zielonych części roślin.
Jak dla mnie już ich sama nazwa ma w sobie to coś mimo wszystko przyciągającego uwagę. Przyznaje się, wpłynęła i na mnie. Myślę, iż w pewnym sensie oddaje, także przeszłość samego kontynentu amerykańskiego – indiańska wiosna.
Woń posiadająca coś z tych z odległych czasów i kultury pierwszych mieszkańców Ameryki. Ludzi, od których przecież czerpiemy nawet obecnie (często zresztą nawet nie zdając sobie sprawy❗) patrząc w niebo podczas kolejnych pełni Księżyca. Dlaczego❓ Nazwy wtedy nadane Srebrnemu Globowi, temu jedynemu naszemu naturalnemu satelicie, wywodzą się od północnoamerykańskich Indian.
W „Summer Green” przynajmniej ja wyczułam nie tylko powyższe nuty, ale podobnie, jak u pani Sabatini, jakąś subtelną woń wolności, ponadto ukojenie, subtelność i mistykę. Indyjska letnia zieleń symbolizująca harmonię i równowagę świata – to, czego tak bardzo nam dzisiaj brakuje❗


Komentarze
Prześlij komentarz